Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tomasz M. z Jasła wyszedł z więzienia na półtora roku, by się leczyć. Podczas przerwy w odsiadce znów oszukiwał

Jakub Hap
Jakub Hap
O Tomaszu M. z Jasła, mającym na koncie kilkadziesiąt oszustw i skazanym za nie prawomocnymi wyrokami, znów głośno. Podczas przerwy w odbywaniu kary oszukał kolejne osoby. Powstała kolejna grupa osób pokrzywdzonych przez „budowlańca”.
O Tomaszu M. z Jasła, mającym na koncie kilkadziesiąt oszustw i skazanym za nie prawomocnymi wyrokami, znów głośno. Podczas przerwy w odbywaniu kary oszukał kolejne osoby. Powstała kolejna grupa osób pokrzywdzonych przez „budowlańca”. Jakub Hap
Kiedy w 2017 r. Polskę obiegła wieść o tym, że mieszkaniec Jasła, odbywający karę więzienia za wielokrotne oszustwa co jakiś czas wychodzi zza krat i kantuje kolejnych ludzi wielu nie dowierzało. Choć zrobiła się niemała afera, a Tomasz M. usłyszał kolejne wyroki skazujące, mężczyzna jak gdyby nigdy nic kontynuował „karierę” w branży budowlanej. Gdy latem tego roku kolejni jego klienci zdali sobie sprawę z kim mają do czynienia, i że zostali oszukani, on - jak zwykle - znalazł swój azyl… w zakładzie karnym. Tam nikt nie będzie go nękał, by oddał pieniądze.

Tomasz M. zyskał medialny rozgłos jako „fachowiec” od budowania drewnianych domków. Schemat jego działania jest zawsze taki sam: gdy klient wpłaca zaliczkę, od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych, M. przestaje dotrzymywać zobowiązań. I szuka kolejnych zleceniodawców.

Ponad 40 wyroków

Jesienią ub. roku, mając już na koncie ponad 40 wyroków skazujących za oszustwa, w tym ten z czerwca ub. roku, kiedy sąd orzekł wobec niego karę łączną 15 lat pozbawienia wolności, usłyszał kolejny - tym razem na drodze cywilnoprawnej, w następstwie pozwu zbiorowego. Po miesiącach upominania się o domek, wysłuchiwania dziesiątek opowieści M., mających tłumaczyć jego zachowanie, prawie 50 osób skrzyknęło się i wspólnie zawalczyło o ukaranie jaślanina. Oraz o odzyskanie pieniędzy.

Sąd Okręgowy w Krośnie uznał M., jak i jego wspólnika Bogdana J. za winnych serii oszustw. Tomasz M. został skazany na 5 lat i 9 miesięcy, a J. na 2 lata pozbawienia wolności. Dodatkowo mieli zwrócić wszystkie pobrane zaliczki, które po zsumowaniu dawały kwotę prawie pół miliona złotych. Jednak nawet sędzia nie ukrywał, że pokrzywdzeni raczej muszą pogodzić się z tym, że niczego nie odzyskają.

I zapewne nie odzyskali, bo Tomasz M., mimo kolejnego wyroku, kontynuował swoją działalność. Przerwa w odbywaniu kary, jaka została mu udzielona z powodów zdrowotnych w lutym ub. roku miała trwać do 11 stycznia tego roku, na wolności przebywał jednak aż do 17 sierpnia.

Okazało się, że w tym czasie oszukał kolejnych inwestorów. Tym razem działał jako nieoficjalny wspólnik przedsiębiorcy z okolic Strzyżowa. Choć to on podpisywał się na umowach (M. od dawna ma sądowy zakaz prowadzenia działalności gospodarczej), firmę oferującą różnego rodzaju usługi budowlane w rzeczywistości miał prowadzić jaślanin. Pierwszy sygnał o tej kooperacji otrzymaliśmy wiosną od kobiety, która zleciła mu budowę domku z drewna, i już po wpłaceniu kilku tysięcy zł zaliczki, przypadkiem dowiedziała się, z kim ma do czynienia. Postanowiła wypowiedzieć zawartą umowę. I, o dziwo, odzyskała pieniądze, wypłacił je oficjalny szef firmy.
Mężczyźni kontynuowali jednak współpracę. Dowiedzieliśmy się o tym od kolejnych pokrzywdzonych, którzy końcem sierpnia skontaktowali się z naszą redakcją.

„Zapewniali, że przyjdą jutro, potem, w poniedziałek...”

- Potrzebowałem firmy do wymiany dachu domu i przebudowy konstrukcji. Zamieściłem ogłoszenie w internecie, szybko otrzymałem odpowiedź od firmy ze Strzyżowa. Przyjechali, wycenili robotę, oferta była dość atrakcyjna, dogadaliśmy się. Sprawiali wrażenie profesjonalistów, zwłaszcza M. Po sprawdzeniu opinii o firmie w sieci, które były bardzo dobre, 6 maja podpisałem umowę. Wpłaciłem też 14 tys. zł zaliczki, m.in. na zakup materiałów budowlanych. Prace miały rozpocząć się 15 maja, lecz tak się nie stało. Początkowo przymykałem oko na opóźnienia, bo przez kilka tygodni padało, ale na początku lipca ich ociąganie zaczęło mnie denerwować. Dzwoniłem na zmianę do jednego i drugiego, i zawsze słyszałem, że albo pracownicy zapili, albo znajdowali jakieś inne wytłumaczenie. Zapewniali, że przyjdą jutro, potem, że w poniedziałek, i tak w kółko - opowiada mieszkaniec powiatu strzyżowskiego.

W końcu ekipa M., po serii kolejnych ponagleń, przystąpiła do pracy. Wcześniej przywieźli drewno i pustaki na paletach.

- Zaczęli 23 lipca. Na dachu spędzili kilka dni, z przerwami. Od razu zdałem sobie sprawę, że dałem się zwieść. M. wysyłał do nas różnych pracowników, pewnego dnia przyjechał tylko starszy pan i chłopak wyglądający na gimnazjalistę. Ten pierwszy o godzinie 11 był tak pijany, że ledwo chodził. M. obiecał, że wyśle innych ludzi, ale zamiast nich stawił się właściciel firmy i nowy pracownik. Jak się okazało, pozostali zrezygnowali z pracy. Wtedy już mocno się wkurzyłem. Tomasz M. powiedział, że zrywa umowę. Dogadaliśmy się, że na poczet ujętych w umowie kar za każdy dzień opóźnienia prac zostanie mi materiał. Ale zaliczkę mieli mi zwrócić w całości, spisałem umowę z właścicielem firmy, w której pisemnie potwierdził, że to zrobi. Ale z tym też był problem - z dnia na dzień przekładał zwrot kasy. W końcu powiedział, że M. odbywa wyrok i wrócił do więzienia. Wtedy dopiero i ja dowiedziałem się, co to jest za człowiek. Wcześniej nie natrafiłem na artykuły o nim, bo mnie przedstawił się jako Tomasz Z. Zaliczki do teraz nie odzyskałem, człowiek, na którego była zarejestrowana firma, nie odbiera telefonu - tłumaczy nasz rozmówca.

Pieniądze straciło wielu

O sprawie zawiadomił policję. Czekając w kolejce na komendzie, natknął się na dwie inne osoby, które przyszły tam w takiej samej sprawie. Przestrzegając w sieci przed strzyżowską firmą, nawiązał kontakt z innymi, które zostały oszukane. Okazało się, że pokrzywdzonych jest całe mnóstwo. To nie tylko mieszkańcy Podkarpacia. Na M. poznali się nawet Polacy mieszkający za granicą, w Niemczech i Szwecji.

- On potrafi zaczarować człowieka. Ma gadane, dobry z niego aktor. Co najgorsze, ja prawdopodobnie nie odzyskam już nie tylko 14 tys. zł zaliczki, ale również kilku tysięcy, które M. wyłudził ode mnie, obiecując zniżkę na okna połaciowe. Po rozmowach z innymi oszukanymi obliczyłem, że łącznie wykiwał nas na pół miliona złotych. Łudzę się jeszcze, że może jakimś cudem uda się odzyskać pieniądze. Myślimy o pozwie zbiorowym, ale na razie czekamy na zakończenie dochodzeń policyjnych - kończy mieszkaniec okolic Strzyżowa. Do sprawy wrócimy.

Wyroki i przepustki

Tomasz M. łącznie usłyszał już kilkadziesiąt wyroków skazujących. Za kratki po raz pierwszy trafił przeszło 20 lat temu, w listopadzie 1999 r. Tę odsiadkę zakończył w listopadzie 2002 r. Kolejne odbywał: od kwietnia do sierpnia 2005 r., od grudnia 2005 r. do lutego 2008 r., od marca 2009 r. do maja 2014 r., od września 2017 r. do września 2018 r., od listopada 2018 r. do lutego 2019 r. Po ostatniej przerwie w odbywaniu kary wrócił do więzienia 17 sierpnia.

Od 2014 r. sąd wypuszcza M. na wolność w związku z jego problemami zdrowotnymi.

- Taka zgoda na opuszczenie zakładu karnego każdorazowo udzielana jest w oparciu o opinie lekarskie, lub nawet opinie biegłych z zakresu określonej specjalności medycznej. Jeżeli wynika z nich, że M. potrzebuje zabiegu, który z przyczyn od niego niezależnych nie może być wykonany przez więzienną służbę zdrowia, sądowi nie pozostaje nic innego, jak zezwolić na przerwę w odbywaniu kary - tłumaczy sędzia Tomasz Mucha, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Rzeszowie. - Natomiast jeśli podejmuje kolejne działania przestępcze, są wszczynane wobec niego kolejne postępowania.


Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na jaslo.naszemiasto.pl Nasze Miasto