Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dr Wojciech Glac: Koronawirus? Dla naszego układu odpornościowego to kolejny kurdupel, którego trzeba zniszczyć

Anita Czupryn
Anita Czupryn
Kiedy jesteśmy zakażeni wirusem, do akcji ruszają limfocyty
Kiedy jesteśmy zakażeni wirusem, do akcji ruszają limfocyty 123RF
Przede wszystkim powinniśmy zadbać o dobry nastrój. A jak nastrój jest dobry, to limfocyty są w formie. A jak limfocyty są w formie, to wirus ma przechlapane. Różowo może i nie jest, ale głowa do góry - ten wirus jest do zabicia. On już przecież właściwie nie żyje - mówi dr Wojciech Glac, neurobiolog

Co nam pomaga, a co może zaszkodzić, jeśli chodzi o wiedzę, zarówno tę, jaką mamy o koronawirusie, jak i tę dotyczącą sytuacji w kraju? Chorych na COVID-19 przybywa lawinowo, zaczyna brakować miejsc w szpitalach.

Na pewno każdy z nas powinien przedsięwziąć wszelkie środki bezpieczeństwa, które pozwolą mu uniknąć infekcji, a tym samym pozwolą ograniczyć zasięg pandemii, czyli zachować dystans, nosić odpowiednią maseczkę, która rzeczywiście ogranicza możliwość przeniknięcia przez nią cząsteczek wirusa, a także myć ręce oraz tam, gdzie to możliwe ograniczyć obecność w dużych skupiskach ludzi. Te bardzo proste w gruncie środki pozwalają na zachowanie poczucia bezpieczeństwa, czyli pozwalają na zredukowanie lęku i stresu, a także na zachowanie poczucia kontroli, które jest kluczowe w radzeniu sobie z obecną sytuacją. Strach i lęk wymagają od nas reakcji. Tą reakcją powinno być wdrożenie procedur bezpieczeństwa. I wówczas te złe emocje zaczynają być pod kontrolą. A tym samym nasza odporność zarówno psychiczna, jak i przeciwwirusowa mają szansę rosnąć, a nie maleć.

Dbałam o siebie, nie zapominałam o maseczce, zrezygnowałam z korzystania komunikacji miejskiej, wszędzie poruszałam się pieszo. Wystarczyło, że raz wsiadłam do autobusu. Obok mnie usiadła młoda dziewczyna, bez maseczki. Kiedy zwróciłam jej uwagę, napadła na mnie z tak gwałtownym krzykiem, że poczułam jej kropelki śliny na mojej twarzy. Kilka dni później pojawiły się u mnie objawy COVID-19. Test potwierdził zainfekowanie koronawirusem.

Taka sytuacja może się zdarzyć, ponieważ przy takiej skali pandemii, jaką mamy, prawdopodobieństwo infekcji wzrasta. Ale z drugiej strony takie sytuacje jak ta, która przydarzyła się Pani, nie powinny być powodem, by popadać w pesymizm i przestać pokładać nadzieję w stosowaniu tych środków bezpieczeństwa, o których mówimy, ponieważ one, choć nie w stu procentach, to jednak pozwalają uniknąć zachorowania. Jeżeli ktoś bardzo obawia się zakażenia, a na dodatek ma poczucie nieuchronności choroby, żyje w chronicznym stresie i lęku, które bardzo osłabiają jego odporność. To jak samospełniająca się przepowiednia. U takich osób osłabiony układ odpornościowy będzie miał kłopot, by podjąć skuteczną walkę z wirusem, a tym samym zwiększy się ryzyko pojawienia się objawów choroby. Powinniśmy więc pokładać wiarę w naukę, która mówi jasno, że te środki bezpieczeństwa redukują ryzyko infekcji i ograniczają rozprzestrzenianie się wirusa. A skoro tak jest, to powinniśmy zachować optymizm, budując go na przestrzeganiu procedur, a także na świadomości, jak śmiertelnym zagrożeniem dla koronawirusa jest nasz układ odpornościowy.

Z koronawirusem żyjemy praktycznie od marca, znam osoby, które od pierwszego dnia pandemii zaczęły budować swoją odporność; ja również zmieniłam dietę, codziennie biegałam po 10 kilometrów. A jednak, kiedy przyszedł wynik testu i okazało się, że jestem zakażona, nogi mi zmiękły. Co robić w takim momencie?

Poczyniła pani przygotowania, dbając o siebie, podnosząc odporność - jeśli wykonamy takie działania, które zwiększają nasze poczucie bezpieczeństwa i odporność, to w momencie zakażenia możemy sobie śmiało powiedzieć: „Mój organizm jest gotowy, by stawić czoła wirusowi”. Ten wirus nie jest nie do pokonania, o czym świadczy choćby fakt, że 98 procent ludzi w Polsce zdrowieje, a jednocześnie tak wiele osób ma bardzo łagodne objawy choroby. Trzeba spojrzeć na to optymistycznie. Jeżeli robimy wszystko, by naszej odporności nie rujnować, to nasz układ odpornościowy pozwoli nam wyzdrowieć. A nawet nie zachorować. I koniec! Przecież te wszystkie limfocyty i inne komórki zgotują temu wirusowi taką masakrę, że gdyby mógł, to pożałowałby, że w ogóle zachciało mu się nas infekować. Tak trzeba myśleć i mamy powody, by tak właśnie myśleć. Dla naszego układu odpornościowego to kolejny kurdupel, którego trzeba po prostu zniszczyć. Tak jak radzimy sobie z innymi wirusami, które co roku atakują nas i wywołują przeziębienia czy grypę. On jest co prawda bardziej zakaźny, bardziej niebezpieczny, niż nasi dobrzy znajomi, ale nie jest to jednak wirus HIV, który upośledza naszą odporność, atakując głównodowodzące na polu walki limfocyty, byśmy byli bez szans na zniszczenie go własną bronią naszego własnego układu odpornościowego.

Mamy jednak przypadki, gdzie nie wszyscy sobie radzą. Lekarze zwracają uwagę na to, że u chorych pojawiają się też zmiany neurologiczne, że COVID-19 może uszkodzić mózg.

Naukowe doniesienia, które miałem okazję czytać, a które pochodziły z badań u pacjentów z pierwszej fali pandemii, wskazywały, że u pacjentów, którzy przechorowali COVID może dochodzić do zmian funkcjonowania mózgu podobnych do zmian obserwowanych w depresji. To brzmiało bardzo dramatycznie, jednak jak się nad tym chwilę w spokoju zastanowimy, to w tamtym czasie, w którym cały świat ogarnęła panika, poziom stresu, jaki odczuwali ludzie w obliczu zagrożenia, a zwłaszcza ci, który zachorowali, był niezwykle silny. Tak długotrwały stres może zaburzać funkcjonowanie mózgu, m.in. powodując właśnie depresję, a silny stres związany z diagnozą może spowodować powstanie zaburzeń takich jak zespół stresu pourazowego. Tak więc w pewnym sensie, kiedy weźmiemy pod uwagę okoliczności, wyniki tych badań nie dziwią. Ważne jest jednak to, że zmiany te nie mają charakteru zaburzeń anatomicznych, a dotyczą funkcjonowania mózgu, a więc są absolutnie możliwe do leczenia. Takie badania chętnie podchwytują media, nierzadko opatrując je nagłówkiem w stylu „koronawirus niszczy mózg”, co wprawia w przerażenie, pogłębiając tylko niepotrzebnie lęk.

Ale też i odporność nie u wszystkich buduje się jednakowo. Są też osoby i już o tym wiemy, które chorują drugi raz. Na czym polega tajemnica tego wirusa? Atakuje organizm, a potem gdzieś się w tym organizmie skrywa i tylko czeka, aby uderzyć ponownie?

Wirus, aby ukryć się w naszym ciele, musiałby pozostawić swój materiał genetyczny w jądrach naszych komórek. Takie właściwości ma na przykład wirus opryszczki i choć układ odpornościowy jest w stanie go wymordować - o ile można zamordować coś, co nie żyje - rezerwuar tego wirusa pozostaje uśpiony w komórkach i dlatego opryszczka nawraca, zwłaszcza przy osłabieniu odporności. Koronawirus nie posiada takich właściwości, więc aby doszło do powtórnego zachorowania, musi dojść do nowej infekcji. Zazwyczaj organizm wytwarza trwałą odporność, więc najczęściej powodem powtórnego zachorowania, zwłaszcza po relatywnie niedługim czasie, jest mutacja wirusa. Taki zmieniony wirus nie jest rozpoznawany przez układ odpornościowy i dlatego cała odpowiedź immunologiczna, od rozpoznania wirusa, do jego zwalczenia i wytworzenia nabytej odporności, musi zajść od początku. Tak jak jest na przykład z wirusem grypy, który ciągle mutuje i każdego roku zmagamy się z jego nowymi wariantami.

Jest też coś takiego jak pamięć organizmu; organizm wie, że raz już sobie z czymś podobnym poradził. Czy za kolejnym razem łatwiej jest więc wytoczyć broń przeciwko wirusowi?

To zależy jak bardzo ten wirus się zmienił w porównaniu z tym, którego infekcję przeszliśmy. Układ odpornościowy rozpoznając wroga, tworzy bardzo precyzyjne narzędzia jego wykrywania i neutralizacji, czyli m.in. przeciwciała. Te jednak są tak idealnie dopasowane do danego wroga, że kiedy on się zmieni, przeciwciała nie są w stanie go już rozpoznać. I wówczas układ odpornościowy nie jest w stanie zareagować natychmiastowo, więc najczęściej dochodzi do na tyle silnego namnożenia się wirusa, że pojawiają się objawy choroby. Gdyby nie ta zmiana, do rozwoju choroby zazwyczaj by nie doszło, bo wróg od razu na punktach kontrolnych zostałby rozpoznany i zlikwidowany. Dla przykładu: wyobraźmy sobie naszego dawnego kolegę z klasy, który przeszedł bardzo poważną operację plastyczną zmieniającą jego rysy twarzy. Teoretycznie go znamy, ale go nie rozpoznajemy, bo po operacji plastycznej wygląda zupełnie inaczej. Tak mniej więcej jest z tym wirusem - teoretycznie, obiektywnie go znamy, już go mieliśmy, on się lekko zmienił, ale nie rozpoznajemy go, bo nie ma charakterystycznych cech, które zostały wcześniej rozpoznane i zapamiętane. Tymi rozpoznawanymi przez nasz układ odpornościowy rysami na twarzy wirusa są jego białka, z którymi łączą się nasze przeciwciała. Te białka to tzw. antygeny, które pasują do przeciwciała jak klucz do zamka. Wrota do szybkiej odpowiedzi układu odpornościowego nie otworzą się jednak, kiedy klucz przestaje pasować do zamka. I trzeba zmieniać zamek, czyli na nowo rozpoznać wroga.

Wirus nie jest żywym organizmem? Przecież to taka podstępna bestia!

Z definicji nie jest żywy, bo nie jest w stanie funkcjonować poza komórką gospodarza, w której się namnaża. Nie prowadzi własnego metabolizmu. Jest po prostu zlepkiem materiału genetycznego w postaci DNA lub RNA, jak koronawirus, który osłonięty jest białkową otoczką, pozwalającą temu wirusowi na to, żeby przetrwał poza komórką i wniknął do wnętrza innej. I dopiero w tym wnętrzu ten materiał genetyczny zaczyna niejako żyć, to znaczy zaczyna być powielany i na jego podstawie tworzone są kolejne kopie wirusa. Z definicji wirus nie spełnia kryteriów organizmu żywego, natomiast oczywiście funkcjonuje. Rzeczywiście jest podstępnym narzędziem, w pewnym sensie doskonałym, dlatego że bezwzględnie wykorzystuje nasze komórki do tego, żeby się mnożyć. I to jest, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, cała idea jego funkcjonowania. Żadnej finezji. Ale to jego siła. I jest w tym dość skuteczny, a na dodatek, przez to, że już nie żyje, to ciężko go zabić. Inaczej niż w przypadku bakterii, przeciwko którym możemy wytoczyć działa jakimi są antybiotyki, które upośledzają funkcjonowanie komórki bakterii, przez co ona ginie lub ulega poważnemu osłabieniu, np. nie mogąc się dzielić. Przeciwko wirusom nie ma zbyt wielu leków, bo po prostu nie ma się prawie czego chwycić. Na szczęście wirusy towarzyszą nam od zawsze, więc zarówno komórki organizmu, jak i układy odpornościowe zdążyły wytworzyć mechanizmy radzenia sobie z nimi. Więc nie jesteśmy bez szans. Wręcz przeciwnie.

My go zabić nie możemy, ale on jest bezwzględny, bo zabija nasze komórki?

Kiedy wirus wniknie do komórki, ta staje się jego niewolnikiem, by na końcu zginąć wraz z zakończeniem procesu replikacji cząsteczek wirusa, kiedy wirusy wydostają się, by zainfekować nowe komórki. Na szczęście mamy dużo komórek, więc tymczasowa utrata części z nich to nie jest jeszcze taka wielka tragedia. Problem oczywiście pojawia się wtedy, kiedy te zniszczenia są ogromne, czyli na przykład wtedy, kiedy układ odpornościowy nie działa prawidłowo i nie jest w stanie zatrzymać inwazji wirusa. Jak również wtedy, kiedy odpowiedź układu odpornościowego jest nieodpowiednia, prowadząc do zniszczeń nawet większych niż powoduje sam wirus. Wtedy może być kłopot. Tak jednak nie musi być i najczęściej wszystko idzie zgodnie z planem - rozpoznanie wirusa, a potem jego zniszczenie. Na dodatek, wirusy nie są specjalnie zainteresowane naszą śmiercią, bo jesteśmy im potrzebni. Bez wzajemności oczywiście.

Dziś bardzo wiele mówi się o medytacjach, wizualizacjach, wyobrażaniu sobie, że sami się uzdrawiamy. Ważne jest, aby wprowadzić się w stan relaksu i zaprząc do uzdrowienia własną wyobraźnię. Na ile my sami możemy sobie pomóc, naszemu organizmowi, układowi odpornościowemu w odbudowywaniu komórek za pomocą siły własnego umysłu?
Każda metoda, która pozwala z jednej strony zredukować stres, a z drugiej strony poprawić nam nastrój ma sens. Bez względu na to, co to jest. Róbmy to, co pozwala nam poczuć się lepiej. Nasz układ emocjonalny wpływa na układ odpornościowy i tak się składa, że dobre emocje, poprawa nastroju i doświadczanie różnego rodzaju przyjemności przekłada się na poprawę działania układu odpornościowego. Wiemy też na podstawie badań, że tym, co wpływa pozytywnie na funkcjonowanie odporności jest wysiłek fizyczny, seks, poczucie więzi z najbliższymi oraz zdrowy sen. Słowem wszystko to, co pozwala nam się zrelaksować i wprowadza nas w dobry nastrój jest tym, co wzmocni naszą odporność. No może poza zalewaniem się alkoholem, który może i poprawia nastrój, ale w nadmiarze nie jest zbyt dobry dla odporności. Na pewno powinniśmy unikać skupiania uwagi na zagrożeniu, nie zostawać sam na sam z czarnymi myślami, jak najwięcej czasu spędzać z bliskimi, rozmawiać, przytulać się i sprawiać sobie różne przyjemności. By redukować tym negatywne emocje, takie jak lęk oraz redukować stres, który może być większym wrogiem niż sam wirus. A zwłaszcza kiedy się oboje spotkają.

To ciekawe, że stres, który może mieć wręcz zabójcze działanie dla naszego organizmu, nie może mieć zabójczego działania dla wirusów.

W pewnym sensie ma. Kiedy dochodzi do infekcji i układ odpornościowy zorientuje się, że doszło do inwazji, zaczyna informować o tym mózg, a ten w odpowiedzi uruchamia reakcję stresową. I ten stres w założeniu ma za zadanie zaktywować nasze ciało do walki, co również tyczy się układu odpornościowego. Mózg za pośrednictwem nerwów i hormonów nakazuje powszechną mobilizację i żołnierze zostają wezwani na pole walki. To zasługa stresu. Ale tylko takiego, który nie jest zbyt silny, a zwłaszcza zbyt długotrwały. Więc nie przeszkadzajmy naszemu ciału robić swoje. Nasze organizmy mają za sobą doświadczenie milionów lat ewolucji, więc wiedzą, jak pokonać tego wirusowego pokurcza. Zróbmy użytek z naszej wielkiej kory mózgowej i pomóżmy im, starając się redukować stres i pozostać w dobrym nastroju z pomocą bliskich i naszego intelektu, który pozwoli nam lub naszym bliskim znaleźć źródło przyjemności i poprawy nastroju w trudnych chwilach. Kiedy zachorujemy, odczuwamy spadek energii do działania, spowolnienie, które są czymś naturalnym. To sprawka naszego układu odpornościowego, który oddziałując na mózg za pomocą cytokin nakazuje nam zachować energię na walkę z drobnoustrojami. Nie załamujmy się tym, ale pomyślmy, że to jest dobre i pozwólmy sobie zwolnić tempo. Trzeba ufać w mądrość ciała i pozwolić mu działać. Natomiast, kiedy ten pierwszy moment minie, trzeba zadbać o to, by wbrew wszystkiemu szukać optymizmu w tych wszystkich rzeczach, o których mówimy. By pomóc, a nie odbierać szansę naszemu organizmowi na to, żeby pokonał wirusa.

Dlaczego niektórzy przechodzą zakażenia bezobjawowe albo w ogóle się nie zakażają? Nie ma śladu, żeby chorowali, a roznoszą wirusa?

Jeżeli takie osoby zarażają innych, to znaczy, że musiały one najpierw zostać zainfekowane wirusem. Kiedy wirus się namnoży, pojawia się w wydzielinach i w ten sposób, drogą kropelkową, dochodzi do transmisji wirusa. To może dziać się jeszcze przed wystąpieniem objawów choroby, bo objawy te pojawiają się, kiedy on już poczyni jakieś zniszczenia i układ odpornościowy rozwinie swoją odpowiedź, powodując np. gorączkę. Na to potrzeba trochę czasu. To tzw. okres inkubacji. Jeżeli u kogoś nie występują objawy choroby pomimo infekcji, to znaczy, że albo ten wirus ma np. utrudnioną drogę wnikania do komórek ciała, bo ma kłopot z rozpoznawaniem specyficznych receptorów na ich powierzchniach, lub układ odpornościowy trzyma wirusa za twarz, np. dzięki temu, że posiada pamięć immunologiczną pozwalającą mu tego wroga od razu rozpoznać i podjąć walkę, lub też dzięki temu, że szybko doszło do rozpoznania i wytworzenia specyficznej odpowiedzi odpornościowej przeciwko temu wirusowi. Bo to pozwala ograniczyć namnażanie się wirusa na tyle mocno, by w ogóle do pojawienia się objawów choroby nie doszło. Lub by te objawy były łagodne. I tutaj właśnie kluczową rolę odgrywa sprawność układu odpornościowego. Jeżeli odporność nie jest zaburzona, np. ogólnym złym stanem organizmu lub długotrwałym stresem, jest duża szansa, by wirusa pokonać zanim ten rozhula się na dobre. Ponieważ koronawirusy nie są czymś, z czym wielu z nas nie miało do czynienia, więc jest duża możliwość, że nasze układy odpornościowe są w stanie - choć może nie idealnie, ale jednak - rozpoznać tego koronawirusa, z którym się obecnie zmagamy, dzięki temu, że posiadamy przeciwciała skierowane przeciwko tym fragmentom wirusa, czyli antygenom, które są wspólne dla tego i innych koronawirusów, lub przez podobieństwo z innymi cząsteczkami obecnymi u innych drobnoustrojów. Pojawiła się zresztą taka hipoteza odnosząca się do szczepień przeciwko gruźlicy, która może powodować u nas taką krzyżową odporność. Na przykładzie tego naszego kolegi z klasy, który przeszedł operację plastyczną, moglibyśmy go jednak poznać po charakterystycznym np. palcu środkowym, który u całej jego rodziny był jakiś taki nienaturalnie długi.

Kiedy już dojdzie do najgorszego, czyli zakażenia, my nadal możemy budować układ odpornościowy, pobudzać leukocyty do działania?

Odporności nie da się znacząco poprawić z dnia na dzień, choć powinniśmy robić wszystko, by jej chociaż dodatkowo nie ograniczać, np. stresem, paleniem papierosów czy oglądaniem polityki. Oczywiście można podawać choremu leki, które wzmagają odporność przeciwwirusową, czyli cytokiny, które są wydzielane przez leukocyty i pobudzają procesy odpornościowe. Takimi cytokinami są na przykład interferony. Czasem ma to miejsce w warunkach szpitalnych w przypadku niektórych zakażeń wirusowych.

Czyli czosnek wtedy już nie pomoże?

Czosnek nie pomoże, bo ma działanie przeciwbakteryjne. Natomiast na pewno nie zaszkodzi, podobnie jak mleko z miodem i inne naturalne metody, ponieważ przynajmniej ograniczamy nieco ryzyko rozwoju chorób bakteryjnych, które przy osłabionej odporności na skutek zakażenia wirusowego, mogą łatwiej się rozwinąć. Podobnie nie pomogą antybiotyki, więc nie ma sensu brać ich na zaś. Wszystkie te ludowe sposoby pozwalają nam poczuć się lepiej, a więc poprawiają nasz nastrój, a to ma ogromne znaczenie i choćby dlatego warto je stosować. To, co możemy na pewno zrobić, to przede wszystkim dobrze się wyspać, dlatego że sen jest tym czasem, kiedy nasz układ odpornościowy intensywnie rozpoznaje wroga, a więc uczy się go. W nocy komórki odpornościowe trafiają do naszych węzłów chłonnych i innych organów limfatycznych i tam następuje proces rozpoznawania wirusa, a więc nabywanie odporności. Nasz układ odpornościowy na pewno wirusa rozpozna i na pewno zacznie z nim walkę, tylko powinniśmy mu pomóc, w tym znaczeniu - żeby nie przeszkadzać. Trzeba dobrze się więc wyspać, dobrze się odżywiać, dostarczając sobie witamin i mikroelementów, zadbać o relaks i unikać przemęczania się pracą. Ale przede wszystkim powinniśmy zadbać o dobry nastrój, z pomocą bliskich, rodziny, przyjaciół, których wsparcie jest niezwykle ważne i dobroczynne. To nie musi być fizyczny kontakt, ważne jest poczucie, że ma się kogoś, kto jest, może być wsparciem w rozmowie. Można to zrobić zdalnie, najważniejsze, żeby ten kontakt był możliwy, by nie zostać samemu. Jak się przechodzi przez problem z kimś, wspólnie, to zawsze jest nam raźniej. Lęk jest mniejszy, stres jest mniejszy, uwaga skupiona jest na rozmowie, można się uśmiechnąć. Wszystko to, co daje przyjemność, poprawia też nastrój. A jak nastrój jest dobry, to limfocyty są w formie. A jak limfocyty są w formie, to wirus ma przechlapane. Różowo może i nie jest, ale głowa do góry - ten wirus jest do zabicia. On już przecież właściwie nie żyje.

Dr Wojciech Glac -neurobiolog, adiunkt na Wydziale Biologii, Pracowni Neurobiologii Katedry Fizjologii Zwierząt i Człowieka Uniwersytetu Gdańskiego. Badacz, dydaktyk, pomysłodawca i organizator Dni Mózgu, popularyzator nauki. Stworzył grę planszową o nazwie „Infekcja”, w której można obronić organizm zakażony koronawirusem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jaslo.naszemiasto.pl Nasze Miasto