Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

8-letnia Wiktoria z Folusza pięknie maluje, ale coraz gorzej widzi. Trwa zbiórka na operację jej oka

Jakub Hap
Choć los nie jest dla Wiktorii łaskawy, na twarzy 8-latki często gości uśmiech.
Choć los nie jest dla Wiktorii łaskawy, na twarzy 8-latki często gości uśmiech. Arch. rodzinne
Wiktoria Osika ma 8 lat. Uczy się w Niepublicznej Szkole Podstawowej w Foluszu, uczęszcza do drugiej klasy. Jest zdolna i pełna pasji, lecz zdiagnozowany zespół Marfana skutecznie utrudnia jej życie. Trwa zbiórka na operację, dzięki której dziewczynce będzie lżej.

Mimo że Wiktoria przyszła na świat dziesięć dni po planowanym terminie, wydawała się zdrowa. Pierwsze oznaki wskazujące, że coś może być nie tak, zauważyła jej mama, kilka tygodni po porodzie.

- Serce córeczki biło bardzo szybko. Zaniepokoiło mnie to. Odwiedziliśmy trzech jasielskich kardiologów. Twierdzili, że wszystko jest w porządku, uwierzyliśmy im i daliśmy sobie z tym sercem spokój. Ufaliśmy, że jest dobrze i tak już pozostanie - opowiada Joanna Osika, mama 8-latki.

Wiktoria nie rozwijała się jednak tak, jak inne dzieci. - Była długa, ale chudziutka. Lekarze zaczęli podejrzewać wodogłowie. Gdy miała rok, pojechaliśmy na USG i zostaliśmy skierowani do Krosna na tomografię. Zaczęły się schody. W przychodni usłyszeliśmy, że tomografia czy rezonans nie wchodzą w grę, bo Wiktoria ma wadę serca. Trafiła na oddział dziecięcy krośnieńskiego szpitala, gdzie spędziła trzy tygodnie. Diagnozy dotyczącej serca nie mogliśmy się doczekać - wspomina pani Joanna.

Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. Rodziców zszokowały słowa kierownika oddziału, kiedy oznajmił, że dziecko jak najszybciej musi zostać przetransportowane do krakowskiego szpitala dziecięcego.

- Twierdził, że jeśli tak się nie stanie, Wiktoria umrze. Ale gdy dotarliśmy do Prokocimia, postawa tamtejszych lekarzy zdawała się zaprzeczać niebezpieczeństwu - wspomina pani Joanna. Mijały kolejne dni, czekali na badania. - Słyszeliśmy, że albo nie ma wolnego sprzętu, albo lekarza, który może go użyć. Z jednej strony bardzo baliśmy się o Wiktorię, z drugiej byliśmy zdezorientowani. Nie wiedzieliśmy, co robić - załamuje głos Joanna Osika.

Po trzech dniach rodzice rocznej wówczas dziewczynki postanowili wypisać ją z prokocimskiego szpitala na własne żądanie i szukać innego specjalisty.

- Kiedy poinformowałam o tym lekarza pełniącego dyżur, nagle okazało się, że nic nie stoi na przeszkodzie, by wykonał badania. Ale decyzji nie zmieniliśmy, po godzinie 22.30 wsiedliśmy do samochodu i całą trójką wróciliśmy do domu. Niepewni, co przyniesie jutro - mówi mama Wiktorii.

Trzy wady serca
Pierwszym krokiem do przełomu w próbach ustalenia, co tak naprawdę dziewczynce dolega, okazała się wizyta Osików u lek. med. Mirosława Karpa, kardiologa dziecięcego z Jasła. Wiktoria miała wtedy dwa lata.

- Stwierdził, że w przeciągu dwóch tygodni jest w stanie umówić nam wizytę na oddziale w Katowicach. Jak powiedział, tak zrobił. W szpitalu spędziliśmy trzy dni, Wiktorii wykonano wiele badań i doczekaliśmy się pierwszych konkretnych diagnoz. Okazało się, że córka ma trzy wady serca... Dwie można operować, z trzecią musi żyć. Ciężko było się z tym wszystkim pogodzić, ale przynajmniej wiedzieliśmy już, na czym stoimy. Według lekarzy pierwsza operacja powinna odbyć się niezwłocznie, druga, jak Wiktoria będzie dorosła - podkreśla J. Osika.

Ostatecznie, po wykonaniu dodatkowych badań zabieg odłożono w czasie. Przeprowadzony został we wrześniu ubiegłego roku - z sukcesem. W międzyczasie na Wiktorię i jej rodziców spadły kolejne ciosy w postaci innych stwierdzonych chorób.

- Ma m.in. słabe napięcie mięśniowe. Jeździliśmy do ośrodka w Potoku, potem do doktor neurolog z Krosna. Kiedy córkę zaczął interesować telewizor, zauważyliśmy, że podchodzi bardzo blisko ekranu. Konsultowaliśmy to z panią profesor w szpitalu w Katowicach. Stwierdziła, że Wiktoria ma pięć wad wzroku, m.in. podciągniętą soczewkę i astygmatyzm. Zaczęła nosić okulary, jeździliśmy na kontrole do Katowic. Pewnego dnia po upadku z krzesła Wiktoria wyznała, że widzi kreski pod okiem. Chcąc szybko to sprawdzić, pojechaliśmy do okulistki do Krosna. Zapytała, czy słyszałam o zespole Marfana. Odparłam: pierwsze słyszę - relacjonuje pani Joanna.

Choć Wiktorię badało wielu lekarzy, nikt o takim schorzeniu nie wspominał.

- Udaliśmy się do Rzeszowa, do poradni genetycznej. Podczas wizyty, na którą czekaliśmy przeszło rok, lekarz sugerował, że u córki prędzej można podejrzewać coś marfanopodobnego. Główny objaw zespołu Marfana polega na tym, że wysokość ciała jest krótsza niż rozpiętość ramion od palca do palca - u Wiktorii tak nie było, ale brakowało tylko centymetra. Na badanie za 10 tysięcy złotych, które rozwiałoby wątpliwości, nie było nas stać. Po zrobieniu badań krwi i półrocznym oczekiwaniu na ponowną wizytę u genetyka okazało się, że córce nie dolega nic marfanopodobnego - mówi pani Joanna.

Kolejne miesiące upłynęły mieszkańcom Folusza pod znakiem konsultacji z kardiologami, ortopedami, okulistami, rehabilitantami. - Diagnoza zapadła po wykonaniu badania proponowanego w Rzeszowie. W stołecznym Instytucie Matki i Dziecka zapewniono nam jego refundację. Od jesieni ubiegłego roku wiemy więc już, że córka ma zespół Marfana - tłumaczy mama Wiktorii.

Pomóc może operacja
Grono pedagogiczne podstawówki z Folusza robi wszystko, by pomóc dziewczynce uczyć się w jak najbardziej komfortowych warunkach. 8-latka doskonale radzi sobie z czytaniem i pięknie maluje - zajęła I miejsce w konkursach plastycznych „Dębowiec dawniej i dziś” (gminny) oraz „Rodzina wolna od przemocy” (powiatowy). Stara się dzielnie stawiać czoła dolegliwościom, jednak to ciężka walka. Zwłaszcza że problemy zdrowotne Wiktorii się pogłębiają.

- Ostatnio spadło jej napięcie mięśniowe, gdyż od operacji nie była rehabilitowana, a teraz uniemożliwia to pandemia. Kości, mięśnie ma mocno osłabione. Do tego przez problemy z kręgosłupem jedno płuco jest w jednej czwartej zmiażdżone, co też obniża sprawność córki. Ale największym problemem jest obecnie prawe oko, z powodu podwiniętej soczewki w zasadzie na nie nie widzi. W Katowicach stwierdzili, że mogliby ściągnąć soczewkę, lecz już jej nie założą, bo rogówka jest w bardzo złym stanie. Za duże ryzyko niepowodzenia - wyjaśnia mama 8-latki.

Nadzieją jest operacja w Warszawie za 7,5 tys. zł. Dla Osików to duży wydatek, dlatego proszą o wsparcie. Pomóc można poprzez zbiórkę na portalu SiePomaga - LINK i przekazanie na dziewczynkę 1 proc. podatku dochodowego (w formularzu PIT wpisz nr: KRS 0000037904, a w rubryce „Informacje uzupełniające - cel szczegółowy 1%” podaj: 36295 Osika Wiktoria).

Rodzice 8-latki dziękują za każdą przelaną złotówkę. Podkreślają, że zabieg na oko znacznie ułatwi ich córce codzienne funkcjonowanie, lecz wizyty u lekarzy dalej będą dla niej chlebem powszednim. W planach jest m.in. operacja na kręgosłup.


ZOBACZ TEŻ: Rzeszowska aktorka opowiada o teatrze w czasach zarazy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na jaslo.naszemiasto.pl Nasze Miasto