Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mirosława Fundakowska ponad 40 lat opiekuje się pacjentami jasielskiego oddziału zakaźnego

Grzegorz Michalski
Grzegorz Michalski
Pani Mirosława widziała wiele, mnóstwo osób pamięta. Wspomina, że najbardziej w głowie tkwią takie przypadki, kiedy po leczeniu wydawało się, że pacjent wyjdzie do domu, a następowało zatrzymanie krążenia i zgon. Nie ukrywa też, że na początku epidemii każdy z członków personelu bał się również o swoje życie. – Teraz już człowiek przywykł, jesteśmy też już wszyscy zaszczepieni – zaznacza.
Pani Mirosława widziała wiele, mnóstwo osób pamięta. Wspomina, że najbardziej w głowie tkwią takie przypadki, kiedy po leczeniu wydawało się, że pacjent wyjdzie do domu, a następowało zatrzymanie krążenia i zgon. Nie ukrywa też, że na początku epidemii każdy z członków personelu bał się również o swoje życie. – Teraz już człowiek przywykł, jesteśmy też już wszyscy zaszczepieni – zaznacza. fot. GM
Od 41 lat służy pacjentom na oddziale zakaźnym jasielskiego szpitala. Nie ukrywa, że najtrudniejsze miesiące, to początki epidemii koronawirusa. – Rodzina, sąsiedzi, nawet ludzie z innych oddziałów – wszyscy się nas bali – wspomina. Mirosława Fundakowska mieszkanka Bączala Górnego została kilka dni temu odznaczona przez ministra zdrowia Adama Niedzielskiego medalem „Za zasługi dla ochrony zdrowia”.

Do zawodu medycznego trafiła trochę z przypadku. Kiedy zastanawiała się nad wyborem drogi życiowej, koleżanka namówiła ją by poszły razem do szkoły medycznej. - Koleżanka później zrezygnowała, a ja zostałam. Ale nie żałuje, bo lubię tę pracę – podkreśla. Na oddziale zakaźnym w jasielskim szpitalu pracuje nieprzerwanie od 41 lat. Pani Mirosława nie ukrywa, że praca pielęgniarki na przestrzeni czterech dekad mocno się zmieniła.

- Jak zaczynałam, to było tylko 4 kartki dokumentacji, a teraz jest 15 i wszystko trzeba wprowadzać w komputer. Oprócz pracy przy pacjencie jest mnóstwo roboty papierkowej. Dawniej wszystko wpisało się odręcznie i to wystarczyło

– opisuje.

Na oddziale zakaźnym pracuje 12 pielęgniarek, które mają 12-godzinne zmiany. Na każdej zmianie jest 3 osoby, a dostępnych łóżek na zakaźnym jest 19. – Do jesieni pracowałyśmy na zmianie we dwie, ale było ciężko i doszła trzecia – opowiada Pani Mirosława. Co jest najtrudniejsze w zawodzie pielęgniarki? Cały czas trzeba myśleć i uważać, żeby nie pomylić leku, nie może być pośpiechu. - Czasem wszystko się dzieje szybko, jest dużo pracy i trzeba uważać chociażby na to, żeby pacjent nie upadł, żeby się nie zakrztusił – wymienia.

„Była bardzo zaskoczona”

O przyznaniu medalu dowiedziała się na trzy dni przed uroczystością. Wraz z Mirosławą Fundakowską minister Niedzielski odznaczył 11 medyków z całego Podkarpacia. Odznaczenia resortowe otrzymały osoby z terenu województwa podkarpackiego, które wyróżniły się z zakresie ochrony zdrowia i były ponadprzeciętnie zaangażowane w walkę z koronawirusem. Uroczystość wręczenia odznak odbyła się w sali kolumnowej Podkarpackiego Urzędu Wojewódzkiego w Rzeszowie. Pani Mirosława była jedyną uhonorowaną osobą z naszego powiatu. Szef resortu zdrowia pogratulował, przekazał jej odznakę oraz pamiątkową legitymację.

Wszyscy się odsuwali

Praca pielęgniarek i całego personelu medycznego na początku epidemii koronawirusa nie była łatwa. Nie tylko obciążenie wynikające ze stresu podczas pracy przy chorobie zakaźnej, ale i zachowanie najbliższych, obawiających się o swoje zdrowie, to wszystko powodowało, że pielęgniarki nie miały łatwo. Pani Mirosława wspomina, że jeszcze rok temu bali się jej nie tylko sąsiedzi, ale nawet personel medyczny, który nie miał styczności z chorymi na koronawirusa. – Każdy się bał, bo nie było wiadomo co to za choroba. Z czasem wszystko minęło – wspomina.

Praca na oddziale podzielona jest na dwie części: jest etap tzw. brudny, gdzie każdy członek personelu musi wejść odpowiednio zabezpieczony oraz odcinek czysty – gdzie nie ma potrzeby ubioru w specjalny sprzęt ochronny. Pielęgniarka odpowiada, że zakłada się albo specjalny kombinezon, albo dwa fartuchy, dwie maseczki, czepek, okulary, buty ochronne i dwie pary rękawiczek. – Po godzinie w takim stroju człowiek jest cały mokry i zmęczony – nie ukrywa pani Mirosława. Pielęgniarki robią zastrzyki, karmią leżących pacjentów, podają kroplówkę, muszą pilnować czy pacjent ma założoną na twarz maskę z tlenem.

Najgorzej było minionej zimy, kiedy cały oddział był wypełniony, wszystkie 19 łóżek było zajęte przez pacjentów z koronawirusem. Dodatkowo dla pacjentów z covid-em przeznaczono też odział dermatologiczny, który znajduje się piętro wyżej niż zakaźny. Obecnie na zakaźnym jest 15 pacjentów. Pani Mirosława widziała wiele, mnóstwo osób pamięta. Wspomina, że najbardziej w głowie tkwią takie przypadki, kiedy po leczeniu wydawało się, że pacjent wyjdzie do domu, a następowało zatrzymanie krążenia i zgon. Nie ukrywa też, że na początku epidemii każdy z członków personelu bał się również o swoje życie. – Teraz już człowiek przywykł, jesteśmy też już wszyscy zaszczepieni – zaznacza.

Leżą w szpitalu nawet 2 miesiące

Na oddziale covidowym nie ma odwiedzin, pacjenci mogą się widzieć z najbliższymi jedynie przez szybę. Jeśli stan chorego w każdej chwili może dojść do zgonu, to szefowa oddziału pozwala wejść jednej osobie z rodziny. Poza tym ludzie przynoszą odzież, jedzenie, które następnie pielęgniarki przekazują pacjentom. Średni czas hospitalizacji pacjenta z koronawirusem to jakieś 2-3 tygodnie. Pacjenci w najgorszym stanie musieli leżeć na oddziale nawet 2 miesiące. Są też tacy, którzy przychodzą na nogach poleżą 2 tygodnie i wracają na nogach.` – Czasem człowiek miał dość. Każda z nas zastanawiała się, kiedy to wszystko się skończy – nie ukrywa pani Mirosława. Jeśli stan hospitowanego się pogarszał to trafiał na oddział intensywnej terapii, gdzie był podłączany do respiratora.

Zasłużona emerytura

62-letnia Mirosława Fundakowska w lipcu przechodzi na emeryturę. W pamięci zostanie jej ponad 40 lat pracy w jasielskim szpitalu. Pamięta jak wiele lat temu trzeba było przenosić zmarłe na biegunkę dzieci do prosektorium. Wspomina ciężkie przypadki wśród najmłodszych, takie jak zapalenie opon mózgowych, żółtaczki. – Czasem jest ciężko, człowiek ma dość. Najgorzej jest, kiedy na oddziale mamy dużo leżących, wtedy każdego trzeba dźwigać – podsumowuje. Nigdy nie myślała o zmianie pracy. Lubi pomagać i cieszy się na myśl o zasłużonej emeryturze.


ZOBACZ TAKŻE: Zawód pielęgniarki w praktyce. "To coś więcej, niż robienie zastrzyków i roznoszenie tabletek"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na jaslo.naszemiasto.pl Nasze Miasto