Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Farmerzy prastarych zbóż - Barbara i Mariusz Gumienni z Dębowca

Bogdan Hućko
Bogdan Hućko
Barbara i Mariusz Gumienni, prowadzący „ Ekologiczne Gospodarstwo Rolne” w Dębowcu, zostali laureatami XXIX edycji konkursu „Rolnik Farmer Roku”, organizowanego przez Stowarzyszenie „Polski Klub Rolnik Farmer Roku”. Statuetki – złote jabłka i dyplomy wręczył im podczas finałowej gali wicepremier, minister rolnictwa i rozwoju wsi Henryk Kowalczyk. Do konkursu zgłoszono 342 gospodarstwa z całej Polski.

Problemy zdrowotne zmusiły ich do założenia gospodarstwa ekologicznego. W desperacji postanowili sami produkować żywność. Ryzyko opłaciło się w dwójnasób – cieszą się zdrowiem i odnieśli sukces.

Kopaniny. Malowniczo położony, jadąc w kierunku Folusza, przysiółek Dębowca. Już na skrzyżowaniu widoczna z daleka reklama gospodarstwa. Posiadłość Barbary i Mariusza Gumiennych znajduje się na dużej, ogrodzonej działce, w pobliżu lasu. Piękny, zadbany dom, obok zabudowania gospodarcze, lśniący w słońcu silos oraz wiele maszyn rolniczych. Cisza, spokój.

Wcześniej mieszkali w Dębowcu przy ruchliwej drodze. Dosyć mieli szumu, zgiełku

- Chcieliśmy ciszy, spokoju, prywatności. Budując drugi dom, nie myśleliśmy o gospodarstwie na tak dużą skalę

– zastrzega się pani Barbara.

- Dom wybudowaliśmy z basenem, sauną, ale część musieliśmy przerobić na produkcję. Nadal rozbudowujemy i mamy kolejne plany, zakupu większych maszyn

– dodaje jej mąż Mariusz.

Państwo Gumienni prowadzą blisko 35-hektarowe gospodarstwo i specjalizują się w uprawie prastarych odmian zbóż: samopszy, płaskurki, orkisza oraz w przetwórstwie. Ich gospodarstwo stricte eko posiada certyfikat od 2016 r. Wcześniej było ekologiczne, ale nie potwierdzone certyfikatem.

Gospodarzą odkąd zostali małżeństwem, czyli 26 lat temu. Zaczynali od hektara. Ciągle zwiększają areał. Na swoje potrzeby hodują także kury, kaczki, króliki, a ponadto kozy anglonubijskie z charakterystycznymi dużymi, obwisłymi uszami.

Problemy ze zdrowiem

Zdecydowali się na ekologiczne gospodarstwo bardzo prozaicznie.

– Zmusiło nas do tego zdrowie, pojawiające się poważne problemy ze zdrowiem

– doprecyzowują zgodnie państwo Gumienni. Ich wcześniejsze życie nie różniło się niczym od tysięcy innych ludzi mieszkających na wsi. Żywność kupowali w sklepach lub na bazarach. Piekli chleb ze zwykłej mąki pszennej, jedli warzywa, jak się później okazało, sadzone na sztucznych nawozach, opryskiwane preparatami chemicznymi. Nie wiedzieli, że to im szkodzi. Zaczęli szukać różnych sposobów, odwiedzać gabinety lekarskie. Chodzili od lekarza do lekarza. Wszędzie słyszeli niemal to samo – tabletki, chemia. Wszyscy rozkładali ręce. W końcu trafili na lekarza, który uświadomił im, że problemy zdrowotne biorą się przede wszystkim z niezdrowego pożywienia.

– Nauczył nas, że kluczem do zdrowia jest właściwe odżywianie. Tak jak się czujemy i jak funkcjonujemy, zależy od prawidłowego odżywiania organizmu każdego dnia. Kazał nam ograniczyć pszenicę zwyczajną. Powiedział co mamy wykluczyć, co ograniczyć i co powinniśmy spożywać. I od tego się zaczęło poszukiwanie zdrowej żywności. Tym razem u rolników. Mijały dni i tygodnie, ale stan zdrowia nie ulegał poprawie. Jak później okazało się, lokalni rolnicy również stosują różnego rodzaju opryski, a w naszym przypadku surowiec musi być czysty. Zgłębiając wiedzę, doszliśmy do wniosku, że sami możemy wyprodukować sobie żywność. Mamy to szczęście, że mieszkamy w czystym regionie Podkarpacia, w niewielkiej miejscowości i do tego dysponowaliśmy kawałkiem pola pod uprawę. Postanowiliśmy sami założyć gospodarstwo ekologiczne, aby mieć pełną kontrolę nad całym procesem produkcji żywności, którą spożywamy

– opowiada gospodyni domu.

Zmiana stylu życia i wytwarzana samodzielnie żywność przyniosła niespodziewanie dobry rezultat. Stan zdrowia uległ znacznej poprawie, a choroby, które im wcześniej doskwierały cofały się, co było widoczne w wynikach badań.

- Po paru latach zaczęliśmy widzieć jak wszystkie choroby się cofają. Zdrowie było dla nas największą nagrodą za ciężką pracę. Nasze produkty zdobyły uznanie wielu ludzi, poprawiając znacząco ich stan zdrowia

– nie kryje satysfakcji Barbara Gumienna.

Samopsza, płaskurka, orkisz

Prekursorem i pionierem upraw pierwotnych zbóż w Polsce był Mieczysław Babalski z Pokrzydowa (powiat brodnicki, województwo kujawsko-pomorskie). Zaczynał od 100 ziarenek. Gumienni mieli już łatwiej, bo nasiona najstarszych zbóż - gdy decydowali się na uprawę zdrowej żywności - były już dostępne na rynku.

- Zboża pierwotne zapomniane, ale całe szczęście, że zaczynają wracać do łask. Najpierw kupiliśmy orkisz, odmianę „schwabenkorn”. Orkisz orkiszowi nierówny. Odmian jest ponad 80, ale tylko 5 leczniczych. Najstarsze, zarazem najbardziej prymitywne, są najtrudniejsze w wymłócaniu. Takim jest „schwabenkorn”, a teraz będziemy mieć jeszcze odmianę „oberkulmer rotkorn”. Te zboża mają naturalny antybiotyk występujący w mleku matki

– podkreśla pani Barbara.

Ziarno orkiszu bardzo trudno wyłuszczyć z plewy. Po pierwszych zbiorach najprostszą i zarazem najbardziej skuteczną metodą okazały się cepy. Ziarno od plew oczyszczali ręcznie, używając sita – przetaka. Potem kupili maszynę – wialnię, używaną przed laty w chłopskich zagrodach.

– Na początek to wystarczało, ale gdy wzrosło zainteresowanie kupnem naszych produktów, to zaczęliśmy szukać urządzenia, które by nie łamało i nie uszkadzało ziarna. Szukaliśmy kilka lat. Kupiliśmy wreszcie maszynę niemieckiej firmy Horn, która wyłuszcza pięknie, idealnie i przede wszystkim nie uszkadza zarodka

– chwalą urządzenie właściciele gospodarstwa.

- To jest najstarsze zboże jakie występowało na ziemi

– pokazuje kłosy samopszy pan Mariusz. Wyglądają jak rybia ość.

– A to młodsza siostra – płaskurka

– prezentuje kłos innego prastarego zboża. Obydwa są podobne do jęczmienia, ale w kłosach mają niewiele ziarna.

- To bardzo trudne, wymagające w uprawie zboże. Zbiory są niewielkie

– dodaje gospodarz.

Oprócz najstarszych odmian zbóż, uprawiają także grykę, proso, jęczmień, owies oraz nasiona oleiste – len złoty, rzepak i ostropest.

Od surowca do produktu

Zboża sieją, uprawiają naturalnie, obrabiają, zbierają i przerabiają sami.

– Nie stosujemy chemii. Różnimy się od innych, tym, że sami to uprawiamy, sami obrabiamy, sami mielimy i robimy makarony, płatki, kasze. Ponadto gospodarstwo wyróżnia się tym od innych, że uprawiamy to wszystko na oborniku. Jeżeli uprawia się na oborniku, to w glebie jest 80 pierwiastków, jak jest w glebie to jest w surowcu, a jak jest w surowcu to i w produkcie. Wymieniamy się z rolnikami, dajemy im słomę, siano, otręby, żeby od nich brać obornik. Barterowa wymiana

– tłumaczy pan Mariusz.

W gospodarstwie Gumiennych wszystko przetwarzane jest na miejscu, a cały proces od posiania do wywarzania odbywa się według tradycyjnych metod. Ziarno mielone jest w młynie zrobionym na wzór dawnego, z dwoma kamiennymi żarnami. Nie przerobi dużo. Na godzinę może zmielić nie więcej jak 70 kilogramów ziarna. Mąkę zwykłą zamienili na mąkę ze zbóż prastarych. Pieką chleb i wysyłają w Polskę.

Gospodarstwo to wytwórnia tradycyjnej zdrowej żywności powstającej m.in. z dawnych odmian zbóż – płaskurki, samopszy i orkiszu. Zboża suszą bez podgrzewania, w sposób naturalny. Z mąk wytwarzają makarony różnego rodzaju i kształtu, smaku, a nawet koloru. Powstają bez żadnych polepszaczy. Suszone są w tradycyjny sposób na sitach. Najstarszą metodą, czyli gniecenia na sucho, robią także kasze i płatki różnego rodzaju.

- Nie namaczamy, nie sparzamy, nie robimy nic, co dany produkt mógłby stracić na wartości odżywczej

– podkreśla Barbara Gumienna, przestrzegająca dawnych przepisów. Jej mąż Mariusz dodaje:

- Kładziemy nacisk, żeby to było najstarszą metodą, najczyściejszą i najzdrowszą.

Hitem gospodarstwa są orkiszowe kluski krojone, które powstają według przepisów babci i mamy Barbary Gumiennej. Zostały wpisane na listę produktów tradycyjnych ministerstwa rolnictwa.

Gospodarstwo ma też prasę do oleju, czyli mini tłocznię. Urządzenie jest dobrej jakości, żeby mogło wycisnąć olej z ziarnka. Oleje tłoczone są na zimno z rzepaku, lnu złotego i ostropestu.

– Wtedy są najbardziej wartościowe. Na naszym rynku są mało dostępne, bo len złoty jest bardzo trudny w uprawie, mały, drobny i przygłuszają go wszystkie chwasty, z którymi nie walczymy. Żeby posiać len, to musimy wybierać najpiękniejsze pola, najmniej zachwaszczone

– tłumaczy pani Barbara.

Wyroby Gumiennych mają klientów nie tylko na Podkarpaciu, ale w całej Polsce. Gospodarstwo prowadzi sprzedaż wysyłkową zarówno mąki, jak i makaronów, kasz, płatków czy olejów. Klienci zamawiają przez stronę internetową, a państwo Gumienni wysyłają swoje produkty po całej Polsce, bezpośrednio do klienta. Korzystają z rolniczego handlu detalicznego.

Zdrowie na talerzu

- Jesteśmy rolnikami i mamy przetwórstwo. Pracy jest dużo, ale robimy wszystko w naszym gospodarstwie. Siejemy, zbieramy, suszymy, mielimy, z mąki robimy makarony. Ponadto grysiki, płatki, kasze. Klient kupuje gotowy, stuprocentowy, ekologiczny produkt. Nasze wyroby charakteryzują się wysoką jakością, ale przede wszystkim smakiem. Mamy stałych klientów, którzy kupują i wracają do nas po kolejne produkty. Co z tego, że jest mnóstwo jedzenia, tylko nie ma jakości. Jak nie ma jakości, to nie ma też zdrowia. Co z tego, że ludzie są najedzeni, ale niedożywieni. Zdrowie mamy na talerzu. Nasze produkty są dla każdego, kto ceni sobie własne zdrowie

- podkreśla Barbara Gumienna. Irytują ją w dużych marketach szyldy „zdrowa żywność” tylko na niektórych stoiskach.

– A obok, na innych półkach, to co to jest

– pyta retorycznie.

- Dlaczego w polskich sklepach nie ma żywności od rolników. Potrafimy wyprodukować. Dla nas białe to białe, czarne to czarne. Nie powiem zwierzętom, że dzisiaj was nie nakarmię, bo mam kiepski dzień, albo nie pójdę w pole, zboże sobie poczeka. Nie poczeka, bo przyjdzie deszcz, zaleje, położy i nie zbierzemy nic. My rolnicy mamy powera, zapał i możemy wiele wyprodukować. Dobrze, że rząd wpadł na genialny pomysł i otworzył rolniczy handel detaliczny, dał nam możliwość, żeby samemu sprzedać. Dzięki temu otworzył nam rolnikom furtkę, do tego, żeby nie sprzedawać pośrednikom i oni zarabiali nie wiadomo ile. Jeżeli ja sprzedam produkt, te pieniądze mogę zainwestować w maszyny, sprzęt, zakup pola. Szkoda, że nie ma tej żywności dostępnej na tyle, żeby zwykły Kowalski chciał się zdrowo odżywiać i chciał kupić

– ubolewa pani Barbara.

Nie ilość a jakość

Na to co osiągnęli ciężko pracowali. Mieli chwile zwątpienia, ale – jak podkreślają – „nigdy nie była to ściana”. Podchodzili do swojej pasji wytrwale i cierpliwie.

– Bez cierpliwości nic byśmy nie zrobili

– mocno akcentuje pani Barbara.

Raz mocno się zniechęcili, ale złość szybko przeszła.

- Pierwszy rok uprawialiśmy grykę, wymłóciliśmy, wróciliśmy bardzo późno z pola, byliśmy padnięci i nie zdążyliśmy przewiać. Gryka dopóki ją mróz nie upali, cały czas rośnie i kwitnie. Jedne łodygi są uschnięte, na innych są kwiatki, jedna jest zielona, inna niedojrzała. Zostawiliśmy grykę na przyczepie pod dachem na parę godzin. Rano była zaparzona, surowiec trzeba było wyrzucić. Zrobiła się kiszonka

– wspominają po latach z uśmiechem.

Droga do klientów też była długa i wyboista. Jeździli po targach, bazarkach, żeby ludzie się przekonali i kupili torebkę makaronu.

- Dzisiaj nie mamy problemu, żeby sprzedać

– dodaje.

- Miło jest usłyszeć na bazarku, gdy klient mówi tak: spróbowałem makaronu od konkurencji, ale to nie to co wasz. Wiem za co płacę, bo wiem, że go zjem. Torebka 400 gram makaronu – pięć osób sobie poje. Klienci doceniają nasze starania

– nie kryje satysfakcji gospodyni.

- Nasze pola uprawne położone są z dala od ruchliwych dróg i zanieczyszczeń. Proszę zobaczyć

– wskazuje na pobliski las pan Mariusz.

- Priorytetem dla nas jest wytwarzanie żywności wysokiej jakości. Chcemy produkować więcej, ale żeby produkty nie straciły na jakości. Ilość nas nie interesuje, tylko jakość

– podkreśla.

Czym dla Gumiennych jest nagroda i tytuł farmera roku? Mariusz:

uskrzydla nas

. Barbara:

mamy rozłożone skrzydła, mamy swój cel i do tych skrzydeł, klienci dodają nam lotki, żeby się nie poddawać. Nagroda jest wyjątkowa, mobilizuje nas, żebyśmy się jeszcze bardziej starali, wychodzili naprzeciw wszystkim.

Mają już kolejne plany.

– Sama już nie nadążam

– śmieje się pani Barbara.

- Rodzą się nowe pomysły na makarony, płatki, smaki. Ciągle coś udoskonalamy. Zainteresowanie wzrasta. Doceniają naszą pracę klienci, doceniła też kapituła konkursu. Warto się starać

– dodaje.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jaslo.naszemiasto.pl Nasze Miasto