Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Chrystus Frasobliwy jest szczególny, wpisany w naszą historię – podkreśla Antoni Bolek, rzeźbiarz z Załęża

Bogdan Hućko
Bogdan Hućko
Jest nieodłącznym elementem podkarpackiego krajobrazu. Znany przede wszystkim z wiejskich, przydrożnych kapliczek. Siedzący na kamieniu, z głową opartą na dłoni, w zadumie, w oczekiwaniu na przybicie do krzyża. Jedni się do niego modlą, a dla innych, głównie kolekcjonerów, stanowi łakomy kąsek. Także dla …złodziei.

Rzeźbiarz Antoni Bolek z Załęża postaci Chrystusa w zamyśleniu wykonał bardzo wiele. Sam nie wie ile, ale to były setki wizerunków skulonych, wychudzonych, ze śladami biczowania, w koronie cierniowej na głowie. Nie liczy zamówień. One ciągle spływają, ale często nie jest sprostać oczekiwaniom kolekcjonerów. Mówi, że już mniej pracuje, sił nie starcza, lata robią swoje. W wieku 75 lat czuje w kościach różne dolegliwości.

- Gdy byłem młodszy, to Frasobliwego robiłem w jeden dzień, czasami nawet dwie postacie, na drugi dzień wykończyłem, teraz to już cztery - pięć dni mi schodzi

- wskazuje na rzeźbę, przy której pracuje. Zamówiła pani do kapliczki. Będzie to Chrystus Frasobliwy większy od powszechnie spotykanych, bo liczący 50 centymetrów. Drewno lipowe jest podatne. W rękach mistrza przybiera zamierzone kształty.

Postać Jezusa rozmyślającego, z głową opartą na dłoni, tuż przed ukrzyżowaniem na Golgocie, jest symbolem Męki Pańskiej. W naszej tradycji Wielkiego Tygodnia ma ona wydźwięk szczególny, jest w niej tyle bólu polskości, wynikającej z naszej historii, powstań narodowych, rozbiorów, niewoli. Wielu Chrystusa Frasobliwego utożsamia właśnie z zakrętami polskich dziejów. Jednak w sztuce sakralnej nie jest to nurt polski. Takie wizerunki Jezusa znane były już pod koniec XIV wieku w Niemczech, Austrii i Niderlandach. Z tamtych krajów przeniknął do Polski, najpierw na Śląsk i Pomorze. Zakorzenił się jednak przede wszystkim w kulturze ludowej. Chrystus umęczony to jakby odbicie cierpień i ofiar Polaków pod trzema zaborami, ale też każdy mógł dostrzec w zafrasowanym Jezusie, własne problemy i kłopoty.

– Na obrazach z powstania kościuszkowskiego, Frasobliwy się pojawia. To taka nasza narodowa rzeźba, wpisana w naszą historię. Ludzie zawsze modlili się do Chrystusa, a ta rzeźba jest szczególna

– podkreśla Antoni Bolek.

W czasach jego młodości, Frasobliwych spotykał w wielu przydomowych kapliczkach, na przydrożnych krzyżach, na ścianach domów.

– Taki typowy Jezusek

– mówi artysta. Przy krzyżach, kapliczkach spotykano się na wspólnej modlitwie, na „majówkach” - modlitewnych spotkaniach ku czci Najświętszej Maryi Panny. W niektórych miejscowościach odbywają się nadal. Piękna tradycja jest podtrzymywana.

– Śpiewało się nie tylko pieśni maryjne, ale też do Frasobliwego. Było dużo śpiewników. Szkoda, że zaginęły. Modlono się przy kapliczkach do Chrystusa, żeby wstawiał się za nami

– opowiada rzeźbiarz.

Antoni Bolek nie pamięta kiedy i dla kogo wyrzeźbił po raz pierwszy zamartwiającego się Jezusa. Na pewno było to po 1972 roku, gdy został doceniony na konkursie rzeźbiarskim w Nowym Sączu. Tam został dostrzeżony przez profesjonalistów. Jego prace, amatora, samouka, bo rodziny nie było stać na posłanie młodego Antka do zakopiańskiego liceum, trafiły na wystawę pokonkursową. Dostał wtedy – jak wspomina trochę żartobliwie – weny twórczej.

– Może mam to we krwi, bo wujek z mamy strony robił młynki, wiatraczki, tańczące lalki, strugał różności w drewnie, ale wyjechał do Ameryki i zaprzestał zabawy z dłutem

- dodaje. Gdy pierwszy raz przyszło mu zmierzyć się z wykonaniem Chrystusa Frasobliwego, nie miał żadnych obaw, że nie podoła wyzwaniu. Fotograficzna pamięć bardzo mu pomaga. Przecież nie raz widział takie wizerunki, trochę już zniszczone, gdy odwiedzał stare domy, a potem je utrwalał na kartce papieru. Wtedy lubił malować wiejskie pejzaże, domy, zagrody, kościoły i ulubioną rzekę Wisłokę.

- Jeździłem po terenie i szkicowałem stare budynki, zabytkowe domy. Malowałem też kwiaty

– przypomina i zaznacza, że lubi akwarelę. Po latach zastanawia się czy nie chwycić ponownie za pędzel, zostawić dłuta i poświęcić się malowaniu. Jeszcze nie zdecydował, ale takie myśli coraz częściej pojawiają się w jego głowie.

Frasobliwymi zajął się dosyć przypadkowo. Rzeźby Chrystusa zaczęły masowo ginąć z przydrożnych kapliczek. Upatrzyli je sobie kolekcjonerzy. Proceder złodziejski kwitnie do dzisiaj. Do Antoniego Bolka przychodzą ludzie z prośbą, żeby wyrzeźbił Jezusa w zadumie, bo nagle zniknął z kapliczki. I co ma artysta zrobić. Trochę ponarzeka, że ręce bolą, ale nie odmawia. Tylko dłużej muszą czekać na zamówioną rzeźbę.

– Zrobiłem Frasobliwego znajomemu, bo mu ukradli z kapliczki. Żenił syna i ukradli mu na weselu też tego drugiego, którego wystrugałem

– opowiada rzeźbiarz historię trącącą trochę anegdotą. A to po prostu samo życie.

Przyszła moda na rzeźby Frasobliwego, ale Antoni Bolek nie potrafi wytłumaczyć czym spowodowana. Mówi, że ludzie potrzebują takich odniesień do Boga. Jedni traktują figury Jezusa jako wystrój mieszkania, kolekcjonerzy sztuki jako kolejne dzieło, ale dla wielu osób to sacrum, potrzebują do kontemplacji, żeby pobudzał ich do modlitwy.

– Za komuny, władze PRL z Kościołem nie żyły w zgodzie, ale tolerowali rzeźby Frasobliwego. Niby nie wolno było, ale potem uznali, że to sztuka ludowa

– uśmiecha się twórca z Załęża. Rzeźby Chrystusa Frasobliwego, które wyszły spod dłuta Antoniego Bolka, znajdują się nie tylko na Podkarpaciu, w innych regionach Polski, ale także w USA, w Trebisovie na Słowacji i Ukrainie. Dokładnie koło Lwowa.

– To jeszcze za czasów PRL, w ramach wymiany kulturalnej, Ukrainka wzięła Frasobliwego do kapliczki

– zaznacza rzeźbiarz.

Antoni Bolek wystarczy, że popatrzy na kawałek drewna, to widzi w nim już przyszłą postać Jezusa.

– Prawa czy lewa ręka, na której opiera głowę nie ma znaczenia. To wychodzi w trakcie. Jeżeli trzeba ominąć sęk, to zrobi się rękę z drugiej strony. W lipie jest łatwiej, ale na przykład w drewnie z gruszy pięknie się tnie. Ponadto ma kolor, jakby naturalną patynę. Jak zobaczę klocek drewna to wiem co mam robić, widzę gdzie przyciąć, dociąć. W głowie mam pomysł. Najlepsze są proste cięcia dłutem ręcznym, wtedy nawet widać na twarzach wszystko - starość, smutek, radość

- podkreśla. Oprócz klasycznej podobizny w zadumie, wyrzeźbił także Frasobliwego siedzącego po turecku.

Za pracownię służy mu już od 45 lat stara stajnia, którą kupił w Woli Dębowieckiej, przeniósł i postawił u siebie obok rodzinnego domu. Przychodzi do zagraconej rupieciarni z przyjemnością.

- To odskocznia dla mnie od zgiełku. Tutaj się wyciszam, dobrze czuję, nawet jak pracuję, to odpoczywam. Nie zmuszam się do niczego. To moje życie

- mówi wyraźnie zadowolony. Lubi rzeźbić w nocy.

– Czasami siedzę i do drugiej

– zaznacza. Kończy Frasobliwego na 50 centymetrów oraz św. Andrzeja Bobolę do jednego z kościołów. Pracuje nad proporcjami figury.

– Leonardo da Vinci twierdził, że głowa musi zmieścić się osiem razy w postaci. Teraz to siedem głów, czasami 7,5 i to mi się sprawdza

– tłumaczy na przykładzie rzeźby patrona Polski.

Przed pracownią dwa kamienie z piaskowca gruboziarnistego z domieszką wapnia czekają na obróbkę. Pójdą pod dłuto Antoniego Bolka.

– To będzie też Chrystus Frasobliwy, tylko z kamienia

– zdradza artysta kolejne zamówienie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jaslo.naszemiasto.pl Nasze Miasto