Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Śmierć pacjenta jest najgorsza. I czas, gdy trzeba spojrzeć w oczy jego rodzinie - mówi ratowniczka medyczna z SOR w Jaśle

Iwona Adamek
Iwona Adamek
Od dziecka chciała być lekarzem. Nie udało się dostać na studia medyczne, ale Miranda została ratownikiem i pomaga ludziom.
Od dziecka chciała być lekarzem. Nie udało się dostać na studia medyczne, ale Miranda została ratownikiem i pomaga ludziom. Archiwum prywatne
W tej pracy nie ma łatwych momentów. Szpitalny Oddział Ratunkowy jest oddziałem, gdzie na co dzień mamy do czynienia ze śmiercią i ludzką tragedią. Stan pacjenta zmienia się z sekundy na sekundę. Trzeba być przygotowanym na wszystko - mówi Miranda Antas-Bara, ratowniczka medyczna na SOR w Jaśle.

Lubi Pani swoją pracę?
Uwielbiam. To moja pasja.
Koronawirus nie odepchnął Pani od niej - to już nie to samo, co kiedyś - pandemia zmieniła życie wszystkich, służb medycznych zwłaszcza?
To prawda. Wszyscy odczuliśmy ogromne zmiany w życiu. My chyba szczególnie, ponieważ jesteśmy najbliżej tego wszystkiego, o czym się słyszy w telewizji, czyta w internecie, w gazetach.
SOR też nie jest już takim miejscem jak kiedyś - większa ostrożność, duża selekcja?
Nie jest jak dawniej. Prawidłowa segregacja pacjenta to kluczowa sprawa. Dobrze przeprowadzony wywiad z pacjentem to podstawa. Obserwacja pacjenta. Dużo większa ostrożność i czujność na każdym kroku.
Lęk, strach? Oswoiła je Pani - od kilku miesięcy wyjście z domu na dyżur wiąże się z tym, że może Pani do niego nie wrócić, że trzeba będzie zostać. Na kwarantannie albo nawet położyć się w szpitalnym łóżku…
Myślę, że strachu nie da się oswoić, on będzie towarzyszył nam do tego czasu, aż to wszystko minie - miejmy nadzieję, że jak najszybciej. Każda osoba z personelu medycznego jest jednak przygotowana na taką ewentualność, że będzie taka potrzeba, by zostać na kwarantannie.

Jak rodzina zareagowała, gdy usłyszeli, że w jasielskim szpitalu jest już koronawirus?
Pandemia, która obiegła cały świat, dotarła i do nas. Można się było tego spodziewać. W momencie zmieniło się wszystko, świat zwolnił. Każdy odczuł strach i normalne jest, że każdy zaczął się bać. Zwłaszcza rodziny tych, którzy pracują w służbach medycznych. Podobnie było u mnie - rodzice i reszta rodziny bardzo się martwią o mnie, ale też bardzo mnie wspierają, zwłaszcza moja mama. Przede wszystkim rozumieją, że to moja praca i moje powołanie i że nie zrezygnuję z niej.
Rozmawiacie z koleżankami i kolegami ratownikami o koronawirusie, o emocjach, które wam codziennie towarzyszą? Macie jakieś sposoby na rozładowanie stresu?
Rozmowa jest nieodłącznym elementem w funkcjonowaniu w tym trudnym czasie. To jedna z form na rozładowanie emocji. Często, nawet po pracy czy pomiędzy dyżurami, dzwonimy do siebie i rozmawiamy o wszystkim. Poza pracą każdy z nas spędza czas tak, żeby się zrelaksować i choć na chwilę przestać myśleć o tym co dzieje się w szpitalu. Jazda motocyklem, rowerem, ćwiczenia czy bieganie na łonie natury to niektóre sposoby na rozładowanie negatywnych emocji.
Lekarze, ratownicy medyczni, pielęgniarki - stoicie na pierwszej linii frontu wojny z koronawirusem. Toczycie ją dzielnie i nieprzerwanie, wszyscy są wam za to bardzo wdzięczni. Ludzie wspierają was, pomagają. To jasna strona pracy. Niestety, jest też i ta ciemna. Hejt , ostracyzm, wyzwiska, anonimy… Odczuła to Pani lub Pani koledzy na własnej skórze. Ktoś dał wam do zrozumienia, że jesteście „trędowaci”, że powinniście zostać w szpitalu i nie wracać do domów?
Bardzo dużo moich znajomych, firm i wielu ludzi o dobrych sercach wspierało i wspiera nas jak tylko może, za co im bardzo dziękujemy. Jednak po fali oklasków szybko pojawił się hejt, o którym się mówi bardzo głośno w całym kraju. Nasza praca zawsze tak wyglądała, nie jesteśmy bohaterami, zawsze byliśmy i będziemy dla ludzi. Na pewno każdy z nas spotkał się chociażby z krzywym spojrzeniem sąsiada. Ludzie traktują nas jako źródło zakażenia, co jest bardzo przykre. Tak naprawdę wszędzie możemy się zarazić, nie tylko od personelu medycznego, jak uważa duża część społeczeństwa.
W wielu przypadkach to wy, ratownicy, macie jako pierwsi styczność z chorymi. Jak pacjenci reagują na słowo koronawirus, na wasze kombinezony, maseczki, gogle i inne środki ochrony osobistej? To chyba niektórych przerasta?
Bardzo różnie. Jedni podchodzą do tego tematu poważnie. Nasz widok w pełnym rynsztunku ich przeraża, ale też budzi respekt, dlatego stosują się do wszystkich zaleceń i poleceń. Jest też spore grono pacjentów, którzy w dość swobodny sposób podchodzą do tematu pandemii, czasem wręcz prześmiewczy.
Pamięta Pani jakiś szczególny przypadek w swojej karierze ratownika, który już na zawsze zostanie z Panią?
Są ludzie, sytuacje, momenty, które będzie się miało przed oczami do końca swoich dni. Są sytuacje, kiedy łzy same cisną się do oczu, ale nie można tego pokazać po sobie. Widok osób po próbach samobójczych, po wypadkach, zwłaszcza osób młodych, to zostaje na zawsze w pamięci. Do dziś pamiętam moją pierwszą reanimację - 33-letniego mężczyznę po wypadku samochodowym.

Najtrudniejszy moment pracy...
Nie ma łatwych momentów. Szpitalny Oddział Ratunkowy jest oddziałem, gdzie na co dzień mamy do czynienia ze śmiercią i ludzką tragedią. Stan pacjenta zmienia się z sekundy na sekundę. Trzeba być przygotowanym na wszystko. Jednak najtrudniejszy moment dla mnie jest wtedy, kiedy odchodzi człowiek. Nie sam moment akcji reanimacyjnej, bo wtedy emocje trzeba odłożyć na bok. Najgorszy czas jest wtedy, kiedy widzi się zrozpaczoną rodzinę. Ktoś traci ojca, matkę, brata, syna, córkę. Te emocje zostają we mnie na długo…
Napisała Pani mocny wiersz dotyczący pracy ratowników medycznych. Wielu ludzi nie doceniało, nie zauważało ogromu waszej pracy i być może nadal tego nie robi. Stawia się was gdzieś z boku całej tej medycznej machiny, a tak naprawdę jesteście jej integralną częścią. To wasza szybkość, wiedza, sprawność, umiejętność podejmowania decyzji w stresie niejednokrotnie ratuje życie ludziom. To od was to wszystko się zaczyna. Skąd się to bierze - niewiedza, nieświadomość a może po prostu ignoranctwo?
Wiersz, który w zasadzie jest rapem i może doczeka się wersji śpiewanej, został napisany po przebudzeniu się pewnego czwartkowego poranka. Mocny? Owszem. Nasz zawód nigdy nie był doceniany. Dopiero pandemia spowodowała, że wielu ludzi zaczęło naszą pracę doceniać i postrzegać zupełnie inaczej aniżeli pracę „sanitariuszy” wożących tylko pacjentów ze szpitala do domu. Ludzie nie mają świadomości, na czym tak naprawdę polega praca ratownika medycznego, jakie mamy kompetencje, uprawnienia. Stany nagłe, zawały, reanimacje to nasza codzienność. Robimy wszystko, by ratować ludzkie życie.
Gdyby Pani miała coś zmienić w pracy ratowników medycznych, coś naprawić, ulepszyć, co by to było?
Nasz system jest niedopracowany, choćby kwestia szkoleń i doskonalenia we własnym zakresie, to ciągle poruszane problemy. Wiele rzeczy jest jeszcze do zmiany...
Dziś do szpitala raczej nie idzie się z bólem gardła, choć przed epidemią i takie przypadki się zdarzały i kolejki na SOR-ze rosły. Ludzie teraz zwyczajnie się boją, bo szpital to miejsce, gdzie potencjalnie mogą się zarazić. W związku z tym macie mniej pracy na SOR-ze?
Mieszkańcy powiatu zgłaszają na SOR się z różnych powodów - począwszy od stanów, które powinien zaopatrzyć lekarz rodzinny, po sytuacje, gdy pacjenci docierają do nas sami, podczas gdy powinni wezwać karetkę. Stąd liczne kampanie m.in Śląskiej Izby Lekarskiej w Katowicach „SOR(RY), tu się ratuje życie”. Aby uświadomić społeczeństwu, że na SOR-ze zajmujemy się bezpośrednimi stanami zagrożenia życia i zdrowia, a nie takimi, którymi może się zająć lekarz rodzinny lub lekarz w poradni specjalistycznej. Ludzie na początku pandemii naprawdę bardzo się bali i wzywali karetkę tylko wtedy, kiedy naprawdę było to potrzebne. Na SOR trafiały tylko pilne przypadki, i rzeczywiście, tej pracy było mniej. Jednak w związku z poluzowaniem obostrzeń i większej swobody, powoli wraca to, co było - przychodzą ludzie z różnymi problemami.
„Nie kłam medyka” - potężna kampania, mocno propagowana na różnych kanałach nie była robiona bez potrzeby….
Została stworzona po to, by uświadomić społeczeństwu, jak ważne jest informowanie personelu medycznego o swoim stanie zdrowia i miejscach, w których się przebywało. Nagminna sytuacją było to, że pacjenci wracający z zagranicy, będący w kwarantannie lub mający kontakt z osobami zakażonymi, ukrywali te informacje. Najpewniej było to spowodowane strachem, że pomoc nie zostanie im udzielona. Niepotrzebnie. Pomocy udziela się każdemu pacjentowi. Przez takie właśnie zachowania wielu kolegów i koleżanek było poddanych kwarantannie, ponieważ w związku z zatajeniem ważnych informacji, nie byli oni odpowiednio przygotowani.
Dlaczego wybrała Pani ten zawód?
Będąc dzieckiem, zawsze mówiłam rodzicom, że będę ich leczyć. Marzenie, by zostać lekarzem się nie spełniło, ale trafiłam na kurs pierwszej pomocy. Tam zrozumiałam, że to moje powołanie i nie ma dla mnie innej drogi zawodowej.
Jest Pani honorowym dawcą krwi? Ile litrów poszło na ratowanie życia innym?
Staram się regularnie oddawać krew na swoim koncie obecnie mam 7 litrów 650 ml oddanej krwi.
Organizuje Pani też darmowe szkolenia dla dzieci i młodzieży z pierwszej pomocy? Dzieciaki znają podstawy?
Robię to z czystej pasji. Ważne jest, by edukować dzieci już w wieku przedszkolnym poprzez zabawę i ćwiczenia, bo maluchy bardzo szybko się uczą. Ćwiczenia na fantomach, kolorowanki, zabawy i oczywiście obowiązkowy schemat wzywania pogotowia ratunkowego. Ważne jest, by wiedziały, jak postępować np. z osobą nieprzytomną czy nieoddychającą i potrafiły wezwać pomoc.
A prywatnie - rodzina, inne pasje....?
Rodzina jest dla mnie najważniejsza. Staram się spędzać z nią każdą wolną chwilę. Moją drugą wielką pasją jest jazda motocyklem. Gdy jest pogoda, jestem pomiędzy dyżurami, wybieramy ze znajomymi fajna trasę i jedziemy. Kto kiedykolwiek jeździł motocyklem, wie o czym mówię ;) To chyba najlepszy sposób na relaks.

#hot 16 Challange 2

O ratownikach
Jesteśmy Medykami
a nie Bohaterami,
Ratownikami niosącymi
pomoc sami.
To Nasza ciężka praca,
wcześniej niewidzialna,
przez nikogo niezauważalna.
Zawsze siedzący, nic nie robiący,
z kubkiem kawy w ręku
dla Ciebie bez zasięgu.
Stajemy Wszyscy na jednej linii w rzędzie,
Droga Pielęgniarko,Urzędniku,Panie Prezydencie.
Jesteśmy dla Was bez względu na wszystko,
bo inne choroby istnieją nadal mimo wszystko.
Zalani w pocie czoła, musimy dawać radę, i damy, i z zawałem, i z każdym ostrym stanem.
Maski,gogle,kombinezony,
to jest Nasza codzienna
forma ochrony.
I nitrylowe podwójne
rękawiczki,
byś bez nich nie dotknął przypadkiem Księżniczki,
której Korona niedługo spadnie,
i będzie znowu tak jak dawniej.
Dziękuje Mym znajomym za kosmetyków tony,
za maski i środki ochrony.
Za wsparcie i siły,
za telefony,
w tym czasie dla Nas niezrównoważonym.


Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na jaslo.naszemiasto.pl Nasze Miasto