Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sąd zbada, czy ginekolog z Jasła próbował zatuszować błąd po śmierci małej Lenki

Jakub Hap
Jakub Hap
Archiwum rodzinne Liliany i Sławomira Dzwonkowskich
Czarne chmury zawisły nad znanym jasielskim lekarzem. Specjalista z zakresu ginekologii, pracownik Szpitala Specjalistycznego w Jaśle został oskarżony o poświadczenie nieprawdy celem uniknięcia ewentualnej odpowiedzialności karnej. Sprawa ma związek ze śmiercią noworodka - córki małżeństwa z Nawsia Kołaczyckiego, która zmarła kilka dni po porodzie.

W stan oskarżenia postawiła lekarza Prokuratura Regionalna w Rzeszowie. Zarzuty dotyczą zdarzenia, do którego doszło 28 czerwca 2018 roku w Jaśle. Lekarz spotkał się wtedy z Lilianą i Sławomirem Dzwonkowskimi, co było pokłosiem nagłej śmierci ich nowo narodzonego dziecka.

Umierała mi na rękach

Pierwszy zarzut dotyczy przeprowadzonego badania USG.

„Jako lekarz upoważniony do dokumentowania przebiegu i wyników przeprowadzanych przez siebie badań, wydał pacjentce Lilianie Dzwonkowskiej dokument zawierający opis badania USG ciąży, przeprowadzonego 1 marca 2018 roku w prywatnym gabinecie lekarskim, w postaci wydruku komputerowego, wprowadzając go tym samym doobiegu prawnego, w którym poświadczył, przez edytowanie zapisu elektronicznego nieprawdę, w zakresie stwierdzonego podczas tego badania rozpoznania stanu zdrowia płodu”

- czytamy w akcie oskarżenia.

Jak wynika z drugiego zarzutu, lekarz miał podjąć działania zmierzające do „udaremnienia postępowania karnego”. Chodzi o to, że miał nakłaniać matkę dziecka - już po jego śmierci - by w posiadanej dokumentacji przebiegu ciąży podmieniła wyniki badania USG. Po uprzednim zniszczeniu oryginału miała zastąpić go nowym wydrukiem, przekazanym przez lekarza.

- Lekarz nie zauważył m.in. braku nerki, z kolei pępowina w jego opinii była prawidłowa, co okazało się nieprawdą. Wszystkie nieprawidłowości wyszły dopiero po porodzie

- tłumaczy Liliana Dzwonkowska.

Córeczka była drugim dzieckiem Dzwonkowskich. Rodzice, oraz starszy brat Aleksander wyczekiwali jej przyjścia na świat. Wszyscy byli w szoku, kiedy po porodzie okazało się, że jest poważnie chora.

- Lena, bo takie imię jej daliśmy, otrzymała 10/10 punktów w skali Apgar, czyli uznano ją za okaz zdrowia. Ale wyniki badań wykazały szereg wad. Zaczęło wychodzić, że nie ma nerki, że może niedosłyszeć, że ma zespół Downa, wodogłowie, problemy z wątrobą. Później doszły wady serca. Przez pierwsze dni dostawałam ją tylko na karmienie, podczas którego straszliwie zipała, męczyła się. Musiałam zakładać jej podwójne skarpetki, przez problemy z krążeniem miała zimne ręce i nóżki. Mimo tego niespełna tydzień po narodzinach, w środę wypisano nas do domu. Jedna lekarka chciała, żebyśmy zostały w szpitalu, decyzję podjęła inna. Budynek lecznicy opuściłyśmy z całym plikiem skierowań do różnych specjalistów

- opowiada pani Liliana.

2 lipca niemowlę miało być badane w poradni genetycznej. Ale wizyty nie dożyło.

- W czwartek i piątek wszystko było w porządku. Ale w sobotę rano Lenka zaczęła straszliwie płakać, jakby bardzo ją coś bolało. Nie przyjmowała jedzenia. Około południa pojechaliśmy do szpitala, uznaliśmy z mężem, że nie ma już na co czekać. Podczas podróży córeczka zaczęła słabnąć. Później zdałam sobie sprawę, że już wtedy umierała mi na rękach...

- załamuje głos Liliana Dzwonkowska.

Tuż po tym, jak zjawili się na izbie przyjęć Lenka przestała oddychać.

- Buzia córki była już zielono-żółta, zaczęli ją reanimować. Po trzech kwadransach wróciła akcja serca, ale chwilę potem pielęgniarka powiedziała, że trzeba dziecko ochrzcić, bo umiera. Byliśmy w szoku. Serce znów przestało bić i już nie ruszyło. Po 45 minutach córeczkę odłączono od aparatury. Nie żyła

- ociera łzy mama dziewczynki.

Sekcję zwłok wykonał patomorfolog z Krosna.

- Potwierdziła, że nasze dziecko było bardzo chore. Lekarze mogli o nie walczyć. Poprzez operację, gdy było jeszcze w łonie, i już po porodzie, kiedy powinni wysłać nas do Centrum Zdrowia Dziecka, przedstawić propozycję leczenia. Nie zrobili tego

- żali się pani Liliana.

Sprawa w sądzie, lekarz wybiera milczenie

Zgonem zajęli się prokuratorzy z Rzeszowa. Postępowanie prowadzone w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci zostało umorzone - zespół biegłych uznał, że tragicznego finału jednak nie dało się uniknąć. Odrębną sprawą jest proces ginekologa. Podczas pierwszej rozprawy, która odbyła się końcem października jasielski sąd nie dopuścił mamy Lenki do występowania w nim jako oskarżyciel posiłkowy. W świetle zarzutów, niedotyczących śmierci dziecka, uznał to za bezzasadne.

- Złożyliśmy zażalenie. Kwestionujmy ocenę sądu, zdaniem którego nie można w tej sprawie mówić o pokrzywdzeniu mojej klientki. Chociaż zarzucony czyn dotyczy wiarygodności dokumentów, to jednak w tym wypadku bezpośrednio godzi w dobra prawne pani Dzwonkowskiej, w jej ustawowo zagwarantowane prawa pacjenta

- tłumaczy pełnomocnik mamy Leny, mecenas Krzysztof Stopkowicz.

Lekarz, który stanął przed sądem nie chce odnosić się do zarzutów. - W momencie, gdy sąd dopiero zajął się sprawą, chyba nawet nie byłoby to wskazane - stwierdził, gdy do niego zadzwoniliśmy. Chcieliśmy też poprosić o komentarz dyrektora Szpitala Specjalistycznego w Jaśle, jednak był nieuchwytny.


Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na jaslo.naszemiasto.pl Nasze Miasto