Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Darczyńca „dzwonków świata całego”. Kolekcja jaślanina Józefa Ryby, mieszkającego w Chicago, trafiła do przemyskiego muzeum

Bogdan Hućko
Bogdan Hućko
Józef Ryba uważa, że nie ma lepszego w Europie muzeum niż przemyskie
Józef Ryba uważa, że nie ma lepszego w Europie muzeum niż przemyskie Bogdan Hućko
W USA są bardzo popularnym gadżetem turystycznym, pamiątką, po którą chętnie sięgają nie tylko kolekcjonerzy. Stały się jedną z osobliwości Ameryki. Jaślanin Józef Ryba, mieszkający od lat w Chicago, zbiór ponad 2 tysięcy okolicznościowych dzwonków przekazał w darze muzeum w Przemyślu.

Pierwsze otrzymał od uczniów na zakończenie roku szkolnego. Z dedykacjami: „nauczyciel numer jeden”, „najlepszy nauczyciel”. Nie przypuszczał, że jest to początek ogromnej kolekcji, z czasem coraz bardziej kłopotliwej. Gdy zbiór przekroczył dwa tysiące, postanowił przekazać do Muzeum Dzwonów i Fajek - Oddziału Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej.
Od wieków biły na trwogę podczas pożarów, ostrzegały przed najazdem wroga, obwieszczały śmierć i narodziny władców, do dzisiaj wzywają na nabożeństwa i modlitwy w kościołach, uświetniają uroczystości rocznicowe i święta, żegnają zmarłych na pogrzebach. Miały przed wiekami i mają nadal wielorakie zastosowanie praktyczne w wielu dziedzinach życia. W USA stały się bardzo popularnym gadżetem turystycznym, pamiątką, po którą chętnie sięgają nie tylko kolekcjonerzy. Wpisały się w krajobraz osobliwości Ameryki.

- Dzwonki towarzyszą w Ameryce imprezom rodzinnym, miejskim, stanowym. Niemal każda uroczystość, także rodzinna, prywatna, jakiś jubileusz lub wydarzenie jest utrwalane odpowiednią inskrypcją na dzwonkach, którymi Amerykanie się wzajemnie obdarowują przy różnych okazjach

- mówi Józef Ryba, jaślanin, mieszkający w Chicago, a od kilku lat przekazujący w formie darowizn do Muzeum Dzwonów i Fajek - Oddział Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej miniaturki dzwonków, własną zgromadzoną kolekcję. Podarował już przemyskiej placówce ponad dwa tysiące sygnaturek.

Więcej niż symbol

Dzwony, bogate w inskrypcje, na kościelnych wieżach oraz zwykłe, alarmujące o pożarze, folwarczne, na statkach i okrętach oraz drogowe, ostrzegające na przejazdach kolejowych mają ze sobą wiele wspólnego. Służą w dobrej sprawie człowiekowi. Mają też coś z sacrum w wielu religiach świata. A małe dzwonki? Wydają się nam często zbędnymi przedmiotami, ale tak naprawdę pełnią bardzo ważne funkcje. W sądach służą do uciszania zgromadzonych w sali, w szkołach obwieszczają przerwy między lekcjami. W dworach i zamkach wzywano nimi służby, informowano o posiłkach. W niektórych sklepikach, w takich co czas jakby stanął w miejscu, nadal radośnie dzwonią po otwarciu drzwi. A dzwonki pasterskie? Przecież to nieodłączny element góralskiego folkloru i owczych stad.
Dzwon w symbolice i historii USA zajmuje poczesne miejsce. Deklarację Niepodległości Stanów Zjednoczonych (United States Declaration of Independence) w lipcu 1776 roku ogłaszał dzwon w Filadelfii. Charakterystyczny, bo pęknięty. Nigdy nie został naprawiony. Jest symbolem ważnych wydarzeń dla Amerykanów. Dzisiaj Dzwon Wolności (Liberty Bell), symbol wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych jest eksponatem muzealnym w budynku Independence National Historical Park w Filadelfii. Jak ważny jest on dla Amerykanów świadczy chociażby fakt, że jego wierna replika uruchamiana jest podczas pogrzebów na cmentarzu narodowym w Arlington. Sprzedawany jako gadżet turystyczny cieszy się dużym powodzeniem u wycieczkowiczów. Miniaturki dla turystów i kolekcjonerów są oczywiście także z charakterystycznym pęknięciem.

- Przekazałem do przemyskiego muzeum chyba dziesięć takich z zaznaczonym pęknięciem, miniaturek dzwonu wolności. Wszystkie są metalowe. Mają trochę inny dźwięk

- zaznacza Józef Ryba. -

Każdy dzwonek z Filadelfii jest ważnym dla Amerykanów symbolem z datą obwieszczenia niepodległości.

Gadżety turystyczne

W Ameryce miniaturki dzwonów, mniej lub bardziej znanych, sprzedawane są jako gadżety turystyczne, pamiątki reklamujące daną miejscowość lub stan. Są to dzwonki metalowe, kryształowe, porcelanowe oraz wykonane z innych materiałów, na przykład z kamienia.

- Każde miasto w Ameryce ma symbole ptaka i zwierzaka. Ptakiem stanu Illinois jest kardynał szkarłatny o czerwonym upierzeniu, a zwierzakiem - borsuk. Tego typu symbole poszczególnych stanów umieszcza się na dzwonkach. Każdy park narodowy ma swój dzwonek. Wyjeżdża się z takiego Yellowstone, najbardziej znanego parku w Ameryce, to oczywiście z dzwonkiem. Gdy jedzie się nad Niagarę, to wiezie się w drodze powrotnej dzwonek. Człowiek, który poskromił Niagarę Nikola Tesla, ma przy wodospadzie swój pomnik, ale też jego podobizna jest na dzwonkach dla turystów. Miasta, które chcą się pochwalić czymś ważnym, jakimś wydarzeniem, umieszczają to na dzwonkach. Wysyłka kartek pocztowych z widokami jakby spadła

- opowiada jaślanin o osobliwościach kraju, w którym mieszka od lat.

Z całego świata

Józef Ryba zbierał dzwonki głównie w USA, ale pochodzą one z całego świata. Jako nauczyciel szkół polonijnych w Chicago w stanie Illinois, a także z Seattle w stanie Waszyngton, otrzymywał na zakończenie roku szkolnego dzwonki - symboliczne laurki od uczniów z napisem „najlepszy nauczyciel”. Później, gdy dzieci dowiedziały się, że ich nauczyciel zbiera dzwonki, to zaczęły mu przynosić. Jako baczny obserwator życia w Ameryce, tyglu wielu wzajemnie przenikających się kultur, zauważył, że okazjonalne dzwonki to stały element imprez artystycznych, religijnych, uroczystości prywatnych, jubileuszy.

- Pani młoda w bukieciku ślubnym ma dzwonki, które łączą obrączki. Każde miasto ma swój dzwonek. Dzwonek jest u drzwi domu, w ogrodzie. Używanie dzwonków w życiu religijnym, społecznym, rodzinnym w USA nie zaginęło. Tradycja trwa z powodzeniem do dzisiaj

- wylicza Polonus.
Kolekcjonerstwo u Józefa Ryby zaczęło się od kilkunastu dzwonków szkolnych. Wtedy nie przypuszczał, że aż tak bardzo go to osobliwe hobby wciągnie.

- Samo zbieractwo wzięło się stąd, że obserwowałem życie w Ameryce i widziałem zastosowanie dzwonków w różnych dziedzinach, szczególnie w medycynie. Prawie każdy chory miał dzwonek ze sobą

- zdradza początki pasji. W Jaśle Uniwersytet Trzeciego Wieku zorganizował przed laty wystawę z różnych dziedzin rzemiosła artystycznego i między innymi dzwonków.

- Miałem 100 czy 200, ta wystawa cieszyła się dużą popularnością. Pomyślałem, że warto powiększać kolekcję

- podkreśla.

Niepotrzebne Amerykanom

Taki dzwonek kosztuje 10, a nawet 30 dolarów. Można je kupić okazjonalnie w sieci sklepów ze starociami tzw. goodwill, ale nie tylko.

- Amerykanie zmieniają miejsce zamieszkania średnio siedem razy w życiu i za każdym razem podczas przeprowadzki do nowego domu, nie zabierają całego dobytku. Po prostu musieliby wynajmować ogromne ciężarówki. Zabierają ze sobą tylko najbardziej potrzebne rzeczy, resztę pozbywają się za pół ceny, maleńką wartość, byle sprzedać, byle się pozbyć. Dla nowego domu kupują nowe rzeczy. Stare dzwonki są do kupienia w niedzielę, symbolicznie po jednym dolarze, a nawet i za pół dolara na tzw. garage sale. Odwiedzałem niedzielne wyprzedaże rzeczy niepotrzebnych w domach. W każdą niedzielę można spotkać w wielu garażach wyprzedaż nie tylko ubrań, ale sprzętu domowego, rzeczy niepotrzebnych. W ten sposób dorobiłem się światowej fortuny dzwonków

- uśmiecha się Józef Ryba.

- Niemcy czy Chińczycy nie przywiązują wagi do starej, dzwonkowej porcelany. U starego zegarmistrza w Indianie, którym się opiekowałem, wzbogaciłem się o 100 dzwonków, które jego świętej pamięci żona zebrała 30 lat temu i złożyła na strychu.

Józef Ryba zaznacza, że zawsze starał się kupować inne dzwonki. Gdy kolekcja liczyła już około tysiąca eksponatów, próbował zrobić wystawę.

- To był wielki sukces, ale utrzymanie tej ekspozycji okazywało się klapą, bo w tym pięknym kraju nie ma nic za darmo. Po paru miesiącach trzeba było dopłacić za konserwację i ścieranie kurzu, bo gabloty próżniowe są tylko w muzeach. Własna ekspozycja wymaga swoich dużych pieniędzy, trzeba wykupić miejsce, po roku odnowić. Jeżeli nie ma się dotacji stanowej, to trzeba być wielkim entuzjastą lub mieć kolekcję na przykład starych samochodów i próbować się utrzymać z biletów wstępu. Nie ma też w USA instytucji miejskiego domu kultury, a takie formy skupiają Park District i ewentualnie biblioteki nadzorowane przez władze stanowe. W Chicago jest Muzeum Polskie (Polish Museum of America), także Zakon Chrystusowców w Michigan posiada zbiory skradzione w Polsce po I i II wojnie światowej. Obydwa muzea są przepełnione. Moje zbiory dzwonków mogłem rozdać ludziom o nieco ciemniejszej karnacji skóry za darmo, wybrałem jednak inną opcję - wysyłki paczkami Polameru do Polski

- tłumaczy Józef Ryba.

Z sentymentu do Przemyśla

Kolekcja rozrosła się do ponad 2 tysięcy dzwonków. W 2009 roku Józef Ryba był na sentymentalnej wycieczce w Przemyślu. Podjął decyzję o darowaniu zbiorów Muzeum Narodowemu Ziemi Przemyskiej.
Dlaczego do Przemyśla?

- Bo lubię to ponad tysiącletnie miasto, które jest perłą kultury materialnej, na pograniczu kultur, niczym Lwów. Tutaj też ukończyłem pierwszy etap studiów pedagogicznych - studium nauczycielskie, tutaj miałem pierwsze miłości, najpiękniejsze sympatie

- śmieje się Józef Ryba.

- Dlaczego Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej? Bo nie ma lepszego muzeum w Europie i bardziej fachowego dla dzwonów Felczyńskich, fajek i przemyskiego rzemiosła. Muzea miejskie mają podobne zbiory, ale czegoś takiego jak w Przemyślu nie ma nigdzie. Skoro jest najlepsza Wieża Zegarowa, ludwisarze i fachowcy dla dużych dzwonów, to dla małych pewnie też - tak pomyślałem i dobrze trafiłem. Dyrektorem był sympatyczny facet Wojciech Władyczyn i podjął decyzją: bierzemy. Umiejętnością i siłą perswazji przekonała mnie też pani Iwona Bobko, kierownik działu edukacji, promocji i wystaw, wymyślając na tę moją stałą ekspozycję nazwę niegramatyczną, ale fajnie brzmiącą - „Dzwonki świata całego”. Zegar na wieży bije godziny, a my wtedy mawiamy jak ten czas szybko mija, a to my mijamy. I tak prawie po dziesięciu latach, przy pełnej akceptacji nowego dyrektora Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej Jana Jarosza, nadal podrzucam im kolejne dzwonki - nie kryje zadowolenia darczyńca rodem z Jasła.
Najwięcej w USA jest okolicznościowych dzwonków poświęconych świętom Bożego Narodzenia. - Muzeum w Przemyślu ubrało nimi choinkę

- dodaje.

Unikatowa kolekcja

Podczas tegorocznego pobytu w Polsce Józef Ryba przywiózł do przemyskiego muzeum 66 nowych dzwonków. Wiele z nich to unikaty w skali światowej. Do takich zaliczyć należy m.in. dzwonek z tramwaju liniowego w San Francisco, dzwonek cesarza Korei czy dzwonki miast amerykańskich. Cenne są dzwonki z porcelany niemieckiej z serii Normana Rockwells’a zmarłego w 1978 roku amerykańskiego malarza i ilustratora, najbardziej znanego jako autor okładek dla „The Saturday Evening Post”, z którym współpracował przez ponad cztery dekady. Gratką dla kolekcjonerów jest właśnie z tej serii kolekcja, bogato ilustrowana, „Zabawy dziadka z wnukiem”.

- Bardziej dla kolekcjonerów, ale też dla użytku codziennego - doprecyzowuje nasz rozmówca. Podobna do kolekcji „Zabawy dziadka z wnukiem” jest szwajcarska seria, tylko z jedną różnicą - w tym przypadku namalowane są same dzieci. Stała ekspozycja w Przemyślu wzbogaciła się także o dzwonek z Japonii z napisem „Elvis Presley (1935 - 1977)”, jak również o niezwykłe, kryształowe z symboliką cerkiewną chrześcijan wschodnich na Alasce. W najnowszym darze Józefa Ryby, są także z misji katolickich w Ameryce m.in. z San Diego i innych miejscowości w Kalifornii, a także z Teksasu. Misje katolickie budowały piękne, architektonicznie kościoły. Każda z tych świątyń miała dzwonki z symbolem. Ponadto przemyską kolekcję powiększyły m.in. szklane dzwonki z Hawajów, a także z San Diego, Waszyngtonu, Minnesoty, Arizony, Niagary, z Quebecu w Kanadzie, Nowego Orleanu, Florydy, kryształowe czeskie, chińskie, niemieckie i serbski oraz jeden polski z motywami kwiatowymi na krysztale. Do tego dzwonek z czeskiej Pragi oraz wiatrowy southwestern windeballs, jakie używane były na preriach. W stanie Oregon (północno-zachodnia cześć USA), w Kalifornii (zachód) czy na południu w Teksasie są znane tzw. dzwonki wiatrowe. - Kiedyś nie było mierników elektronicznych mierzących siłę wiatru. Dzwonkami rozpoznawano pogodę. Zamiast serca miały wiszące płaskie tabliczki, które powiewały i po ich odchyleniach określało się prędkość czy wielkość wiatru

- wyjaśnia pochodzenie nazwy „dzwonki wiatrowe” Józef Ryba.

Nadal mają zastosowanie

Według Józefa Ryby, dzwonkowa tradycja w Ameryce ma podłoże praktyczne. Na przykład zawiadamianie, że ktoś przychodzi do domu.

- Dzisiaj trzeba się zapowiedzieć wcześniej i niekoniecznie to robić dzwonem. Niegdyś robiło się to dzwonem w ogrodzie. Gospodarze już wiedzieli, że mają gości. To pozostało. Są nadal wiszące dzwonki - pięć, sześć - na sznurku przy drzwiach. Wiesza się je zamiast elektrycznych. Zestawione ze sobą pięknie dzwonią

- opowiada Polonus.

- Tradycję dzwonkową do zachodnich stanów, zasiedlanych dużo później, przywieźli Niemcy. Tam gdzie osiedlono dużo Niemców po II wojnie światowej, spotkać można przepiękne dzwonki z miśnieńskiej porcelany. Stany zachodnie jak na przykład Montana czy północne - Dakota mają tradycje dzwonków porcelanowych. Jest ich najwięcej, bo są tańsze od mosiężnych. A poza tym, leżący chory człowiek, nie zawsze jest w stanie wołać o pomoc, to biorą dzwonki porcelanowe ze sobą do szpitali. Także w domach charakterystycznym dzwonieniem przywołują pomoc.

Grupy zawodowe np. górnicy czy hutnicy mają swoje dzwonki. W kopalniach nadal używa się dzwonków, na okrętach i jachtach służą do ostrzegania i komunikowania. Dzwonek w wielu dziedzinach ma nadal swoje zastosowanie. Dlatego taka jego popularność.

- Wielką mozaikę dzwonków można spotkać w San Francisco i Los Angeles. Jest ich więcej niż gdzie indziej w wyniku napływu ludzi z Azji. W takich miastach jak Seattle czy San Francisco prawie połowa populacji to Azjaci, którzy przywożą dzwonki ze sobą. W San Francisco, środowiska LGBT, oprócz flag, znakują się także dzwonkami

- opisuje kolekcjoner wielokulturowość amerykańskiego społeczeństwa.
Józef Ryba nie kryje zadowolenia. Odetchnął z ulgą, że jego kolekcja trafiła w godne ręce.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jaslo.naszemiasto.pl Nasze Miasto