Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Artystyczne fascynacje Grażyny Jaśko z Jasła. Magia pergaminowej koronki

Bogdan Hućko
Bogdan Hućko
Zafascynował ją świat pergamano, pięknych papierowych koronek, bajecznych, oryginalnych wzorów. Dla tej techniki rękodzieła artystycznego porzuciła decoupage, trochę na boczny tor odsunęła haft krzyżykowy i richelieu. – To druga – po mężu – moja miłość – uśmiecha się Grażyna Jaśko i nie ma w tym wyznaniu ani odrobiny kokieterii.

Pergamano to pasja, która zawładnęła jaślanką, nauczycielką edukacji wczesnoszkolnej. Na Podkarpaciu jest jedynym certyfikowanym nauczycielem pergamano. Emerytura sprzyja pogłębianiu i kontynuowaniu hobby.

Wyniosła z domu

Talent odziedziczyła po przodkach. Wychowała się w domu, w którym ciągle coś ręcznie się wykonywało.

– Babcia w Harklowej to podobno wszystkie szaty liturgiczne haftowała. Moja mama była pasjonatką wszelkich prac rękodzielniczych. Robiła dla siebie, znajomych, rodziny, koleżanek. Przede wszystkim zajmowała się różnego rodzaju haftem. Przed Wielkanocą wykonywała palmy i pisanki. Gotowała w farbach do wełny i drapała brzytwą. Zawsze mi się bardzo podobały i później jako 10-11-letnia dziewczynka próbowałam, choć nie wychodziło mi to tak jak mamie

– zaznacza Grażyna Jaśko, która takie drapane pisanki przekazała do zbiorów jasielskiego muzeum.

- Na dwa tygodnie przed Bożym Narodzeniem - i to wspominam jako cudowną niedzielę - zawsze po południu był stół rozkładany na 12 osób. Wszyscy w rodzinie się zbierali i robiliśmy ozdoby na choinkę. Cukierki, orzechy w złotka, bibułkę. I to mi zostało z dzieciństwa

– dodaje.

Haftem zajęła się już jako 12-13-latka. Wykonywała pierwsze serwetki, malutkie obrusiki, haftowała sobie na dżinsach jakieś kwiatuszki. Od koleżanki nauczyła się techniki richelieu, którego mama nie wykonywała, a bardzo jej się podobał ten haft. A po założeniu rodziny haftowała wszystko, jak mówi, co było możliwe. To był przełom lat 80. i 90. minionego wieku. W sklepach nie było nic.

- Urodziła mi się córka, więc wszystkie ubranka miała robione ręcznie i na drutach. Bardzo dużo także szyłam ze zdobywanego materiału – spodenki ogrodniczki, sukieneczki, haftowane kołnierzyki, mankieciki do sukienki. Wtedy też dużo haftowałam krzyżykowo obrazy. Chyba nie ma haftu, którego bym nie opanowała: krzyżykowy, płaski, atłasowy, wstążeczkowy, richelieu, hardanger

– wylicza.

Z Kolumbii do Holandii

W latach 90. kupowała i czytała niemiecką „Burdę Annę”, w której były zamieszczane przepiękne wzory. W jednym z wydań znalazła wkładkę o pergamano.

- To mnie bardzo zainteresowało, ale co to jest. Jakieś narzędzia, igiełki, kuleczki i wychodzą przezroczyste koronki wycinane. Co to takiego? Nie było jeszcze internetu, nie było w Polsce żadnych blogów, książek i dałam sobie z tym spokój. Gdy pojawił się w Polsce internet, zaczęłam szukać po rękodzielniczych blogach. Dopiero w 2008 r. poznałam dziewczynę z Tarnowca, która zaczęła się tym interesować poprzez bloga z innymi. Zapoznała mnie z Anną Tomczak z Łodzi, która znała już technikę, poznaną w Holandii, gdzie pergamano rozpowszechniła Kolumbijka Martha Ospina. W Bogocie uczyła się tej techniki w szkole klasztornej. Po jej ukończeniu, jako 18-letnia dziewczyna, postanowiła na tym zarabiać. W Kolumbii były popularne kartki z okazji 15 urodzin. Dziewczyna, która wchodziła w dorosłość, dostawała takie upominkowe karteczki. Ospina zarabiała na tym mnóstwo pieniędzy, zaczęła je odkładać, żeby kiedyś polecieć do Europy. Razem z koleżanką najpierw odwiedziły Paryż. W pociągu poznała swojego przyszłego męża, wdowca, dużo starszego, który jej zaproponował wycieczkę do Holandii. Był biznesmenem, a gdy się przekonał jaki ona ma fach w ręku, założył firmę pergamano. Projektowała wzory, robili narzędzia, wydawali książki i zaczęli rozpowszechniać warsztaty po całej Europie. Później też do Japonii, Australii, Kanady. Ospina przez 25 lat rozpropagowała pergamano na całym świecie

– opowiada Grażyna Jaśko.

Poznana Anna Tomczak z Łodzi, także zafascynowana tą techniką, zaczęła na własną rękę – przy pomocy męża, produkować własne narzędzia. Okazało się, że nie może tego robić pod tą nazwą, bo jest ona zastrzeżona. Została zaproszona przez Marthę i Tiemena Venemę do Holandii, została przeszkolona, nawiązała współpracę z Holendrami i otworzyła firmę w Łodzi, w której uczyła przyszłych nauczycieli pergamano.

- Załapałam się na pierwszy taki kurs w grudniu 2008 roku. Myślałem, że to potrwa jeden, dwa, trzy dni. Okazało się, że to trzeba pół roku, żeby dokładnie, wszystko poznać. Ale nie żałuję. Było to makabrycznie drogie, bo nie miałam nic. Musiałam kupić wszystkie narzędzia, materiały, wzory, tusze, farby

- wylicza. Zawzięła się i wytrwała w postanowieniu. Zdała trwający trzy dni egzamin. Wszystkie prace wysyłane były do instytutu w Holandii.

W Polsce jest 23 nauczycieli pergamano. Na Podkarpaciu Grażyna Jaśko jest jedyna.

- Więcej nie będzie, bo pergamano upadło. Martha Ospina przeszła na emeryturę, z mężem przekazała firmę w ręce pasierba, który na początku próbował to dalej kontynuować, ale rynek był już nieprzychylny. Czas pandemii zrobił swoje. Jest mnóstwo technik łatwiejszych, a ta jest bardzo pracochłonna. Zrezygnował z pergamano. Nastąpiła wyprzedaż narzędzi, książek, magazynów. To, co myśmy zdobyły i teraz możemy przekazywać innym, to chyba tylko tyle zostanie

– przypuszcza Grażyna Jaśko.

Chirurgiczna precyzja

Co to jest pergamano? Z takim pytaniem artystka z Jasła spotyka się dosyć często. Ludzie patrzą na jej wyroby, zachwycają się kunsztem i precyzją, ale tak naprawdę nie wiedzą, co to jest.

- Trudność polega na tym, że jest to bardzo precyzyjna technika, wymagająca skupienia, dobrego wzroku. Zaczyna się od białej kalki przezroczystej, nie technicznej, elastycznej o gramaturze 150-160. Rysuje się białym tuszem, piórkiem jakiś wzór. Można też kopiować z gotowych. Następnie pracuje się nad embossingiem – to jest cieniowanie, wytłaczanie na miękkiej podkładce kuleczkami różnej grubości od 0,3 milimetra do 6 milimetrów, żeby pewne elementy wybielić, wycieniować, nadać taką fakturkę. Kolejny etap to perforacja czyli praca z igłami. Odwraca się pracę na prawą stronę i nakłuwa różne elementy, które później tworzą ażur, czyli papierową koronkę. Końcowy etap jest najważniejszy – wycinanie nożyczkami precyzyjnymi, które mają ostrza podniesione do góry i bardzo cieniutkie. Wkłada się te ostrza w dwa otworki i ciachnięcie powoduje taki ząbek jak u znaczka pocztowego. To praca ręczna od początku do samego końca. Efekt jest przepiękny, bo to jest papierowa koronka. Można robić wzory w 3D czyli przestrzenne, wtedy kalki używa się jeszcze grubszej - dwusetki, która ma już sztywność i można wykonywać cuda. Technika jest pracochłonna. Nieraz trzeba poświęcić 3-4 dni na malutki obrazek, żeby wykonać pracę przestrzenną, to nieraz się robi miesiącami. Nie każdy będzie to wykonywał, bo jest niedoceniony. Musiał by ktoś zobaczyć od początku do końca i przekonać się ile to czasu pochłania, żeby docenił

– opisuje artystka trudną technikę.

Kojący wysiłek

Pergamano działa na nią kojąco, uspokaja, wycisza.

– Po ciężkim dniu w szkole musiałam usiąść przy biurku i popracować przynajmniej godzinę. Od razu wszystko odpływało

– dzieli się swoimi odczuciami Grażyna Jaśko.

- Gdy przyjechał pasierb Peter z Holandii i wręczał nam certyfikaty w lipcu 2010 roku, powiedziałam mu, że chcę prowadzić zajęcia z dziećmi. Dowiedziałam się od niego, że w magazynach mają stare narzędzia, które im zalegają i za przysłowiowe polskie złotówki można kupić. Pierwsze narzędzia przysłał Holender do szkoły i mogłam rozpocząć w SP nr 8 w Jaśle pracę z dziećmi w klasie III. Nie wiedziałam na początek jak będą sobie radzić, bo to jest precyzja, manualne czynności. Paluszki dzieci nie są do tego przyzwyczajone, ale sobie świetnie radzili i kontynuowałam w następnych latach. Odważyłam się potem wprowadzić to w już w klasie I. Wzory pasjonowały dzieci - nie kredka, farba, pędzel, tylko kalka, gdzie można kuleczkami coś robić, a powstaje rysunek, można to dotknąć. To ich bardzo przyciągało. Prowadziłam do końca minionego roku szkolnego. Od 4 lat prowadzę sekcję pergamano w MDK. Mimo, że nie pracuje i nie mogę pracować w placówce oświatowej, prowadzę jedną godzinę w tygodniu z tymi dziewczynkami, z którymi rozpoczęłam jako wolontariusz, żeby po prostu uczyć. Jest zainteresowanie, nie mogę mieć więcej niż 10 osób, bo mam tyle zestawów narzędzi, ale chętnych jest dużo i robią przepiękne prace

– podkreśla certyfikowana nauczycielka pergamano.

Uczniowie pod nadzorem Grażyny Jaśko wykonali szopkę bożonarodzeniową w technice pergaminowej. W XIX Wojewódzkim Konkursie Szopek w Rzeszowie w 2012 r. zdobyli nagrodę specjalną - główną dla Zespołu Szkół Miejskich nr 5 w Jaśle. Zdjęcie tej szopki, która po konkursie była wystawiona w kościele w Sobniowie, trafiło na płytę dodaną do książki jubileuszowej z okazji 25-lecia pergamano w Holandii.

Wiertła dentystyczne

Artystyczne fascynacje Grażyny Jaśko to nie tylko pergaminowa koronka. Bardzo długo bawiła się w decoupage. Zrezygnowała, bo nie ma do tego warunków, mieszkając w bloku. W mieszkaniu ma mini pracownię, bardziej własny kąt, a w nim wszystko co potrzebne do artystycznych zajęć.

Wykonuje pisanki ażurowe z wydmuszek jaj gęsich, kaczych albo strusich, bo mają twardą skorupkę.

- Kurze jajka się nie nadają. Z chowu domowego mają mocne skorupki i wtedy można się pobawić

- tłumaczy. Kupuje gotowe wydmuszki. Strusie kupuje przy okazji wyjazdów nad polskie morze, gdzie są olbrzymie fermy.

- Wcześniej nawiercam, potem maluje i drapie. Robię na wystawy, czasem w podarunku, na konkursy. Strusia skorupa jest bardzo twarda. Nawiercenia trzeba robić tydzień, bo po prostu ręka drży, nie da rady długo pracować. Używam mini wiertarki i wiertła dentystyczne

– zdradza tajniki warsztatu.

Motywy bożonarodzeniowe to aniołki, elfiki, kartki – bombki, na których można napisać życzenia. Także buciki po narodzeniu dziecka. Z pergamano można robić różności – np. przycisk do papieru. Potrafi zrobić tzw. światy – podwieszane kule, wycinane z opłatków.

- Dużo nadal haftuję, ale udzielam się bardziej charytatywnie. W JDK mam klub kreatywnych działań. Haftowaliśmy poduszeczki dla hospicjum na gwiazdki, kwadraciki, które były wkomponowane w poduszeczki dla hospicjum w Rzeszowie, żeby zrobić przyjemność dzieciakom. Wcześniej haftowałam dla Elbląga. Tam szyją kołderki z tych kwadracików haftowanych. Dzieci zamawiają sobie kołderki z postaciami bajek np. Kubusia Puchatka

– dodaje.

Ekspozycje

Przez wiele lat robiła dla siebie lub znajomych, na różne okoliczności, z okazji urodzin, chrztu, czy po prostu na pamiątkę. Wykonała 130 obrazów wyhaftowanych. Rozsiane są po całym świecie. Dopiero w czerwcu 2002 r. – po namowach - odważyła się pokazać swoje hafty szerszej publiczności. W I Biennale Sztuki Ludowej i Nieprofesjonalnej w Jasielskim Domu Kultury zajęła drugie miejsce. To ją podbudowało. Zaczęła wysyłać na wystawy zbiorowe, konkursy. Trzy razy pokazywane były na wystawach w Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi. Na konkursie „Igłą malowane” w Gorzowie Wielkopolskim zajęła III miejsce. Wyróżnienia otrzymała w konkursach „Inspirujemy kolorem” w Warszawie (2006) oraz w „Czterech porach roku” w Krośnie (2009). Dwukrotnie miała indywidualną wystawę w Bibliotece Pedagogicznej w Jaśle w ramach cyklu „Galeria twórczości nauczycieli amatorów” (2006-haft, 2013-pergamano). Ponadto jej prace były pokazywane na zbiorowych wystawach w Katowicach, „Kobiety z pasją” w JDK (2012), klubu rękodzieła artystycznego w WDK w Rzeszowie (2013).

Etnograf z zamiłowania

W szkole prowadziła kącik regionalny, odtworzyła izbę z wieloma oryginalnymi przedmiotami.

- Kupowałam na Allegro wszystko co można było wkomponować – ruszty, kociołek na wodę, ruszt do pieca. Pojechałam do mojej cioci do Dydni, skąd moja mama pochodzi, weszłam na strych, znalazłam niecki drewniane, cepy, narzędzia do czesania lnu. Wszystko się do izby przydało. Następowały w niej cykliczne zmiany, związane z porami roku np. przygotowania do Bożego Narodzenia, to wieszałyśmy podłaźniczkę do sufitu, światy, jerzyki z bibułek, jabłka, stół do wigilii nakryty białym płótnem, drewniane łyżki, snopek w kącie, chochoł, motyki, nawet żarna mieliśmy, worki z ziemniakami. Izba cieszyła się dużym zainteresowaniem. Zmieniła się dyrekcja szkoły i trzeba było zlikwidować. Mariusz Świątek zabrał do muzeum, wzbogaciłam salę etnograficzną

– uśmiecha się Grażyna Jaśko.

Mówi, że mogłaby być etnografem, bo tym się interesuje.

– W dzieciństwie jeden miesiąc wakacji spędzałam na wsi, w Dydni, drugi u mojego wujka, który był weterynarzem w Uściu Gorlickim. Uwielbiałam wieś, wszystko mnie zachwycało. Życie tych ludzi, praca i zabawa, świętowanie, żniwa, snopki, nie tak jak teraz – przyjedzie kombajn i po żniwach.

Podkreśla, że nie potrafi bezczynnie siedzieć.

– Zawsze muszę coś robić. Lubię radio, bo mogę robić i słuchać. Teraz na emeryturze, na co wcześniej nie miałam nigdy czasu, zajmę się pracami trójwymiarowymi, przestrzennymi. Chcę zrobić w technice pergamano wieżę Eiffla, bo kocham Paryż i moim marzeniem jest, żeby jeszcze raz tam pojechać

– zdradza plany.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jaslo.naszemiasto.pl Nasze Miasto