Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rzeźby Adama Rąpały z Jasła. Twórczość obarczona genetyką i naznaczona marzeniami z dzieciństwa

Bogdan Hućko
Rzeźby Adama Rąpały, samouka z Jasła, trafiły do muzeów i galerii sztuki, zostały docenione w konkursach. Zdobią mieszkania kolekcjonerów w wielu krajach świata m.in. w Australii, Belgii, USA, Kanadzie, Niemczech, Włoszech, Anglii, a nawet w Indiach. - W każdym kawałku drewna jest ukryte jakieś piękno. Trzeba zobaczyć to coś, a potem odrzucić wszystko co niepotrzebne - mówi Adam Rąpała.

Do dłubania w drewnie zwykłym nożem kozikiem zabierał się wiele razy, ale zapał szybko gasł. Nie z powodu zniechęcenia czy zaniku weny, ale bardziej z braku wolnego czasu. Studia, praca, założenie rodziny, wychowanie dzieci. Trudno mu było pogodzić obowiązki z pasją, która nie dawała mu spokoju od dzieciństwa.

- Myśl, żeby rzeźbić towarzyszyła mi zawsze

- podkreśla Adam Rąpała.

W 1993 r., mając 47 lat na karku, postanowił, że odda się swojemu wymarzonemu zajęciu. Owszem, miał obawy jak jego twórczość zostanie odebrana. Przełamał wewnętrzne opory i w skrytości przed wszystkimi, późnymi wieczorami, często w nocy, zabierał się do dłubania w drewnie. Za pracownię służyła mu kuchnia w bloku przy Szkolnej w Jaśle, gdzie mieszka.

- Jak już była wolna, żeby nie przeszkadzać żonie. Zwykłym nożem kozikiem strugałem. Czasami i do drugiej w nocy

- uśmiecha się pan Adam.

Uczył wtedy w Szkole Podstawowej nr 1 w Osobnicy. Czasami ciężko było wstać wcześnie rano po zarwanej nocy. Zajęcie, o którym marzył od dzieciństwa, pochłaniało go bez reszty. Decyzję przyspieszyło - jak sam zaznacza - widmo emerytury, które zaczęło zaglądać w oczy.

Obciążenie genetyczne...

Wychowywał się w Ołpinach, gdzie jego pradziadek był stolarzem.

- W wolnych chwilach rzeźbił i chociaż już minęło ponad sto lat od jego śmierci, w rodzinnej miejscowości stoją kapliczki. Ojciec, złota rączka do wszystkiego, również rzeźbił ptaszki, koniki, wiatraczki. Gdy byłem bajtlem robił mi zabawki. Wpływ na moje zainteresowanie rzeźbą miało bliskie sąsiedztwo rzeźbiarza profesjonalisty Ludwika Bryndala, u którego bardzo lubiłem przesiadywać w jego pracowni, takiej szopie, i z otwartą buzią obserwowałem jego rzeźby. Nie chodziłem jeszcze do szkoły, a już bardzo mi się to podobało co robił. On też stwierdził, że mam zadatki na rzeźbiarza

- opowiada Adam Rąpała.

Sąsiad Ludwik Bryndal, do którego domu miał około 150 metrów, był z Rąpałami spowinowacony.

- To dalszy krewniak. Mój tata zwracał się do mamy Ludwika ciotko. Jestem obciążony genetycznie

- uśmiecha się samorodny rzeźbiarz.

Nie artysta, a nauczyciel

W domu Rąpałów postanowiono, że skoro Adam wykazuje zainteresowania sztuką, to po skończeniu siódmej klasy pójdzie do Liceum Sztuk Plastycznych im. Antoniego Kenara w Zakopanem.

- Złożyłem dokumenty, ale zostały odrzucone, ponieważ miałem pomyłkę w metryce urodzenia. Zamiast 14 lat, miałem 13. Byłem za młody, więc mi zaproponowano podjęcie nauki za rok

- wspomina.

Za namową kuzynki, absolwentki Liceum Pedagogicznego w Gorlicach, trafił do tej szkoły.

- Nie chciałem siedzieć w domu. Poszedłem na rok, a skończyłem liceum pedagogiczne i zostałem nauczycielem. Prowizorki są najtrwalsze

- śmieje się Adam Rąpała.

Dokształcał się później w studium nauczycielskim i rzeszowskiej WSP. Szkolnictwo i praca z młodzieżą pochłonęły go na długie lata. Od 1965 do 1975 r. pracował w szkole w Brzezowej, był jej kierownikiem. Następnie 15 lat dyrektorował Państwowemu Domowi Dziecka w Szebniach, a od 1990 r. uczył matematyki w SP nr 1 w Osobnicy przez 12 lat.

Epizod w wojsku

Do dłubania w drewnie powrócił na krótko podczas służby wojskowej w jednostce w Bartoszycach. Jeden z żołnierzy rzeźbił w kawałku próchniejącej wierzby.

- Zainteresowałem się tym co on robi. Wziąłem kawałek drewna i zrobiłem główkę wiarusa, żołnierza w hełmie. Wysoka komisja złożona z kolegów oceniła, że moja rzeźba jest lepsza. Zrobiłem kilka takich główek, trzymałem je w szafce. Pewnego dnia rzeźby zniknęły

- opowiada. Okazało się, że zabrał je porucznik, któremu bardzo się podobały.

Inspiracje z lat dzieciństwa

Początki twórczości były trudne. Nie miał pomysłów. Na wzór głów wawelskich, wystrugał łepetynę wąsatego, jednego z pierwszych Piastów. Miała wiele braków, ale to był przełom w poszukiwaniu własnego stylu. Przed świętami Bożego Narodzenia wpadł na pomysł zrobienia szopki. Wystrugał kilka postaci, zrezygnował z trzech króli, a wyrzeźbił Mikołaja z workiem na plecach. Przyszło mu na myśl, że do tej szopki nie muszą iść pasterze z I wieku, a mogą być kolędnicy, których pamiętał z lat dzieciństwa. Wyrzeźbił pastuszka, chłopca z gwiazdą, turonia, śmierć, diabła, babkę z gęsią, szlachcica zakręcającego wąsa, Żyda i mnicha, lajkonika i kapelę krakowską oraz droba - kolędnika w słomianym przebraniu.

- Większość figurek to są moje własne projekty, a główny temat to człowiek w pracy, podczas zabawy, odpoczynku, ale człowiek nie współczesny, ale z pierwszej połowy XX wieku. Pamiętam stroje, obyczaje

- zdradza źródło inspiracji do swojej twórczości.

Mieszkanie państwa Rąpałów w Jaśle wypełniają rzeźby i płaskorzeźby, figurki przeróżnych postaci, anioły, diabły, czarownice, sceny biblijne oraz z życia na wsi. Za postać dziewczyny, która wróży sobie z kwiatów, zdobył pierwsze miejsce w wojewódzkim biennale rzeźby nieprofesjonalnej im. Antoniego Rząsy w 2014 r.

- Do tej rzeźby mam największy sentyment. Wcześniej miałem propozycje wzięcia udziału, ale uważałem, że to są za wysokie progi. Odważyłem się 7 lat temu i od razu zdobyłem pierwszą nagrodę

- nie kryje satysfakcji. Rzeźbę chciał kupić do muzeum swojego ojca Antoniego Rząsy w Zakopanem - syn Marcin.

Długo nie miał odwagi pokazać publicznie swoich dzieł. Dopiero od 10 lat bierze udział w wystawach. Niegdyś namówił go do udziału w biennale sztuki ludowej i nieprofesjonalnej JDK zmarły w tym roku Stanisław Ryznarski ze Święcan. W debiucie zajął 3. miejsce. W kolejnej edycji jemu i Antoniemu Bolkowi przyznano dwie równorzędne pierwsze nagrody, co ceni sobie szczególnie ze względu na szacunek jakim darzy mistrza z Załęża.

- Miałem kiedyś ambicje być rzeźbiarzem ludowym, bo wychowywałem się na wsi, pracą zawodową też byłem związany z wsią. Nie całkiem mi się to udało. Może w treści tak, ale forma wymyka się z kanonów rzeźby ludowej. Moje rzeźby są realistyczne, z zachowaniem proporcji ludzkiego ciała. W rzeźbie ludowej jest to zakłócone

- opisuje niuanse tworzenia.

Rzeźbi w drewnie lipowym, ale także z tui i sumaka octowca. Dużo pracuje w korze topolowej. Czarna topola musi rosnąć na bagnistych terenach, wtedy ma grubą korę. O taki materiał trudno na Podkarpaciu. Przywiózł od brata, mieszkającego w Janowcu Wielkopolskim.

- Jest łatwa w obróbce, ma naturalną barwę. W każdym kawałku szukam tematu

- podkreśla rzeźbiarz samouk.

Czy żałuje, że nie trafił do zakopiańskiej szkoły?

- Dobrze się stało, że mnie nie przyjęli

- odpowiada, podpierając się słowami syna Ludwika Bryndala - Stanisława, zmarłego w 2017 r. w wieku zaledwie 60 lat, który po studiach i pracy w warszawskiej ASP wrócił do rodzinnych Ołpin, gdzie miał swoją pracownię.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jaslo.naszemiasto.pl Nasze Miasto