Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pani Maria ma ma 5 dzieci, 17 wnuków, 35 prawnuków i jednego praprawnuka. Jaki jest jej sposób na długowieczność?

Grzegorz Michalski
Maria Hendzel z Bieździedzy urodziła się 23 lutego 1920 roku. To najstarsza mieszkanka gminy Kołaczyce. Całe życia pracowała w gospodarstwie. Wychowała pięcioro dzieci. Najstarszy syn ma 80 lat. Doczekała 17 wnuków, 35 prawnuków i jednego praprawnuka.
Maria Hendzel z Bieździedzy urodziła się 23 lutego 1920 roku. To najstarsza mieszkanka gminy Kołaczyce. Całe życia pracowała w gospodarstwie. Wychowała pięcioro dzieci. Najstarszy syn ma 80 lat. Doczekała 17 wnuków, 35 prawnuków i jednego praprawnuka. Grzegorz Michalski
Maria Hendzel z Bieździedzy urodziła się 23 lutego 1920 roku. To najstarsza mieszkanka gminy Kołaczyce. Całe życia pracowała w gospodarstwie. Wychowała pięcioro dzieci. Najstarszy syn ma 80 lat. Doczekała 17 wnuków, 35 prawnuków i jednego praprawnuka.

Cała rodzina pamiętała o pięknym jubileuszu. Kwiaty przychodziły do pani Marii nawet zza oceanu, to tam mieszkają wnuczki 100-latki. - Mam pełno prezentów, kwiatów, słodyczy. Dostałam też gratulacje od premiera Mateusza Morawieckiego - pokazuje list od szefa rządu jubilatka z Bieździedzy. Ten wspaniały jubileusz kobieta przeżywała w gronie najbliższej rodziny i wielu gości.

Specjalne gratulacje oraz życzenia w imieniu swoim oraz mieszkańców złożył kobiecie burmistrz Kołaczyc. Odwiedził najstarszą mieszkankę gminy Kołaczyce wraz z przewodniczącym Rady Miejskiej Edwardem Zbylutem, kierownikiem Urzędu Stanu Cywilnego Danutą Hendzel oraz proboszczem z Bieździedzy ks. Władysławem Depą. W spotkaniu uczestniczył także kierownik Placówki Terenowej KRUS w Jaśle Krzysztof Pec. - Byłam zaskoczona, że wszyscy o mnie pamiętają - nie ukrywa pani Maria.

Uwielbia czytać

Stulatka czuje się dobrze. Mieszka wspólnie z rodziną w Bieździedzy. Porusza się o własnych siłach, lubi rozmawiać, wspominać dawne czasy. - Czasem, jak zacznie opowiadać historie z młodych lat, to ciężko jej przerwać - dodaje Józef Hendzel, syn kobiety.

Najbliżsi opowiadają, że sporo czyta. Wśród stałych lektur jest m.in prasa katolicka i Fakty Jasielskie. W ostatnim czasie, po zabiegu w Krośnie, pogorszył się jej wzrok, ale lekarze zapewniają, że po kilku miesiącach ma być lepiej. Pani Maria nie prowadzi jakiegoś nadzwyczaj zdrowego trybu życia. Żyje spokojnie, cieszy się każdym dniem, odżywia się tak jak wszyscy, dużo się modli. Z radością oczekiwała na spotkanie i rozmowę o tym, jak wyglądało jej życia.

Człowiek pilnował nauki

Maria Hendzel przyszła na świat 23 lutego 1920 r. Urodziła się już w wolnej Polsce. Mieszkała w domu, który znajdował się blisko kościoła. Jej ojciec pracował jako kościelny. Stulatka wspomina, że w czasach jej młodości, rodzice cieszyli się dużym szacunkiem. - Jeśli chciało się gdzieś iść, to najpierw trzeba było zapytać o zgodę mamusię i tatusia - wspomina. Rodzice posłali ją do pobliskiej, siedmioklasowej szkoły podstawowej. Od pierwszej do czwartej klasy każdy rocznik był uczony oddzielnie, od piątek do siódmej razem.

- W szkole był ciężko, ale jak człowiek pilnował nauki, to się dobrze uczył. Ciężko było jak zaczęły się ułamki i trudniejsze zadania matematyczne - opowiada pani Maria. W pamięci utkwiły jej wiersze, których w szkole podstawowej nauczyła się na pamięć. Wymienia m.in wiersze o Wiesławie czy poleskim jeziorze. Po skończeniu szkoły o pracę nie było łatwo. Kobieta zaczęła pomagać w gospodarstwie.

- Pasłam u dziadków cztery krowy. Rąbałam drewno, które przywieźli z lasu, pracowałam w polu. Wszystko trzeba było robić, nie było mowy, że się czegoś nie umie. Nie było spania do 7. Jak słońce wschodziło, to krowy były już wydojone i już szłam z nimi na pastwisko. Byłam tam czasem i do godziny 9. Jak szli w pole to przynosili mi śniadanie - opowiada mieszkanka Bieździedzy. Wspomina, że w czasach młodości nie było kombajnów. Żeby zebrać zboże, maszynę, którą mieli do dyspozycji obsługiwały dwie osoby. - To była ciężka praca - dodaje pani Maria. Oprócz pracy w gospodarstwie służyła o bogatych ludzi w Jaśle.

Poznali się przez gęsi

W domu były krowy, kury, hodowali też gęsi, które skubali na pierzyny. Zadbane i ładne gąski wozili na targ do Pilzna. Tam, bogaci Żydzi kupowali je i rodzina miała pieniądze na życie. Zwierzęta zawoził tam znajomy rodziny - Michał Hendzel. Pewnego razu pojawił się w domu pani Marii, porozmawiał. Jak wspomina pani Maria, po tej rozmowie pytał o nią siostrę Franię, kim jest ta dziewczyna. - Siostra mu powiedziała, że to nasza Mańka - tak się poznaliśmy - wspomina stulatka.

Ślub wzięła mając 19 lat, kilka miesięcy przed wojną. Mąż Michał był od niej 10 lat starszy. - To było 26 kwietnia, na święto Matki Boskiej Dobrej Rady - dodaje pani Maria. Młode małżeństwo utrzymywało się z pracy na roli. - Mój Michał pomagał ludziom w polu, komu trzeba było, to jechał koniem - opisuje. Pięć miesięcy po ich ślubie wybuchła wojna.

Wojna ich zaskoczyła

Nikt się nie spodziewał, że w roku 1939 r. rozpocznie się pięcioletnia okupacja kraju. - Ale majętni ludzie w Jaśle coś przeczuwali, bo przed wojną wyjechali do Anglii - wyłuskuje z pamięci.

Kiedy do Bieździedzy zbliżał się wojenny front, młodzi mężczyźni otrzymali powołanie do wojska. - Wszyscy rozpaczali, bo widzieli jaką siłę mają okupanci, nad głowami latały potężne samoloty, a ci chłopcy musieli iść do walki. Michała nie wzięli. Jak zobaczyli, że się urodził w Ameryce, to nawet podczas rewizji przy wysiedleniu oddali mu kennkartę i puścili dalej. Z Ameryki przyjechał z rodzicami kiedy miał 2 latka - opowiada pani Maria. Z całą rodziną przepędzili ich w kierunku Skołyszyna. - Nigdzie indziej nie można było uciec, gonili nas tylko w tamtym kierunku - tłumaczy stulatka. Hendzlowie mieszkali w Opaciu. Mąż został z rodziną, ale ojciec pani Marii trafił do wojska. Ranny na froncie kilka tygodni leżał w wiedeńskim szpitalu.

Po wojnie rodzina wróciła do Bieździedzy. Murowany dom nadawał się do remontu. - Nie wiem, kto w nim mieszkał podczas wojny, ale wszystko było zniszczone. Miała książki, zeszyty, świadectwa - wszystko przepadło - mówi rozżalona kobieta. I dodaje, że wspomnienia z czasu wojny są bardzo gorzkie.

Michał odszedł na Zaduszki

Po wojnie wychowywali dzieci, doczekali się wnuków. Mąż Marii 9 lat chorował na miażdżycę. - Pewnego dnia poszedł do stajni, wyprowadzić krowy. Upadł na beton, wnuk Zbyszek przyniósł go do domu. Wezwaliśmy pogotowie, które zabrało Michała do szpitala. To było 7 października, a 2 listopada odprowadziliśmy go na wieczny odpoczynek. Codziennie jeździłam do szpitala. Powtarzał, żebym go już wzięła do domu. Po kilku dniach czuł się coraz słabiej, wrócił do domu i tutaj zmarł w 1993 r. - opowiada pani Maria. Wspólnie przeżyli wiele lat, obchodzili piękny jubileusz złotych godów.

Jaki jest sposób na długie i spokojne życie? Pani Maria podkreśla, że dużo się modli. Wstaje nawet w nocy i jak nie może zasnąć, bierze różaniec. - Jeśli Bóg nie daje spać, to znaczy, że ktoś potrzebuje modlitwy. Ostatnio wstałam o 2 w nocy i odmawiałam koronkę. Trzeba modlić się, póki jest siła - kończy Maria Hendzel.


Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na jaslo.naszemiasto.pl Nasze Miasto