Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Prokuratura po raz drugi umorzyła śledztwo w sprawie wypadku na Liwoczu

GM
Prokuratura Rejonowa w Strzyżowie umorzyła śledztwo w sprawie spowodowania wypadku podczas nocy sylwestrowej 2019/2020 na szczycie Liwocza. – Śledztwo zostało umorzone wobec niewykrycia sprawcy przestępstwa – poinformował Zbigniew Wieszczek, prokurator Prokuratury Rejonowej w Strzyżowie.

Do zdarzenia doszło podczas feralnej nocy sylwestrowej na Liwoczu. Podczas pokazu fajerwerków jeden z wystrzelonych pocisków upadł pod nogi Sylwii Czapli i eksplodował. Siła rażenia była tak mocna, że młoda kobieta musiała zostać przewieziona do szpitala na oddział okulistyczny. Tam, po kilku dniach badań, otrzymała druzgocącą diagnozę – do końca życia nie będzie widzieć na prawe oko. Zarówno ona, jak i rodzice zbulwersowani całą sprawą, postanowili zawiadomić prokuraturę. Uznali, że impreza odbyła się bez stosownych zabezpieczeń i liczyli, że winni zostaną ukarani.

Sprawa została przeniesiona z Jasła do prokuratury w Strzyżowie. Po kilkumiesięcznym śledztwie i zasięgnięciu opinii biegłego pirotechnika we wrześniu 2021 śledczy umorzyli postępowanie. Z taką decyzją prokuratury nie zgodziła się poszkodowana, która zaskarżyła umorzenie. Sąd, który rozpatrzył zażalenie zdecydował, że śledczy muszą lepiej przyjrzeć się sprawie i skierował dochodzenie do ponownego rozpatrzenia.

Śledczy się tłumaczą

- Materiał dowodowy zebrany w tej sprawie, przez większość czasu wskazywał na to, iż pokrzywdzone osoby (Sylwia i jej siostra), doznały obrażeń ciała od fajerwerków wystrzelonych z wieży widokowej sanktuarium, które po rykoszecie od ramion krzyża uderzyły w pokrzywdzone – tłumaczy prokurator Zbigniew Wieszczek. Śledczy mówi, że taki przebieg wydarzeń opisały pokrzywdzone. – Inni słuchani w tej sprawie świadkowie twierdzili, iż nie widzieli czy wystrzeliwane fajerwerki odbijały się od ramion krzyża. Część świadków twierdziła też, że fajerwerki były wystrzeliwane wśród obserwatorów pokazu – dodaje śledczy ze Strzyżowa. Również osoba, która odpalała fajerwerki zeznała, że wystrzały odbywały się w sposób bezpieczny i wykluczył, by któraś z petard mogła odbić się od krzyża.

Biegły wylicza uchybienia

Oprócz zeznań świadków i analizy krótkiego materiału filmowego, śledczy ze Strzyżowa poprosili o pomoc biegłego z zakresu pirotechniki. Specjalista wymienił kilka uchybień, do których doszło przy organizacji pokazu na Liwoczu. Przede wszystkim należało zatrudnić do pokazu osobę, która posiada kwalifikację do prowadzenia takich pokazów. Osoba taka powinna wiedzieć, żeby nie umieszczać wyrobów pirotechnicznych w strefach, w których mogą uderzać w metalowy elementy. – Taras widokowy na Liwoczu, z którego odpalono wyroby pirotechniczne nie spełnia wymogów zasad bezpieczeństwa zgodnie z informację załączoną do użytych wyrobów pirotechnicznych – napisał biegły. Oprócz tego biegły powołany przez strzyżowską prokuraturę wymienił, że przy takim pokazie należało spełnić szereg warunków, m.in. usunąć wszystkie osoby znajdujące się w niebezpiecznej odległości od miejsca wystrzału, uzgodnić z Państwową Strażą Pożarną czy na terenie pokazu nie znajdują się elementy łatwopalne czy wyznaczyć miejsce dla przebywania publiczności lub zatrudnić osoby, które pilnowałyby bezpieczeństwa podczas pokazu. Biegły podkreśla, że fajerwerki były odpalane nieprawidłowo, ponieważ osoby z widowni znajdowały się zbyt blisko.

Najprawdopodobniej odpalone z ziemi

Biegły wyliczając nieprawidłowości w czasie organizacji i przeprowadzenia pokazu stwierdził też, że jego zdaniem ładunek, który odbiłby się od krzyża i spadł na Sylwię i jej siostrę nie miałby takiej mocy, by doszło do tak poważnych obrażeń. – Duża prędkość oraz trajektoria pozioma (tuż nad ziemią)

wskazują, iż fajerwerki musiały najprawdopodobniej zostać odpalone z ziemi w odległości od kilku do kilkunastu metrów od poszkodowanej – twierdzi biegły. Dodaje, że nieprawidłowości przy odpalaniu fajerwerków nie miały wpływu na powstałe zdarzenie i obrażenia pokrzywdzonych.

Odpowiedzialność po stronie organizatora?

Prokurator twierdzi, że sytuacja, w której to na terenie imprezy osoby postronne użyły wyrobów pirotechnicznych w sposób nieprawidłowy, stanowi zaniedbanie oraz naruszenie zasad bezpieczeństwa podczas prowadzonej imprezy. – Odpowiedzialność za dopuszczenie do takiej sytuacji ponosi organizator imprezy – zaznacza prokurator Zbigniew Wieszczek. Śledczy tłumaczy, że bezpośrednią odpowiedzialność za zdarzenie ponosi osoba, która dokonała odpalenia wyrobu pirotechnicznego na ziemi. W sprawie został powołany kolejny biegły, ale jak podkreśla prokurator Zbigniew Wieszczek, jego opinia nie wniosła do sprawy nic nowego. Po skierowaniu sprawy do ponownego rozpatrzenia śledczy odbyli eksperyment procesowy z udziałem specjalisty pirotechniki i wykluczyli, że podczas pokazu mogło dojść do rozerwania wyrzutni fajerwerków. – Przeprowadzony eksperyment procesowy udowodnił, że uszkodzenie wyrzutni pirotechnicznej skutkuje bardzo widocznym efektem, który zostałby z pewnością zauważony przez uczestników pokazu i byłby widoczny na nagraniu w postaci efektu świetlnego na powierzchni tarasu – tłumaczy prokurator Zbigniew Wieszczek. Podsumowuje, że do obrażeń doszło wskutek pirotechniki używanej przez osoby trzecie.

Będzie się odwoływać

Sylwia Czapla ubolewa, że po raz kolejny śledczy umorzyli jej sprawę. Podkreśla, że będzie się po raz kolejny odwoływać, tym razem do Sądu Okręgowego w Rzeszowie. Prokurator do odrębnego postępowania wyłączył dochodzenie dotyczące popełnienia przestępstwa przez jednego z pracowników starostwa oraz osobę, która odpalała fajerwerki.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Polski smog najbardziej szkodzi kobietom!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jaslo.naszemiasto.pl Nasze Miasto