Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bartosz Kilar: wolałbym wygrywać mecze za trzy punkty niż mieć monopol na tie-breaki [ZDJĘCIA]

Bogdan Hućko
Bogdan Hućko
O zakończonym sezonie, radościach i rozczarowaniach, planach, marzeniach i realiach rozmawiamy z Bartoszem Kilarem, trenerem siatkarzy II-ligowej drużyny MKS Gamrat MOSiR Jasło

- Celem drużyny w zakończonym sezonie 2021/22 było zajęcie miejsca pierwszego lub drugiego po części zasadniczej rozgrywek, premiowanego awansem do turnieju półfinałowego o awans do I ligi. Skończyło się na piątym miejscu w tabeli…
- Na pewno przed sezonem założenia mieliśmy inne. Chcieliśmy być wyżej, ale patrząc przez pryzmat całego sezonu, tego co się wydarzyło w rozgrywkach, to piąte miejsce jest dobrą lokatą w 14-zespołowej lidze. Do czwartego miejsca zabrakło tylko dwóch punktów. To przecież niedużo. Apetyty były większe. To był nowy sezon dla nas, a przynajmniej dla mnie. Może niektórzy zawodnicy, którzy grają dłużej, mieli już takie sezony. Dla mnie to jest nowe doświadczenie, trochę inaczej trzeba będzie zaplanować pewne rzeczy w przyszłym sezonie, gdybyśmy chcieli walczyć o coś więcej.
- Przed sezonem trochę obawiał się Pan drużyn śląskich, które trafiły do IV grupy II ligi. Rywalizację wygrało MCKiS Jaworzno przed dwoma zespołami z Małopolski – MKS Andrychów i Kęczaninem Kęty. Podkarpackie drużyny zdominowały środek tabeli, a dwie ze Śląska spadły.
- Przed ligą było wiadomo, że spadkowicz z I ligi Jaworzno jest mocny i będzie chciał grać o awans. Poza pierwszą mocną „trójką”, następne w tabeli są drużyny z Podkarpacia. Ze Śląska dwa zespoły – MKS II Będzin i Volley Rybnik spadły. Liga trochę się podzieliła. Były trzy mocne i trzy słabsze drużyny. Podkarpacie było stabilne – wszystkie zespoły znalazły się w środku tabeli.
- Do drużyny MKS Gamrat MOSiR Jasło dołączyło przed sezonem sześciu nowych zawodników. Spełnili Pana oczekiwania?
- Trudno jednoznacznie oceniać. Powiem tylko: i tak, i nie…
- Na półmetku rozgrywek, gdy pytałem o ocenę pierwszej rundy, powiedział Pan, że dwa z trzech założeń zostały wykonane. Co było tym trzecim założeniem?
- Zajęcie miejsca w gronie dwóch najlepszych drużyn. To było główne założenie, żeby być w „dwójce” i pojechać na półfinał. To nie udało się zrealizować, ale przyczyn jest bardzo dużo.
- Jakich?
- Trzeba zacząć od kontuzji Krzyśka Pamuły, który praktycznie cały sezon był niedysponowany. Zamiana pozycji – Arek Kościółek poszedł na atak, więc wypadł przyjmujący, który mógłby trochę odciążyć Rafała Matułę i Kamila Warzochę, którzy grali mecz za meczem. W końcówce sezonu było widać, że skuteczności i skoczności brakuje. Ponadto, nie miałem jeszcze tak dziwnego sezonu, w którym mieliśmy bardzo dużo niekompletnych treningów, bo albo grypa żołądkowa, albo przeziębienie, albo inna choroba. Gdy jeden przyniósł grypę żołądkową, to każdy tydzień po jednym, dwóch wypadało przez dwa miesiące. Chłopaki z drużyny juniorów przychodzili i pomagali w zajęciach, ale to już nie jest taki trening jak się ma dwunastu czy czternastu zdrowych zawodników.
- Covid – na szczęście – was omijał.
- W tym roku tak. Były przeziębienia, były choroby, ale covidu nie mieliśmy. Jeżeli ktoś był przeziębiony, miał katar, to nie przychodził na treningi, zostawał w domu, żeby nikogo nie zarazić. Miejmy nadzieję, że wirus przejdzie i wrócimy do normalności.
- Wygraliście w zakończonym niedawno sezonie 18 meczów, w tym 11 za 3 punkty. Drużyna wygrywała po 9 meczów we własnej hali i na wyjazdach. Które z wygranych meczów cieszą trenera najbardziej?
- Z Karpatami Krosno.
- W dwóch tie-breakach.
- Wygraliśmy obydwa mecze. Trener Karpat Jakub Heimroth to mój dobry kolega, graliśmy razem w jednej drużynie. Wiadomo, że mecze Jasła z Krosnem są zawsze elektryzujące i najbardziej cieszą takie zwycięstwa. Mecze mają zawsze delikatny podtekst między nami, kolegami.
- Macie – z wyjątkiem play-offów - monopol na Karpaty w lidze. W trzech minionych sezonach wygraliście wszystkie mecze z krośnieńską drużyną.
- Sześć zwycięstw. Oby ta seria się utrzymała i nie skończyła.
- Z ośmiu porażek, która bolała najbardziej?
- Myślę, że u siebie z Andrychowem. Prowadziliśmy 2-0 w setach z wiceliderem i przegraliśmy 2-3. Nie wiem co się stało. Chyba psychika siadła. Zagraliśmy dwa rewelacyjne sety. Po meczu, gdy rozmawiałem z trenerem Andrychowa Tomaszem Rupikiem, nie mógł uwierzyć co się stało. Po drugim secie był pewny, że jeszcze 15 minut i będzie po meczu. Gdy jego drużyna zdobyła piętnasty punkt w tie-breaku, to złapał się za głowę. Nie mógł uwierzyć. Ten mecz najbardziej boli, bo wygrana z wiceliderem byłaby przyjemnością.
- Był to jedyny – z ośmiu w całym sezonie - przegrany tie-break. Zostaliście specjalistami od wygrywania piątych setów. To ważne, gdy drużyna potrafi rozstrzygać decydujące partie na swoją korzyść.
- Tak, ale patrząc na to z drugiej strony, siedem tie-breaków, to siedem straconych punktów. Gdy to były mecze wygrane za 3 punkty, to bylibyśmy na koniec sezonu na czwartym miejscu w tabeli, ale z niewielką różnicą do trzeciego zespołu. Wolałbym wygrywać mecze 3-1 czy 3-0, niż mieć monopol na tie-breaki. Z siedmiu zwycięskich tie-breaków, trzy wygraliśmy na wyjeździe w Krośnie, Tychach i Dębicy. Przy czym w Tychach i Dębicy, odpowiednio, trzecia kolejka od końca i ostatnia, to wygrywała druga szóstka zawodników, którzy mniej występowali w sezonie. Gdybyśmy byli blisko miejsc 1-2 w tabeli i grali o pełną pulę, to – myślę – mecze skończyłyby się innymi wynikami. Dla chłopaków, którzy grali mniej w sezonie, to dobrze, bo zagrali sobie po pięć setów. W sumie 13 setów w trzech meczach, co daje mi pełny obraz tych zawodników.
- Wiele osób zarzuca wam, że nie ma w drużynie zawodników z Jasła…
- Mamy dwóch juniorów w składzie – Piotra Kulikowskiego i Mikołaja Pezdę. Pomalutku ich ogrywamy. Może w przyszłości będą grać na tym poziomie.
- Czuje Pan może lekki niedosyt po piątym miejscu w sezonie?
- Ciężko mi jednoznacznie powiedzieć, bo założenia były inne, ale w wyniku kontuzji, urazów, mikrourazów, chorób i tak dalej, to osiągnęliśmy – moim zdaniem - bardzo dobry wynik. Bardzo trudno jest mieć 14 zawodników zdrowych przez sześć, siedem miesięcy. Zdarzają się takie sezony. Ten akurat nie był idealny, więc piąte miejsce można uznać za dobry wynik w nowej sytuacji. Więcej było meczów i wyjazdów. Graliśmy też w środy i soboty. Po takich sześciu, siedmiu dniach intensywnych, we wtorek na treningu nie bardzo było co z chłopakami robić, bo nikt nie miał siły. Nie było praktycznie odpoczynku. Wcześniejsze sezony były łatwiejsze, bo w lidze było osiem lub dziewięć zespołów i krótsze, mniej męczące wyjazdy. Teraz wyjazd na Śląsk i powrót, to cały dzień. Regeneracja trwa trochę dłużej.
- Czego drużynie zabrakło, żeby mogła nawiązać walkę z najlepszymi zespołami w lidze?
- Pełnego składu, a tym samym większej rotacji w drużynie oraz pewności w ataku. Zmiana pozycji przez Arka Kościółka sprawiała, że nie był on pewnym zawodnikiem jeżeli chodzi o atak. Po trzech meczach, gdy wrócił na swoją pozycję, na przyjęcie, zobaczyłem w nim radość z gry, pewność. Widziałem, że wie co robi. W ataku był trochę zagubiony. Myślę, że na przyjęciu byłaby duża rotacja, bo byłoby trzech, czterech przyjmujących. Ponadto rotacja w ataku. Krzysiek Pamuła w poprzednim sezonie był bardzo pewnym zawodnikiem naszej drużyny, pierwszym atakującym. Wytrzymywał trudy meczu. Kończył piłki, pomagał w bloku i obronie. W zakończonym sezonie trochę to się zmieniło i myślę, że w tym należy upatrywać głównej przyczyny, że nie dorównaliśmy najlepszym w lidze. Krzysiek Pamuła trenował z przerwami, zaatakował kilka razy i znowu odzywał się uraz barku. Najdłużej grał w Tychach, ale po tym meczu nie był już na żadnym treningu. Musi całkowicie to wyleczyć. Być może potrzebna jest operacja. Nie znam się na tym.
- Co po sezonie?
- Urlopy dla zawodników, trochę odpoczynku fizycznego i psychicznego. Trzeba będzie usiąść z prezesem i zarządem klubu, porozmawiać, zastanowić się co możemy, co chcemy i próbować budować drużynę na przyszły sezon.
- Będą duże zmiany?
- Nie wiem. Za wcześnie o tym mówić. Musi zebrać się zarząd i przede wszystkim powiedzieć na co nas stać. W tym momencie to najważniejsze.
- Po raz kolejny celem będzie walka o I ligę?
- Po to jestem trenerem, po to jesteśmy w II lidze, żeby grać i wygrywać. Zawsze mówię prezesowi, że chcę trenować drużynę, która będzie bić się o awans. Jeżeli klub będzie stać, to ja taką drużynę poproszę. Jeżeli będzie powiedziane, że nie, bo gramy o utrzymanie lub o miejsce w środku tabeli, to takie założymy sobie cele. Wiadomo, że jest to liga ogólnopolska i są potrzebne pieniądze.
- I potencjał kadrowy.
- Tak, ale potencjał kadrowy załatwia się poprzez finanse. Są drużyny, które chcą awansować, to ściągają sobie dwóch, trzech zawodników z wyższej ligi i próbują ten cel osiągnąć.
- Z trzech sezonów w II lidze, który był najlepszy dla jasielskiej siatkówki?
- Poprzedni. Weszliśmy do czwórki, ponadto przez miesiąc byliśmy liderem w okresie świąteczno – noworocznym. Wygrywaliśmy z wszystkimi, nawet z Kozienicami. Wygraliśmy dwa razy z Karpatami Krosno, z którymi przegraliśmy w play-offach, a oni awansowali do finału. Z tych trzech sezonów, poprzedni 2020/21 był najlepszy. Muszę podkreślić, że nie mieliśmy żadnej kontuzji. Trenowaliśmy cały sezon w czternastu. Inna rzecz, że poprzednia liga była łatwiejsza. Ta obecna była ciężka. Teraz odpadną nam dwa dalekie wyjazdy do Rybnika i Będzina. Życzę Jaworznu awansu do I ligi. Liga ma liczyć 12 zespołów.
Rozmawiał:
Bogdan Hućko

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jaslo.naszemiasto.pl Nasze Miasto