Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ireneusz Brożyna: świat na piłce się nie kończy. Świetnie zapowiadającą się karierę zniweczyły kontuzje

Bogdan Hućko
W Zamczysku Mrukowa jest liderem i przywódcą mentalnym drużyny.
W Zamczysku Mrukowa jest liderem i przywódcą mentalnym drużyny. fot. Bogdan Hućko
Ma dopiero 25 lat, ale z profesjonalnym futbolem rozstał się już dawno. I na zawsze. Zostały wspomnienia, niezbyt wszystkie miłe oraz niezrealizowane marzenia. Teraz ma już inne priorytety - dom, żona, córka. Piłka nożna, która jest dużą częścią jego życia, pozostaje nadal ważna, ale tylko w amatorskim wydaniu.

Wróżono mu profesjonalną karierę. Nie były to tylko puste słowa. Jego talent został szybko dostrzeżony, jeszcze szybciej - jak mówią znawcy - eksplodował. Nie miał jeszcze 16 lat, a trener widział go w składzie seniorskiej IV-ligowej drużyny. Wyróżniał się nie tylko warunkami fizycznymi, ale przede wszystkim umiejętnościami. Zaczęli go powoływać na zgrupowania trenerzy reprezentacji Polski do lat 17, pojawiły się pierwsze oferty z wielkich polskich klubów. Ostatecznie trafił na zaplecze ekstraklasy, ale pasmo poważnych kontuzji brutalnie zweryfikowało życiowe plany, odarło z marzeń nastolatka, brutalnie sprowadziło na ziemię, chociaż tak naprawdę nigdy nie bujał w obłokach. Życie go nie rozpieszczało, w domu się nie przelewało, a gdy miał 4 lata stracił ojca...

Za namową kolegi

W dzieciństwie nie interesował się piłką nożną. Z domu wyciągał go na podwórkowe mecze jeden z kolegów. - Spotykaliśmy się zawsze w niedziele o jedenastej i graliśmy mecz na tzw. dołach w Mytarzy. Chodziłem tam ze starszymi chłopkami, którzy wtedy mieli nawet po 20 - 25 lat - śmieje się na samo wspomnienie Ireneusz Brożyna.

Kolega zapisał się do orlików Wisłoki Nowy Żmigród i zachęcał na treningi, które z najmłodszymi prowadził Antoni Hućko, miejscowy nauczyciel i trener Wisłoki. - Zacząłem trenować i nawet mi się to spodobało - zaznacza.

Długo w Wisłoce nie pobył, bo zaledwie pół roku. Pojechali jako reprezentacja SP w Nowym Żmigrodzie na turniej drużyn szkolnych do Jasła. Po zawodach Robert Podkulski zaproponował mu trenowanie w Czarnych Jasło.

- Dla mnie to był szok. Powiedziałem, że muszę wcześniej porozmawiać z rodzicami, a tak naprawdę z mamą, która sama nas wychowywała, bo tata zmarł gdy miałem cztery lata. W domu się nie przelewało. Powiedziałem trenerowi, że przyjdę, ale potem miałem mieszane uczucia, strasznie się bałem. Jasło było dla mnie wtedy ogromnym miastem. Bałem się, że nie dam sobie rady. Koledzy, namawiali mnie, żebym poszedł spróbować. Mama też mnie wspierała. Dzięki jej pomocy przyszedłem do Jasła. Dla mnie przyjście do Czarnych było bardzo krępujące. W szatni nikogo nie znałem. Dość szybko się jednak zaaklimatyzowałem. Treningi coraz bardziej mnie wciągały

- opowiada Ireneusz Brożyna.

Przeskok do seniorów

Drużyna Czarnych z rocznika 1996 to była mocna ekipa. Wygrywali silnie obsadzone, prestiżowe turnieje, byli we Włoszech i Austrii. W hali pokonywali Wisłę Kraków, Sandecję Nowy Sącz, Koronę Kielce. - To w dużej mierze zasługa trenera Podkulskiego, który potrafił zbudować drużynę i tak nas poprowadzić, że wygrywaliśmy z bardziej znanymi klubami - podkreśla Ireneusz Brożyna, który przeniósł się do szkoły w Jaśle. Tutaj też chodził do gimnazjum z klasą sportową.

Nie miał jeszcze skończonych 16 lat, a w przerwie zimowej 2011/12 trenował już z seniorami. - Trener Robert Hap uczył w naszej szkole, mnie i Bartka Szopę widział w seniorach. Po latach uważam, że 16 lat to najlepszy wiek dla młodego zawodnika, żeby próbować swoich sił w grze z seniorami. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że seniorska piłka jest najlepsza - uważa Ireneusz Brożyna. Nie żałuje, że rok później, gdy grał w Czarnych w III lidze nie skorzystał z możliwości przejścia do Młodej Ekstraklasy.

Był na testach w Wiśle Kraków, miał propozycje z Ruchu Chorzów, Górnika Zabrze i Legii Warszawa. - Wiedziałem jak trudno będzie mi się przebić do pierwszego składu. A w Jaśle wchodziłem do seniorskiej piłki i szybko stałem się podstawowym zawodnikiem. Przepracowałem okres przygotowawczy z seniorami, trener mi zaufał i dał mi szanse gry. Byłem bardzo zadowolony z trenowania i grania u trenerów Podkulskiego i Hapa. Stawiali na mnie, dali mi szanse gry. Miałem do nich zaufanie - podkreśla.

W rundzie wiosennej 2012 zadebiutował w IV lidze podkarpackiej w meczu XX kolejki w wyjazdowym meczu z Żurawianką Żurawica (4-1). Grał do 64. minuty i został zmieniony przez Bartosza Szopę. Wystąpił w sezonie 2011/12 w 5 meczach (w sumie spędził 262 minuty na boisku). To był udany sezon dla Czarnych, którzy po 18 latach awansowali do III ligi.

Z orzełkiem na piersi

Był systematycznie powoływany do kadr młodzieżowych Podkarpacia. Na turnieju w Ustce zdobyli wicemistrzostwo Polski. Na kolejnym w Krakowie, drużyna prowadzona przez Jana Domarskiego zajęła 5. miejsce. Znów się wyróżniał i został dostrzeżony m.in. przez Zbigniewa Hariasza. Dobrze prezentował się fizycznie i szybkościowo. Trener kadry Polski U-17 Robert Wójcik powołał go na konsultacje i zgrupowanie przed turniejem o Puchar Syrenki w Płocku. Tam też zadebiutował w biało-czerwonych barwach. - To niesamowite przeżycie i uczucie - wyznaje. Zagrał cały mecz z Cyprem (1-1, karne 3-5) oraz wszedł na boisko w 61. minucie spotkania z Irlandią Północną (2-0). Na meczu w Płocku złamał palce u ręki i być może to spowodowało, że nie pojechał na kolejny turniej do Hiszpanii.

Tylko sezon w III lidze

Przygoda Czarnych z III ligą trwała po awansie tylko jeden sezon 2012/13. Ireneusz Brożyna wystąpił w 12 meczach (914 minut), w tym 7 w pełnym wymiarze czasowym i zdobył jednego gola z Orlętami Łuków (2-3). Mile wspomina ten okres w Czarnych, podkreśla dobrą atmosferę w klubie kierowanym przez Wiesława Bazana oraz w szatni, w której był najmłodszy. Uważa, że to był najlepszy dla niego czas. - Lepiej nie mogłem trafić jako młody zawodnik. Dla mnie to była przyjemność grać z takimi zawodnikami jak Sławek Kwiek, Darek Bernacki, Piotrek Chrząszcz, Tomek Dziobek, Daniel Góra, Paweł Remut. Bardzo dużo wtedy mi pomógł Grzegorz Munia, obecny trener Tempa Nienaszów. Blisko siebie mieszkaliśmy. Woził mnie na treningi, odwoził do domu. Dziękuję mu za to, że się zaangażował i pomagał - nie kryje wdzięczności.

Czarni spadli do IV ligi. Trenerem został Jacek Klisiewicz. W rundzie jesiennej 2013 wystąpił w 10 meczach (601 minut), w dwóch po 90 minut. Strzelił też dwie bramki. Były to jego ostatnie mecze w barwach Czarnych.

Przeprowadzka do Legnicy

Podczas zgrupowań reprezentacji Polski U-17, trener bramkarzy Waldemar Piątek, zaproponował mu i polecił menedżera Konrada Gołosia, byłego piłkarza m.in. Radomiaka Radom, Polonii Warszawa, Wisły Kraków i Górnika Zabrze, 3-krotnego reprezentanta Polski. - Miałem 16 lat, nie mogłem sam decydować. Przyjechał do mojego domu, rozmawiał z mamą. Dwa tygodnie później, zadzwonił i powiedział, że Miedź Legnica w grudniu będzie mieć roztrenowanie i żebym pojechał na testy. Bałem się i odmówiłem. Przez całe święta biłem się z myślami, czy dobrze postąpiłem, że nie pojechałem. Po święcie Trzech Króli, dokładnie 7 stycznia, Konrad znowu zadzwonił. Stresowałem się i bałem, ale powiedziałem, że pojadę. Miedź zaczynała okres przygotowawczy od 16 stycznia.. W sparingach dobrze się zaprezentowałem. Podpisałem 3-letni kontrakt za niewielkie pieniądze, żebym miał na życie - opowiada Ireneusz Brożyna.

Był wtedy uczniem Zespołu Szkół w Trzcinicy. Po przenosinach do Legnicy musiał po pół roku zmienić liceum na wieczorowe. Nie miał szans pogodzić dziennej nauki z treningami. W klubie zajęcia trwały od 9.30 do 13.30. Ponadto wyjazdy na mecze, powroty.

Na zapleczu ekstraklasy

– Jak na swój wiek to bardzo silny i waleczny zawodnik. W dotychczasowych sparingach potwierdził swój duży potencjał – mówił o nowym piłkarzu Miedzi trener Adam Fedoruk. W I lidze zadebiutował 19 kwietnia 2014 r. w meczu z Arką Gdynia (2-1). W kolejnym meczu z ROW Rybnik (3-0) grał 45 minut po przerwie. Wypadł dobrze i w kolejnym meczu z Dolcanem Ząbki (0-3) znalazł się już w wyjściowym składzie. Grał do 90. minuty. W rundzie wiosennej 2014 wystąpił w 5 meczach. Wydawało się, że drzwi do kariery stoją przed nim otworem. Kolejne trzy pełne mecze zagrał w następnym sezonie w rundzie jesiennej 2014 r. Na kolejne cztery na boiskach I ligi czekał do kolejnego sezonu 2015/16. Ostatni mecz w I lidze zagrał 22 listopada 2015 r. z Chojniczanką Chojnice.

Plaga kontuzji

Świetnie zapowiadającą się karierę przerwała seria kontuzji. Wszystkie nieszczęścia zaczęły się od zerwanych więzadeł krzyżowych. Po zabiegu i rehabilitacji wrócił po 8 miesiącach do treningów, zaczął grać w drużynie rezerw w III lidze, wchodził z ławki. W tym samym kolanie uszkodził łąkotkę. Kolejne 3 miesiące przerwy. Po powrocie na boisko naciągnął operowane więzadło, uszkodził chrząstkę. Po artroskopii kolana kolejne 5 miesięcy przerwy. - Pół roku trenowania, pół roku przerwy - wspomina czarną serię urazów. Drugi raz zerwał więzadła krzyżowe. - To była czwarta kontuzja tego samego kolana. Pani prezes Martyna Pajączek rozmawiała ze mną, że ciężko, żeby mnie utrzymywali w klubie. Też z tym czułem się źle, żadnego pożytku nie mieli ze mnie. I odpuściłem - przyznaje uczciwie.

Organizm nie wytrzymał ?

Jaka była przyczyna tak ciężkich urazów? Piłkarz często się nad tym zastanawia. - Mogę mieć pretensje do trenerów, bo nie zwracali uwagi na obciążenia. Mój organizm nie był przyzwyczajony do takich treningów. W Jaśle trenowałem na mniejszej intensywności. W Legnicy mieliśmy dwa treningi dziennie w poniedziałki i wtorki oraz po jednym w środy, czwartki i piątki. Do tego dochodziły mecze, także w drużynie rezerw w IV i III lidze. W Jaśle, oprócz złamania palców u ręki, nie miałem kontuzji. Byłem stalowym, solidnym, twardym zawodnikiem, bez poważnych urazów - podkreśla.

Ireneusz Brożyna jest przekonany, że gdyby nie seria kontuzji, to miał szanse zaistnieć w profesjonalnym futbolu. Trenerzy w legnickim klubie, m.in. Adam Fedoruk, Janusz Kudyba, Wojciech Stawowy czy Dariusz Żuraw stawiali na młodych.

- Niczego nie żałuję, do wszystkiego doszedłem ciężką pracą, poświęceniem. Miło, mimo kontuzji, wspominam czteroletni pobyt w Legnicy. Nie dość, że robiłem to co kochałem, to jeszcze mi za to przyzwoicie płacono. Dla mnie, wtedy 18-latka, to były duże pieniądze

- przyznaje.

Nie wiąże przyszłości z piłką

Po rozstaniu z Miedzią Legnica na własny koszt poddał się zabiegowi na kolano. Przeszedł rehabilitację, żeby wrócić do normalnej sprawności. - Nie załamałem się, że z piłką nic nie wyszło. Trzeba żyć dalej, świat na piłce się nie kończy - mocno akcentuje. Jeździł popracować za granicę. Kilka klubów pytało o niego, czy by nie wrócił na boisko. Zawodnik, który grał w I lidze, na dodatek młody, jest łakomym kęskiem dla trenerów. Odmawiał, bo nie wiąże przyszłości z piłką. Przeprowadził się do Samoklęsk, rodzinnej miejscowości żony, a w Samoklęskach jest stadion, na którym w roli gospodarza gra Zamczysko Mrukowa. Poszedł na jeden trening, drugi, na siłownię. Nie chciał jednak grać, nie chciał ryzykować. Odradzała mu też żona, żeby dał sobie spokój, bo już tyle wycierpiał, że to za duże ryzyko. - Treningi mnie napędzały, uzależniony jestem od piłki - przyznaje.

Zamczysku nie odmówił

W sezonie 2020/21 poprowadził Zamczysko Mrukowa do triumfu w klasie A. Zdominowali całkowicie rozgrywki. Wygrali 23 mecze z rzędu. - Gdyby nie kłopoty kadrowe w końcówce sezonu, spowodowane wyjazdami za granicę i kontuzjami, to pewnie wygralibyśmy wszystkie mecze - uważa Ireneusz Brożyna, który zdobył na boiskach A klasy 23 gole i miał 12 asyst. W klasie okręgowej radzą sobie całkiem dobrze. Nadal jest liderem drużyny, w której grał - z wyjątkiem bramki - na niemal wszystkich pozycjach. Trener Dariusz Kmiecik miał komfortową sytuację, bo zawsze mógł łatać nim dziury w składzie lub zmieniać ustawienie w trakcie meczu w zależności od wyniku i sytuacji na boisku. Ireneusz Brożyna nie potrafi się oszczędzać. Zawsze zostawiał serce na boisku, dawał z siebie wszystko. I to mu zostało do dzisiaj. W innej lidze, z mniejszymi obciążeniami, ale z profesjonalnym podejściem. Po rundzie jesiennej miał propozycje ze Startu Rymanów i Sokoła Sieniawa. Nie zamierza jednak nigdzie się przenosić.

Inne priorytety

W czasach licealnych w Trzcinicy poznał obecną swoją żonę, wtedy także uczennicę tej samej szkoły.

- Mówią, że nie ma związków na odległość. Jestem innego zdania. Nasz taki był i do dzisiaj przetrwał. Kasia odwiedzała mnie w Legnicy, motywowała, bardzo dużo mi pomogła. Dzięki Kasi, mojej mamie i rodzinie podołałem wyzwaniu. Teraz jesteśmy razem, mamy 4-miesięczną córeczkę Zuzię, oczko w głowie taty

- śmieje się Ireneusz Brożyna, który zaznacza, że to on wybrał imię.

W sporcie miał pecha, ale na pobyt w Legnicy patrzy pozytywnie. - Te cztery lata nauczyły mnie życia. Pojechałem sam i musiałem sobie poradzić. Wiem, że teraz sobie w życiu też poradzę - jest przekonany. A piłka nożna? - Jest nadal ważna, trochę w innym wydaniu, ale nie najważniejsza, żeby gdzieś daleko od domu ponownie zaczynać - mówi. Zawsze tęsknił za rodzinnymi stronami. - Gdybym został na dłużej w zawodowej piłce, zarobił pieniądze, to zawsze myślałem, żeby wrócić tutaj, skąd pochodzę i wybudować dom.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jaslo.naszemiasto.pl Nasze Miasto