Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czy Twoje dziecko jest niejadkiem?

Małgorzata Kijowska|Daylicooking
Małgorzata Kijowska
W telewizji pojawia się reklama pewnego preparatu na zwiększenie apetytu. Początkowo był to preparat dla dzieci, teraz jest także w wersji dla starszych osób. Jeśli mam być szczera, to włos na głowie mi się jeży, jak widzę takie reklamy. Czy naprawdę musimy faszerować naszych najbliższych chemią?

Nie uwierzę, że takie preparaty mają w składzie same dobre witaminy i minerały. To nierealne. Dlaczego nie reklamuje się owoców i warzyw, ale jakieś dziwne parafarmaceutyki? Przecież nie trzeba być wykształconym dietetykiem, żeby wiedzieć, że witaminy podane w postaci naturalnej wchłaniają się bez porównania lepiej niż te z pigułek czy aptecznych syropów. Poza tym witamina podana w takim preparacie to witamina syntetyczna, mająca niewiele wspólnego z witaminą podaną na przykład z jabłkiem. I nie dam się przekonać, że to jest to samo. To tak, jakby porównywać kobietę o naturalnie długich paznokciach i tę, która przykleiła sztuczne. Obie mają piękne naturalne paznokcie?

Miałam kiedyś znajomą. Przesympatyczną panią, która zajmowała się wnukami w wieku niemal identycznym do wieku moich dzieci. Ja, wychowana na prostym, naturalnym jedzeniu i bez zbędnego cudowania, otwierałam oczy ze zdumienia widząc, co babcia (razem z mamą) podaje tamtym dzieciom. Zupy niedoprawione, najczęściej przecierane, żeby dzieciom nic na żołądkach nie stanęło. Mięso tylko i wyłącznie gotowane, bez soli, o innych przyprawach nawet nie wspomnę. Z chleba wykrawana skórka, bo za twarda. Dzieci były w wieku późno przedszkolnym. Do dziś pamiętam awanturę, jaka wniknęła w przedszkolu, kiedy to jedna z dziewczynek zwróciła obiad. Babcia była oburzona, że dzieci dostały zupę ogórkową, a ogórki nie były obrane ze skóry przed ugotowaniem...

Obie panie, i mama, i babcia, narzekały, że dzieci nie mają apetytów, że wszystko trzeba wmuszać, że posiłki trwają tak długo... Ja tego nie znałam. Karmiłam moje dzieci tak, jak sama byłam karmiona. Wprowadzałam dość szybko "normalne" potrawy, ale robiłam to ostrożnie. Obserwowałam jak dzieci reagują na nie, pilnując jednocześnie wytycznych lekarza. Nie szarżowałam, o nie. Nie trzęsłam się jednak nad dziećmi, nie przecierałam w nieskończoność zupek i nie zmuszałam do jedzenia, kiedy tego nie chcieli.
Zmuszanie do jedzenia jest kolejnym problemem, chociaż ja nazywam to głupotą. Jak widzę te cyrki za mamusię, za babcię, jak zjesz to dam ci cukierka... No przepraszam, ale wątroba mi się wywraca na lewą stronę.

Nie trzeba chyba być psychologiem, żeby zauważyć, że posiłek to nie tylko męczarnia dla rodzica. To prawdziwy koszmar dla dziecka, które siadając do stołu już się skręca "z radości", że mamusia (babcia, tatuś, etc.) będzie wciskać jedzenie. Utrwalamy dziecku w głowie, że posiłek to coś przykrego, denerwującego, coś co trzeba jakoś przetrwać... Jak ono ma potem chętnie jeść i cieszyć się tym? Sami sobie odpowiedzcie, jakbyście czuli się w roli takiego dziecka.

Dużym problemem jest podjadanie przez dzieci między posiłkami. Niejadek nie zje obiadu, mimo, że mama przesiedziała z nim godzinę prosząc i grożąc. Kiedy jednak mama sprzątnie obiad, dziecko nagle chce coś zjeść. I niestety, w większości przypadków dostaje ciasteczko, czekoladkę, cukierek. Naje się słodyczy i kiedy przyjdzie pora kolejnego posiłku nie jest zwyczajnie głodne. Błędne koło. A wystarczyło nie pozwolić podjadać, przetrzymać do kolejnego posiłku, wtedy maluch zgłodniałby i sam, bez namawiania, zjadł to co mama podała.

Ja wiem, że mamy mające takie dzieci i postępujące podobnie powiedzą, że bzdury. Gdyby nie wmusiły trochę jedzenia, to ich ukochane dziecko nic by nie zjadło. Spróbujcie jednak podejść do posiłków bardziej na luzie, nie podkarmiajcie dziecka między posiłkami i odstawcie słodycze. Sukces nie przyjdzie od razu, ale same zdziwicie się, że dziecko zaczęło "normalnie" jeść. Mnie kiedyś pewna starsza, bardzo mądra pani doktor, powiedziała tak: żadne zdrowe dziecko nie zagłodzi się samo. I to jest prawda. Jeśli dziecko jest zdrowe, to wystarczy wyrobić mu prawidłowe nawyki. A bez słodyczy dziecko przeżyje, naprawdę.

Inaczej wygląda kwestia jedzenia w przypadku dziecka, które często choruje - taki argument też kiedyś słyszałam. Tutaj też nie do końca się zgodzę. Miałam to nieszczęście, że mój syn bardzo często chorował. Płuca, oskrzela, w końcu okazało się, że jest alergikiem. Wiecie jak wygląda posiłek z kilkulatkiem, który tak mocno kaszle, że aż się dusi? Ja wiem. Przeżyłam odruchy wymiotne i inne "atrakcje". Jednak mój syn niejadkiem nigdy nie był. Dlaczego? Dlatego, że stosowałam wszystko to, o czym pisałam wyżej. Podczas choroby jadł mniej, przygotowywałam mu lżejsze dania, w mniejszych ilościach i takie jakie lubił najbardziej. Nic na siłę. Zjadł to dobrze, nie zjadł - trudno, zje później. Wyrósł na mężczyznę i nigdy nie miał problemów, że czegoś nie lubi, czy nie ma apetytu.
Jeśli obawiamy się, czy brak apetytu nie jest spowodowany chorobą (bo tak też może się zdarzyć), to wystarczy przebadać dziecko i porozmawiać z mądrym lekarzem. Najpierw jednak zapytajmy sami siebie, czy to nie jest trochę nasza wina, że dziecko ucieka przed jedzeniem. Oszczędźmy dzieciom sztucznych preparatów, chemii jeszcze zdążą się najeść.

A jakie są Wasze doświadczenia jako dzieci? Jeśli jesteście rodzicami to jak podchodzicie do tego tematu? Myślę, że temat jest ważny i wart nie jednej dyskusji, choćby takiej w czterech ścianach własnego domu.

zapraszam na mojego bloga www.daylicooking.pl

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Co włożyć, a czego unikać w koszyku wielkanocnym?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorzowwielkopolski.naszemiasto.pl Nasze Miasto