Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jaślanie w anegdocie. Część trzecia: Jan Szczepanik

Wiesław Hap
Szczepanik na znaczku Poczty Polskiej
Szczepanik na znaczku Poczty Polskiej archiwum
Kontynuujemy przedstawianie opowieści o bohaterach mojej książki pt. „Sławni i zapomniani jaślanie w ciekawostkach i anegdotach”.

Geniusz z Galicji

Zapomnianym uczniem gimnazjum w Jaśle był Jan Szczepanik, autor mnóstwa wynalazków i patentów z różnych dziedzin, m.in. technologii barwnego tkactwa, techniki filmowej, fotograficznej i telewizyjnej. Jego nazwisko sto lat temu było na ustach naukowców i przemysłowców z całego świata. Trafił nawet na karty dwóch esejów Marka Twaina. Był porównywany do Leonarda da Vinci i Thomasa Edisona, jednych z największych wynalazców ludzkości. Jako jeden z nielicznych Polaków pojawia się we wszystkich światowych encyklopediach technicznych. W jego wiedeńskiej pracowni gościł cesarz, a car rosyjski zabiegał o spotkanie z nim. Serdecznie dziękował mu i przyznał order król hiszpański, ocalony przed zamachem dzięki jego wynalazkowi. W czasach, kiedy mówił o nim cały świat, w cukierniach sprzedawano ciasteczka nazywane „Szczepanikami”.

Samouk ciekawy świata

Urodził się w 1872 r., dzieciństwo spędził w Zręcinie i Krośnie. Od dziecka był dociekliwy, pomysłowy, żądny wiedzy. Zadawał mnóstwo pytań i był ciekawy otaczającego go świata. Fascynował się budową różnych urządzeń, zwłaszcza mechanicznych. W Krośnie zdobywał pierwsze nauki w pojezuickiej szkole ludowej. Przyjaźnił się wówczas z Franciszkiem Pikiem Mirandolą - późniejszym literatem oraz z Eugeniuszem Romerem, w przyszłości profesorem geografem. Jego kolegą był też przyszły sędzia Jan Konstantynowicz. Z nim to związana jest anegdota o tym jak, przebywając w jego domu, zaciekawiony tym, co gra w akordeonie, przyszły wynalazca pociął cały instrument na części.

Po ukończeniu szkoły w Krośnie przeniósł się do Jasła i w latach 1885-1888 kształcił się w jasielskim gimnazjum. Przyjaźnił się tu m.in. ze słynnym patriotą Kasprem Wojnarem oraz ze Stanisławem Szymańskim, w przyszłości posłem Sejmu Ustawodawczego II RP. Mimo dobrych wyników z matematyki, fizyki i nauk przyrodniczych, nie udało mu się ukończyć szkoły. Naukę musiał przerwać po klasie czwartej z powodu … greki. Miał z nią kłopoty, a wymagający profesor zgodził się dać mu trójkę pod warunkiem opuszczenia murów gimnazjum i podjęcia nauki w innym. W tej sytuacji zdecydował się przenieść do seminarium nauczycielskiego w Krakowie. Ukończył je. Nigdy jednak nie zdobył oficjalnego wykształcenia technicznego. Był w tej materii wybitnym samoukiem. W formularzach, w rubryce zawód pisał - inżynier wynalazca.

Fascynował młodzież

Początkowo pracował jako nauczyciel w szkółkach wiejskich, m.in. w Korczynie. Uczył fizyki. Dzieci były zachwycone jego lekcjami z elementami techniki i innych nauk. Takich cudów nie widziały wcześniej. Nie trzymał się reguł programu nauczania, przeprowadzał na oczach uczniów fascynujące eksperymenty i doświadczenia. Spotykał się z nimi po lekcjach, dzielił się wiedzą, uczył majsterkowania, budowania prostych konstrukcji i modeli technicznych. Podczas lekcji nieraz zapominał, że obok niego są uczniowie. Skupiał się na wyliczeniach, szkicach i notatkach, odrywał się od rzeczywistości. Przy otwartych ze zdziwienia buziach dziewcząt i chłopców rozpisywał na tablicy swoje wizje i projekty. Dzieci wiedziały, że wtedy trzeba być cicho, żeby nie przeszkadzać ich ulubionemu panu.

Mówiono, że kiedy wpadł na jakiś pomysł, to w trakcie zajęć wybiegał z sali lekcyjnej, udawał się do domu (mieszkał tuż obok szkoły) i czynił notatki, byle myśli nie umknęły mu z głowy. Lub czynił odwrotnie, szedł do domu po notatki i po powrocie do uczniów, w czasie lekcji zagłębiał się nad nimi zapominając o Bożym świecie. Po kilku latach postanowił oddać się temu, co go naprawdę pasjonowało - technice i wynalazkom. Porzucił szkolnictwo i wyjechał do Krakowa, a później do Wiednia, gdzie prowadził pracownię naukowo-badawczą.

Propagator techniki

„Polski Edison” uczestniczył w akcjach propagujących i upowszechniających technikę. Któregoś dnia w Wiedniu, razem z kolegą Franzem Habrichem, wziął udział w pokazach lotów balonowych. Wzbili się wysoko w powietrze i wówczas Habrich spuścił długą linę, do której przywiązany był Szczepanik. Austriak wywijał liną, a wszyscy przerażeni obserwatorzy widowiska byli przekonani, że Polak wykonuje tak niebezpieczne i karkołomne akrobacje powietrzne. Jak się okazało, Habrich kazał Szczepanikowi schować się w koszu, a do liny przyczepił kukłę człowieka. Po wylądowaniu dwóch baloniarzy, zebrana publiczność zareagowała na różne sposoby. Część potraktowała to jako świetny żart, część odetchnęła z ulgą, iż wynalazca nie ryzykował życiem, ale byli i tacy, którzy obwiniali Szczepanika, że tym pokazem chciał spowodować tylko jeszcze większy rozgłos wokół swojej osoby.


Czytelników, którzy chcieliby poznać bliżej postać tego niepospolitego człowieka i innych bohaterów mojej książki, gorąco zachęcam do zapoznania się z tym wydawnictwem. Można je zakupić w biurze Stowarzyszenia Miłośników Jasła i Regionu Jasielskiego przy ul. Śniadeckich 15 (po kontakcie telefonicznym - nr tel. 505 661 224) oraz „Księgarni u Jacka”.


Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na jaslo.naszemiasto.pl Nasze Miasto