O historii tajemniczego zaginięcia Haliny G. głośno było w całej Polsce. Finał procesu w tej sprawie nastąpił 8 marca. Janusz G., oskarżony o zabójstwo byłej żony, która w nocy z 5 na 6 sierpnia 2014 r. przepadła jak kamień w wodę został skazany na 25 lat pozbawienia wolności. Choć mimo szeroko zakrojonych działań śledczych ciała kobiety nie odnaleziono, krośnieński sąd okręgowy nie miał wątpliwości, że doszło do mordu, a jego sprawcą jest właśnie 57-letni jaślanin.
Przypomnijmy: feralnego wieczoru Halina G., pracownica izby przyjęć jasielskiego szpitalu przebywała w domu przy ul. Krakowskiej, gdzie mieszkała. Po krótkiej wizycie u sąsiadki i rozmowie telefonicznej z partnerem szykowała się do snu. Na drugi dzień młodszy z jej synów odkrył, że zniknęła. Telefon kobiety nie odpowiadał. Rozpoczęły się intensywne poszukiwania. Sprawa od początku wydawała się poważna, bo w domu kobiety odnaleziono ślady krwi. Były one również w samochodzie jej byłego męża, który szybko stał się głównym podejrzanym i usłyszał zarzut najpierw uprowadzenia Haliny, a niedługo później zabójstwa.
Mężczyzna, który po ataku na byłą żonę z użyciem niebezpiecznego narzędzia miał sądowy zakaz zbliżania się do niej od początku twierdził, że jest niewinny. Również w dwóch rozmowach z nami zapewniał, że nie ma związku z jej zaginięciem. Trafił jednak na kilkanaście miesięcy do tymczasowego aresztu. Nim doszło do pierwszej rozprawy (G. ostatecznie stanął przed sądem z wolnej stopy, bo w 2015 r. wyszedł na wolność) śledczy intensywnie szukali ciała pielęgniarki. Wzdłuż, wszerz i w głąb sprawdzili skład złomu przy ul. Floriańskiej, który był prowadzony przez oskarżonego i na terenie którego mieszkał. Korzystali z pomocy policjantów z Niemiec i specjalnie przeszkolonych do szukania śladów krwi psów, jak również sprowadzonego specjalnie z Pomorza georadaru. Swoje śledztwo prowadził równolegle detektyw Krzysztof Rutkowski. Ale podobnie jak policjanci i prokuratorzy, mimo szumnych zapowiedzi nie doprowadził do przełomu w sprawie.
Pierwszy proces poszlakowy Janusza G. rozpoczął się w marcu 2018 r. Po kilku rozprawach musiał rozpocząć się na nowo, bo jedna z biorących w nim udział ławniczek zmarła. Choć śledczym brakowało najważniejszego dowodu w postaci ciała zaginionej, dysponowali dowodami, które przekonały sąd. Były to m.in. nagrania z kamer monitoringu, które zarejestrowały przejazd forda transita oskarżonego trasą miedzy domem Haliny, a składem złomu, oraz znaleziona w pojeździe krew pielęgniarki. Nie bez znaczenia okazało się dla sądu też to, że Janusz G. miał motyw, by zabić. Relacje między byłymi małżonkami nie były dobre. Oskarżony miał żal, że został pozbawiony domu przy ul. Krakowskiej, który dostał w spadku po dziadkach. Obawiał się także, że po sądowym podziale majątku (proces w tej sprawie w chwili zaginięcia kobiety był w toku) była żona zabierze mu także część firmy.
Ogłaszając wyrok skazujący, sąd przedstawił swoją wersję zdarzeń: G. zabił byłą żonę zadając jej uderzenia w korytarzu domu, a następnie w samochodzie. Ciało miał wywieźć i ukryć w nieustalonym miejscu. Orzeczona kara 25 lat więzienia (sąd nie znalazł okoliczności łagodzących) zadowoliła krośnieńską prokuraturę, jednak Janusz G. i jego adwokat postanowili walczyć o zmianę wyroku. Po finałowej rozprawie mec. Krzysztof Mucha nie krył swoich zastrzeżeń do sposobu przeprowadzenia postępowania przygotowawczego i szukania dowodów. Wspominał też o świadkach, którzy wycofali w sądzie wcześniejsze zeznania i podkreślał, że G. nie ryzykowałby jazdy starym, zniszczonym autem by zrealizować plan zabójstwa.
- Jestem przekonany, że nie zostały przedstawione dowody wystarczające do uznania bez wątpliwości, że oskarżony popełnił przestępstwo, które mu zarzucono (…). Tak naprawdę nie wiemy, kto był napastnikiem, może ktoś opłacił zniknięcie Haliny G.? - sugerował po ogłoszeniu wyroku.
Jak poinformował nas sędzia Artur Lipiński, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Krośnie Janusz G., który znów przebywa w areszcie tymczasowym złożył apelację od wyroku. To samo zrobił jego adwokat.
- Sprawa do nas wpłynęła, przy czym z uwagi na wcześniej wyznaczone terminy w innych rozprawach aresztowych, jak i fakt, że z powodu pandemii wszystkie rozprawy odbywają się w jednej sali termin tej rozprawy nie został jeszcze wyznaczony. Ale dojdzie do niej najwcześniej w drugiej połowie września - powiedział nam sędzia Zygmunt Dudziński, rzecznik Sądu Apelacyjnego w Rzeszowie. Do tematu wrócimy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?