MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Jaślanin kontra straż miejska. Pan Ireneusz: Pies sąsiadki mi zagrażał. A oni sobie pojechali

Jakub Hap
Jakub Hap
Szymon Starnawski / zdj. ilustracyjne
Mieszkaniec Jasła zarzuca strażnikom miejskim niedopełnienie obowiązków podczas interwencji. Dotyczyła psa, który wtargnął na jego posesję. - Powinni go zabrać, nie zabrali - mówi pan Ireneusz.

Do zdarzenia, a w zasadzie serii zdarzeń, doszło 19 kwietnia (piątek) w godzinach popołudniowo-wieczornych. Przebywając w swoim domu przy ulicy Plażowej, Ireneusz (nazwisko do wiadomości redakcji) zauważył na podglądzie z monitoringu, że ktoś kręci się przy ogrodzeniu. Tak, jakby próbował dostać się na posesję.

- Wezwałem straż miejską. Po chwili wyszedłem do bramki, ale żadnych ludzi tam już nie było. Na mojej działce przebywał za to obcy pies. Ten fakt też zgłosiłem telefonicznie strażnikom, chcąc, by to zwierzę zabrali. Obawiałem się ataku, ugryzienia. Było blisko - pies doskoczył zza krzaka, otarł się o mnie mordą. Cierpię na silną alergię, przez co nawet najmniejszy kontakt jego śliny z moją krwią mógł być bardzo niebezpieczny i tragiczny w skutkach - nie kryje jaślanin.

Straż miejska: Nie odławiamy psów

Gdy strażnicy dotarli na miejsce, ustalili, że czworonóg należy do kobiety z sąsiedztwa. Jak przekazał nam komendant Straży Miejskiej w Jaśle Kazimierz Wiśniowski, zapewniła ona, że z pomocą córki zabierze psa na swoją posesję. Wówczas strażnicy odjechali, uznając, że sytuacja jest opanowana i nikomu nic nie grozi.

- Pan (Ireneusz - red.) został poinformowany, że straż miejska nie odławia psów, ale robi to ewentualnie specjalna firma, związana z miastem umową. W tym przypadku funkcjonariusze uznali, że angażowanie jej nie jest konieczne. Chodziło przecież o niewielkiego kundla, który nie był agresywny, nie ujadał, zresztą strażnicy odnieśli wrażenie, że jest znany panu, który wezwał ich do interwencji, choć on sam temu zaprzeczył - podkreśla komendant Wiśniowski.

Minęło około półtorej godziny i samochód straży miejskiej ponownie zajechał na ul. Plażową. Pan Ireneusz znów potrzebował wsparcia, gdyż nie doczekał się wyprowadzenia psa z jego terenu. Właścicielka wzięła czworonoga do siebie - posiłkując się smyczą - dopiero podczas drugiej interwencji strażników. Ci zastosowali wobec kobiety „środek wychowawczy w postaci pouczenia”.

„To był ich obowiązek”

Choć od kwietniowego incydentu pan Ireneusz nie miał problemów z psem sąsiadki, mężczyzna nadal nie kryje wzburzenia tym, co się wydarzyło. Zarzuca straży miejskiej m.in. niedopełnienie obowiązków i narażenie go na niebezpieczeństwo.

- Nie rozumiem, dlaczego strażnicy nie zabrali tego psa od razu, kiedy byli u mnie po raz pierwszy. To był ich obowiązek i nie obchodzi mnie, co oni sobie myśleli. Na jakiej podstawie uznali, że pies nie jest groźny, skoro sama właścicielka powiedziała, że się go boi? Mam nagrane jej słowa, zresztą mój przyjaciel, który był świadkiem tego wszystkiego, to słyszał. I w końcu - dlaczego informacje o tym, że czworonóg jest zaszczepiony, dostałem miesiąc po zdarzeniu - i to po dopraszaniu się, pisaniu pism do komendanta straży, burmistrza? Nie można było tego sprawdzić od razu? A co, jeśliby pies nie miał aktualnych szczepień? Może po dwóch tygodniach byłbym już w piachu - kwituje jaślanin.

Pan Ireneusz wytyka też strażnikom opieszałość. Twierdzi, że o ponowną interwencję musiał dopraszać się kilka razy.

- Podejście straży miejskiej do całej tej sprawy jest godne pożałowania. Mandaty wystawiają lekką ręką, a jak trzeba zrobić coś więcej, to nie bardzo im się chce. Ja tego tak nie zostawię - podsumowuje pan Ireneusz i zapowiada podjęcie działań w prokuraturze.

Komendant murem za strażnikami

Szef straży miejskiej podważa zasadność zarzutów jaślanina i broni podwładnych. Jak twierdzi, przeprowadzone czynności wyjaśniające wykazały, że strażnicy interweniowali w sprawie psa „zgodnie z kompetencjami oraz obowiązującymi przepisami”.

- Jedynym minusem było to, że podczas tej pierwszej interwencji nie poczekali na córkę właścicielki psa i nie dopilnowali, by został zabrany. Ale to był dla nich pracowity dzień, mieli kolejne zadania do wykonania - tłumaczy Kazimierz Wiśniowski.

Komendant zaprzecza, jakoby czworonożny sprawca całego zamieszania w przeszłości był znany straży miejskiej jako zwierzę agresywne, stanowiące zagrożenie dla ludzi.

od 7 lat
Wideo

Znaleziono ślady ptasiej grypy w Teksasie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jaslo.naszemiasto.pl Nasze Miasto