Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jaślanie w anegdocie. Część czwarta: „Zbyszko” Cyganiewicz

Wiesław Hap
Narodowe Archiwum Cyfrowe
Kontynuujemy przedstawianie opowieści o bohaterach książki Wiesława Hapa pt. „Sławni i zapomniani jaślanie w ciekawostkach i anegdotach”.

Stanisław Jan Cyganiewicz, ps. „Zbyszko”, był polskim patriotą i światową sławą sportu, trzykrotnym zawodowym mistrzem świata w zapasach klasycznych i mistrzem świata w wolnoamerykance (wrestlingu). Urodził się w 1881 r. w Jodłowej. Już jako chłopak wykazywał się sprawnością fizyczną i siłą. Potrafił przerzucać kilkudziesięciokilogramowe drewniane kłody. Był także niezłym uczniem i trafił do jasielskiego gimnazjum. I tu dużo gimnastykował się, biegał, pływał.

Po opuszczeniu Jasła przeniósł się do gimnazjum św. Jacka w Krakowie. Jako jedyny chodził tam w ubraniu cywilnym, bo w mundurku szkolnym nie mieścił się. Uzyskał na to zgodę od samego dyrektora szkoły, ale pod warunkiem, że do egzaminu maturalnego pojawi się choćby w pożyczonym uniformie uczniowskim. Rzucał się w oczy, bo choć był nastolatkiem, przy wzroście 175 cm ważył 110 kilogramów. Później w latach szczytowej formy, jego fizyczne „parametry” wynosiły: wzrost jak wyżej, waga 108 kg, obwód klatki piersiowej 129 cm, obwód bicepsu 56 cm. A muskuły były bez cienia tłuszczu.

Ciekawą anegdotę związaną z wycieczką gimnazjalistów krakowskich wspominał Walery Goetel, późniejszy profesor geologii, rektor AGH.

- Gdy doszli do Dębnik, koło domu Komornickich odgrodzonego od szosy wysokim płotem, napadła na grupę czteroosobowa paczka „Antków” dębnickich i zaczęła bijatykę. Wtedy Cyganiewicz przerzucił wszystkich czterech „andrusów” przez wysoki płot ogrodu. Od tego czasu stał się bożyszczem chłopaków wielbiących siłę”. Sport był dla niego wszystkim, trenował godzinami w krakowskim „Sokole”

- opowiadał Goetel.

Początki kariery

W trakcie wakacji objeżdżał prowincjonalne cyrki, w których odbywały się walki zapaśnicze.

- Kariera jego zaczęła się jeszcze w czasach gimnazjalnych. Do miasteczka, gdzie zwykle na wakacjach przebywał, zjechał pewnego razu cyrk, a siłacz cyrkowy ogłosił, że kto go pokona w walce, otrzyma sto austriackich koron. Zgłosił się do boju Cyganiewicz i wyszedł pokonany, ale z przeświadczeniem, że cyrkowiec wcale nie był od niego silniejszy, ale znał lepiej sztukę boksu i różne triki, którymi położył go na obie łopatki. Zaraz więc wyszukał trenera i począł się boksu uczyć i po roku odnalazł ten sam cyrk i tego samego boksera; stoczył z nim walkę i wygrał

- wspominał prof. Marian Gumowski.

Po maturze rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim. Musiał je przerwać - zamiłowanie do sportu przeważyło. Zaciągnął się do jednego z cyrków zapaśniczych.

- Długie lata panowała u nas mania zapasów atletycznych, zwłaszcza gdy zjechał cyrk wędrowny i urządził serię pokazów „walki grecko-rzymskiej” z udziałem Zbyszka Cyganiewicza. Był swego czasu uczniem naszego gimnazjum, więc po przedstawieniu odprowadzała go do domu cała hurma uczniaków, z których każdy marzył o tym, żeby kiedyś zasłynąć jako siłacz

- wspominał swoje i kolegów z jasielskiego gimnazjum fascynacje walkami ich idola Hugo Steinhaus, późniejszy profesor matematyk: „

Kariera sportowa naszego bohatera rozwinęła się pod okiem „ojca” polskich zapasów, Władysława Pytlasińskiego. Później zaciągnął się do cyrku Buscha w Berlinie. Dramatyczny pojedynek stoczył w tamtejszym cyrku z siłaczem z Belgii Omarem de Bouillon.

- Po 46 minutach podniosłem go w górę i z krótkiego zamachu rzuciłem tak silnie na arenę, że podłoga jęknęła pod jego ciężarem. Upadł tak nieszczęśliwie, że stracił przytomność. W takim stanie przeleżał 12 minut i policja otoczyła mnie, sądząc, że stałem się mimowolnym zabójcą. Na szczęście, dzięki wysiłkom lekarzy doszedł do siebie i mógł stanąć do dalszej walki

- pisał w pamiętnikach Cyganiewicz.

Po tej walce stał się sławny na całym świecie. Jego pojawienie się na matach przyciągało tłumy.

Przez kilka dekad był mistrzem

Szybko został „królem areny wiedeńskiej”, a po podboju Europy wyruszył na drugą półkulę, do USA i Ameryki Południowej. W kolejnych latach do legendy przeszły tam jego walki z największymi siłaczami świata. M.in. w turnieju wolnoamerykanki na stadionie w Argentynie stoczył ponad sto pojedynków. W finale walczył z Abe Kaplanem z USA. W pewnym momencie Polak wyrzucił rywala z ringu w publiczność. Amerykanin upadł i nie wstawał. Sędzia odliczył regulaminowe sekundy, mimo to zawodnik nie dawał znaków życia. Po kilku minutach arbiter ogłosił Cyganiewicza mistrzem.

Był już sporo po pięćdziesiątce, gdy pokonał w Buenos Aires bożyszcze tamtejszych zapasów, Renato Gardiniego. W wieku sześćdziesięciu lat wycofał się z zawodowych aren po stoczeniu 1093. zwycięskiej walki. Jest to do dziś rekord niemożliwy do pobicia przez zawodników sportów walki.


Czytelników, którzy chcieliby poznać bliżej postać tego niepospolitego człowieka i innych bohaterów mojej książki, gorąco zachęcam do zapoznania się z tym wydawnictwem. Można je kupić w biurze Stowarzyszenia Miłośników Jasła i Regionu Jasielskiego przy ul. Śniadeckich 15 (po uprzednim kontakcie telefonicznym - nr tel. 505 661 224) oraz w „Księgarni u Jacka”.


Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na jaslo.naszemiasto.pl Nasze Miasto