Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Obudziły ich bomby. W Święcanach czują się bezpieczni [ZDJĘCIA]

Jakub Hap
Jakub Hap
Jakub Hap (1), archiwum prywatne (4)
Na Jasielszczyźnie nie brakuje rodzin, które przyjęły pod swój dach Ukraińców. Oksana, jej 9-letni syn Bohdan oraz ciocia chłopca Yulia uciekli do Polski z ostrzeliwanego przez Rosjan Kijowa. Azylem całej trójki – a także czworonoga Bulli – jest dom Patrycji Pawlus i jej „Stajnia z Fantazją”.

Są z Kijowa. Mąż Oksany jest bratem Yulii, znają się od lat. Gdy nad ranem, feralnego 24 lutego na liczącą niespełna3 miliony mieszkańców stolicę Ukrainy spadły pierwsze rosyjskie bomby, obydwie przebywały w swoich mieszkaniach. Wieczorem dnia poprzedniego kładły się spać bez strachu. Mimo że media trąbiły o groźbach Putina, konsekwentnie nie dopuszczały do siebie myśli, że ten najczarniejszy scenariusz może się ziścić. Fizyczna inwazja? Otwarta wojna? W Europie? W XXI wieku? To niemożliwe - sądziły. Zbudzone przez odgłosy wybuchów brutalnie zostały sprowadzone na ziemię. I szybko przekonały się, że nie był to zły sen.

- To był zupełny szok. Nasze bloki stoją niedaleko od siebie, w ich rejonie wprawdzie nie było ostrzału, ale wszystko, co się działo, bardzo dobrze słyszeliśmy i widzieliśmy z okien. Hałas był ogromny, a siła wybuchów tak duża, że wręcz czuło się je na ciele. Rozbrzmiały alarmy. Kiedy dotarło do nas, do czego doszło, pospiesznie trzeba było spakować dokumenty, kilka innych istotnych rzeczy i udać się do schronu

- opowiada Yulia.

11 dni w schronie

Nieustające odgłosy bomb oraz ostrzeliwania Kijowa, nisko latające samoloty bojowe - wszystko to potęgowało strach. A gdy siedem aut rozpadło się na kawałki po wybuchu, sięgał on zenitu. Mijały kolejne godziny, ale ataki Rosjan nie ustawały. Kiedy ich intensywność spadała, niektórzy wracali na chwilę do mieszkania.

- Chodziliśmy tam na posiłki, baliśmy się zostać dłużej. Pobyt w budynku podczas ostrzału to spore ryzyko. Jak tylko uruchamiano alarm lotniczy, wszyscy zbiegali do schronu. Spało się tam na paletach

- zaznacza Oksana.

W pierwszych godzinach po wybuchu wojny wielu mieszkańców Kijowa nie mogło skontaktować się z bliskimi. Doszło do awarii sieci komórkowej, nawiązanie połączenia było niemożliwe. Wydarzenia z kolejnych dni nie napawały ludzi optymizmem. Przeciwnie - w mieście postępował chaos. Poblokowane drogi, metro działające tylko częściowo, apteki pozamykane na cztery spusty. Z wielkiego miasta, jeszcze kilka dni wcześniej tętniącego życiem, ciężko było nawet bezpiecznie uciec.

- Wielu wyjechało od razu, jak wybuchła wojna. My zostaliśmy, łudząc się, że ten koszmar szybko się skończy. Niestety, zagrożenie cały czas narastało, było coraz bliżej nas. Po kilku dniach walk Rosjanie prowadzili już ostrzał stały, niszczone były budynki w centrum, elektrociepłownia. Prowokatorzy, chcąc wzbudzić pośród ludzi strach i panikę zaczęli ostentacyjnie oznaczać budynki, które miały stać się celami ataków. Jakaś osoba, zapewne również prowokator, z granatem w ręku straszyła, że wszystko zostanie wysadzone. Miarka się przebrała. Decyzję o wyjeździe podjęłyśmy z Yulią w godzinę. To było jedenastego dnia wojny

- wspomina Oksana.

Do zmierzającego na zachód kraju pociągu, po spakowaniu podręcznych bagaży wsiedli w czwórkę - Oksana z 9-letnim synem Bohdanem, Yulia i jej pupil, buldog angielski Bulla. Wagony pękały w szwach. Zdesperowanych, uciekających przed wojną ludzi było trzy, może nawet cztery razy tyle, co miejsc.

- Tam też nie mogliśmy czuć się bezpiecznie, bo słyszeliśmy o przypadkach ostrzeliwania pociągów. Nie wiedzieliśmy, gdzie konkretnie jedziemy. Zależało nam tylko na jednym - by oddalić się od wybuchów, wystrzałów. Zachodnia część kraju wydawała się bezpieczniejsza. Ufaliśmy, że tam Putin nie pójdzie

- tłumaczy Yulia.

Polacy na medal

Po ciągnącej się w nieskończoność, piętnastogodzinnej podróży dotarli do Lwowa. Tam, wraz z wieloma innymi uciekinierami z Kijowa mogli spędzić noc w budynku szkolnym. Pomimo potwornego zmęczenia, Oksana i Yulia nie zmrużyły oka. Za dużo emocji, pytań bez odpowiedzi, lęku przed jutrem.

Na szczęście byli i są ludzie, którzy w beznadziejnych zdawałoby się sytuacjach wychodzą z otwartymi ramionami naprzeciw potrzebującym pomocy. Jeszcze w pociągu dwoma kobietami, chłopcem i psem zaopiekował się wolontariusz. W porozumieniu z działającymi na rzecz ukraińskich uchodźców Polakami - podjął próbę niezwłocznego zorganizowania im lokum w kraju nad Wisłą, gdzie cała czwórka mogłaby poczuć się bezpiecznie. Udało się.

- Po nieprzespanej nocy taksówką dostaliśmy się ze Lwowa na przejście graniczne Rawa Ruska-Hrebenne. Na polską stronę przeszliśmy po trzech, może czterech godzinach czekania - pieszo. To, czego doświadczaliśmy już od pierwszych chwil w waszym kraju - przykładem niech będzie mężczyzna w mundurze, z uśmiechem częstujący dzieci cukierkami - było absolutnym przeciwieństwem ostatnich przeżyć w ojczyźnie. Nawet karma dla psa się znalazła

- wyznaje Oksana.

Na wyjazd do ludzi, którzy zgodzili się zapewnić trojgu uchodźcom i czworonogowi dach nad głową oraz wsparcie na obcym terenie Yulia, Oksana i Bohdan nie musieli długo czekać. Gdy odebrani z granicy przez wolontariuszy, którzy zaoferowali im transport do powiatu jasielskiego przemierzali Lubelszczyznę, targały nimi skrajne emocje. Obcy kraj, kilkugodzinna podróż z nieznajomymi w nieznane miejsce, za szybą ciemności w niegęsto zaludnionych, słabo oświetlonych wsiach - dla mieszkańców metropolii, ze świeżym i ciężkim bagażem doświadczeń, na które nie byli przygotowani wszystko to rodziło kolejne pytania, wątpliwości, lęki.

Pomaga, bo tak trzeba

Kim są ci ludzie? Czy damy im poczucie bezpieczeństwa? Czy będziemy się dogadywać? Patrycja Pawlus, do której Oksana, Yulia, Bogdan i Bulla jechali w lutowy wieczór również miała o czym rozmyślać. Chciała pomóc pokrzywdzonym przez szaleńca Putina, ale nieznajomi w domu, zwłaszcza na dłuższy czas, to spore wyzwanie, wymagające całkowitego przeorganizowania dotychczasowej codzienności - miała tego świadomość.

- Uważam, że życie ma sens wtedy, gdy nie zamykamy się na innych. Przede wszystkim w sytuacjach kryzysowych. Taka postawa świadczy, że zależy nam na ludzkości i jest warunkiem jej przetrwania

- tłumaczy swoją postawę Patrycja.

W Święcanach mieszka od kilku lat. Kupiła tam dom do remontu, by po latach spędzonych w Warszawie wrócić na rodzinne Podkarpacie (pochodzi z okolic Dębicy). Na terenie położonego z dala od centrum wsi gospodarstwa oddaje się wieloletniemu zamiłowaniu, prowadząc „Stajnię z Fantazją” - stadninę koni ze szkołą nauki jazdy konnej oraz agroturystyką.

- Gdy do Polski zaczęły przybywać tysiące osób z zaatakowanej Ukrainy uznaliśmy wraz z Sylwią, koleżanką, z którą razem pracujemy, że nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy zapewnili schronienie kilku osobom. Zgłosiliśmy taką gotowość na facebookowej grupie koordynującej pomoc dla uchodźców, zaznaczając, że mamy jeden wolny pokój i chętnie przyjmiemy kogoś ze zwierzętami. Po tygodniu zadzwonił wolontariusz i dograliśmy szczegóły. Dziewczyny były wówczas w drodze do Lwowa. Dowiedziałam się, że następnego dnia zjawią się w Święcanach

- opowiada Patrycja.

Yulia, Oksana, Bohdan i Bulla mieszkają w jej domu ósmy tydzień. Obie Ukrainki podkreślają, że mają wszystko, czego w zaistniałych okolicznościach potrzebują. Choć nie znają zbytnio języka polskiego, a Patrycja i Sylwia ukraińskiego, nie mają większych problemów z komunikacją.

Strach o rodzinę

Uchodźcy nie kryją, że trafiając do Święcan, poszczęściło im się. Tęsknią jednak za bliskimi, którzy zostali w Ukrainie. Śledząc na bieżąco, co dzieje się w ojczyźnie, bardzo się o nich boją. To w większości osoby starsze, fizycznie i psychicznie niezdolne do opuszczenia domu z dnia na dzień i szukania azylu na obcej ziemi. Mężczyźni z obydwu rodzin, ci od 18 do 60 lat, wypełniają obowiązek i bronią kraju przed agresorem. Dotąd, odpukać, nie ma wśród nich ofiar. Bloki z mieszkaniami zarówno Oksany, jak i Yulii, również pozostają nienaruszone.

- Ale w jednym z bloków sąsiednich nie ma już szyb. Zostały wypalone

- wyjaśnia Yulia.

Tak ona, jak i Oksana z pomocą Patrycji i Sylwii załatwiły już wszystkie formalności w gminie. Nadano im numery PESEL, a w poniedziałek przed świętami spotkały się tam z rodakami, którzy również przebywają na ziemi skołyszyńskiej. Jedna i druga pobiera dedykowane uchodźcom wojennym świadczenia.

9-latek uczy się z Polakami

Bohdan od przeszło trzech tygodni uczęszcza do drugiej klasy w szkole podstawowej w Skołyszynie. Sposób, w jaki został w niej przywitany jako pierwszy uczeń z Ukrainy (społeczność placówki złożyła się nawet na klocki Lego dla niego) sprawił, że nie czuje się tam obcy.

- Duża w tym zasługa dyrektora, pana Huberta Hasiaka. Troszczy się o Bohdana

- podkreśla Patrycja.

Młody Ukrainiec szybko nawiązał wspólny język z rówieśnikami. Oprócz uczestnictwa we wszystkich zajęciach dla drugoklasistów, indywidualnie uczy się języka polskiego. Dużo już rozumie. Również po powrocie do domu w Święcanach chłopiec nie może narzekać na nudę. Bawi się z dziećmi Patrycji, Anią i Januszem, oraz bierze udział w organizowanych online lekcjach jego ukraińskiej klasy. Koledzy i koleżanki 9-latka w większości tak jak i on przebywają poza Ukrainą. Łącze internetowe umożliwia im zachowanie kontaktu.

Bohdan wierzy, że spotka się jeszcze z przyjaciółmi w realu w Kijowie. Brakuje mu ich, choć nowi znajomi z Polski dwoją się i troją, by nie czuł się samotny i mimo wszystko zachowywał pogodę ducha. Mama chłopca oraz jego ciocia również są przekonane, że waleczna, ukraińska armia nie odda kraju Putinowi i pogoni Rosjan. Dopóki do tego nie dojdzie, dopóty obydwie panie muszą możliwie jak najlepiej urządzić sobie życie w Polsce - także to zawodowe. Oksana wprawdzie utrzymała posadę kierownika salonu dużej sieci meblowej, który obecnie służy jako schron, pracuje zdalnie, ale nie wiadomo, co przyniesie jutro.

Umów się na sesję

Yulia to artystyczna dusza, w ojczyźnie prowadziła własne studio fotografii. Specjalizuje się w sesjach dziecięcych i rodzinnych. Została zarejestrowana w Powiatowym Urzędzie Pracy w Jaśle i zatrudniona przez Patrycję jako niania. Mieszkanka Święcan robi wszystko, by i w Polsce Ukrainka mogła realizować się w tym, co wychodzi jej najlepiej. Pierwsze sesje w naszym kraju fotografka ma za sobą. Przed obiektywem Yulii pozowali m.in małżonkowie, którzy przywieźli ją do Święcan, i ich dzieci.

- Fajnie im się rozmawiało, i spotkali się ponownie w „Stajni z Fantazją”

- mówi Patrycja.

Zachęca wszystkich, którzy marzą o profesjonalnej sesji fotograficznej w dobrej cenie, do skorzystania z usług jej koleżanki z Ukrainy.

- Chętnie udostępnimy konie i kozy do zdjęć, bądź podwieziemy Yulię w umówione miejsce

- mówi Patrycja Pawlus.

Święta spędzili razem

Yulia i jej bratowa niezmiennie są pod wielkim wrażeniem empatii Polaków względem Ukraińców. Skala pomocy, na jaką ci drudzy mogą liczyć nad Wisłą wzbudza w nich podziw oraz wdzięczność.

- A to, jak Bohdan został potraktowany w nowej szkole, było czymś niesamowitym. i wzruszającym. Płakał przez dwa dni. Dzięki nowym kolegom może czasem, przynajmniej na krótką chwilę zapomnieć o tym, co dzieje się w Ukrainie. Pamiętam, jak w Kijowie wystraszył się i przytulił do mnie, gdy znienacka ryknął silnik nisko lecącego samolotu... W Polsce czuje się bezpieczny, jak my wszyscy

- zapewnia mama chłopca.

- Święta wielkanocne spędziliśmy wspólnie, lubimy ze sobą przebywać. Dziewczyny pomagają w ogrodzie, obiecały, że zrobią ogródek warzywny. Zajmując się końmi, też mogę liczyć na wsparcie. Do jazdy ich nie ciągnie, ale wszystko przednimi - śmieje się Patrycja. I dziękuje wszystkim, którzy okazują jej gościom serce, przynosząc jajka czy gotowy obiad. - Dobro wraca

- kończy P. Pawlus.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Obudziły ich bomby. W Święcanach czują się bezpieczni [ZDJĘCIA] - Jasło Nasze Miasto

Wróć na jaslo.naszemiasto.pl Nasze Miasto