Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jestem typem wędrowca, ale nie wygnańca - mówi Leszek Mularski, poeta pochodzący z Jasła, a mieszkający w USA

Bogdan Hućko
Bogdan Hućko
Archiwum prywatne Leszka Mularskiego
Rozmowa z Leszkiem Mularskim, poetą pochodzącym z Jasła, mieszkającym w Worcester koło Bostonu w USA

- Stanisław Dłuski tak napisał: poezja Leszka Mularskiego łączy w sobie doświadczenia polskie, ojczyste, rodem z Podkarpacia oraz doświadczenia emigranta, wygnańca, wędrowca z okresu pobytu w Stanach Zjednoczonych. Czujesz się wygnańcem?
- Nie wygnańcem, ale wędrowcem, bo całe życie wędrowałem. W wieku 5 lat szukały mnie wszystkie służby, a ja tylko chciałem iść przez las do dziadka. Zatrzymały mnie wysokie zboża, byłem za mały, żeby zobaczyć dom w dolinie i wróciłem. Na drodze spotkałem borsuczycę z dwoma młodymi. Do dzisiaj pamiętam jej wilgotny mały nosek, jak wciąga powietrze, chciała wydedukować czy byłem zagrożeniem dla jej młodych czy nie. Dopiero będąc w Stanach, dowiedziałem się od traperów, że nawet wataha wilków nie atakuje jednego borsuka, bo jest tak waleczny. Przeszła obok, wyczuła dziecko. Nie bałem się, bo skąd mogłem wiedzieć, że mam się bać zwierzęcia. To, co mnie przestraszyło, to nawoływania ludzi, okrzyki. Wróciłem do domu, przez tyralierę. Sąsiadka powiadomiła ekipę. To była moja pierwsza samodzielna wędrówka. Później już wędrowałem całe życie. Mieszkałem w kilkunastu polskich miastach. Jestem typem wędrowca, ale nie wygnańca. Nie czułem się nigdy wygnańcem, jeśli już to uchodźcą od kariery politycznej, czy od tej rzeczywistości, która się pojawiła w Polsce po 1991 roku. Polska została demokracją scentralizowaną, a nie obywatelską.
Moja mama uczyła się w gimnazjum katolickim w Dębowcu. Po wojnie matury z takich szkół nie były uznawane. Kiedy w kraju pojawił się francuski komunista Edward Gierek, napisała do niego list bezbłędną francuszczyzną i myślę, że zrobiła dobrą robotę dla wszystkich ludzi, którzy kończyli szkoły katolickie. Matury uzyskane w tych szkołach zostały uznane. Moja matka odmówiła też awansu do biura dowodów w Rzeszowie, warunkiem tej pracy było wyrzeczenie się wiary. Kilka dni później straciła pracę w Jaśle. Mój kręgosłup zawdzięczam matce, zawsze mnie wspierała.
W latach 70. nagrywałem rozmowy z żyjącymi żołnierzami armii Andersa. Jednym z ich był sąsiad, znakomity strzelec. Trafiał Niemca w bitwie o Monte Cassino w piętę, a potem go zabijał, drugim strzałem, a gdy wracali po szturmie, pokazywał: ten Niemiec z odstrzeloną piętą jest mój i wygrywał zakłady. Miałem kilkadziesiąt godzin nagrań magnetofonowych z żołnierzami. Ci ludzie w latach 70. jeszcze żyli. Pod wpływem Wańkowicza chciałem uchwycić historię. Wtedy to były herezje. Służba Bezpieczeństwa podczas jednej z pierwszych rewizji zagarnęła te taśmy z nagraniami. Przepadły, jak kamień w wodę. Nie wszystko pamiętam, ale jeden z żołnierzy mi powiedział, że jak wyszli z Rosji, to w Iranie spalili wszy bolszewickie.

- Jako opozycjonista śniłeś o innej Polsce.
- Polska nie ułożyła się w taki sposób o jakim ja marzyłem. Nie mieściłem się w tym układzie, który powstawał. Chciałem, żeby nasze miasta, miasteczka, wsie były wspólnotami na wzór takich w krajach Beneluksu w latach 30. Nie interesów kilku ludzi, którzy mają władzę.
W rafinerii, gdzie pracowałem, końcem 1978 roku wezwano mnie do działu kadr. Poprzedniej nocy przeszedłem przez ogrodzenie i podrzuciłem ulotki w szatniach kilku wydziałów, które sam redagowałem i powielałem. Jeden z pracowników stacji pomp wody pitnej (znam nazwisko) zobaczył co robię. Opuściłem zakład i nie wróciłem do domu. Wkrótce pojawiła się tam SB. Nie byłem członkiem Solidarności, nigdzie nie pracowałem, a Solidarność była związkiem zawodowym. W Dusznikach-Zdroju zostałem wiceprzewodniczącym Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” w wyborach 1989 r. Od czasu do czasu coś pisałem, ale pojawiło się nowe życie - córka, wybory i później wybory municypalne, miałem mało czasu na twórczość. W 1991 r. wyjechałem do Stanów Zjednoczonych. Skończyła się polityka, poezja, zaczął się hedonizm. Pracowałem 3 dni w tygodniu, miałem 4 dni wolne, raz na dwa miesiące miałem 11 dni wolnych, zjeździłem Stany wzdłuż i wszerz.

- Wróćmy do początków Twojej twórczości. Jak to się zaczęło?
- Korzenie mojej twórczości sięgają wczesnego dzieciństwa. Przez pierwsze trzy lata życia mieszkałem z rodzicami w Niegłowicach - Bajdach. Mama i babcia czytały mi książeczki z rysunkami, m.in. „Ali Babę i czterdziestu rozbójników”. Mama zauważyła, że przewracam kartki i mówię tekst. Widziałem obrazek i mówiłem z pamięci tekst. Gdy odwiedzały mamę koleżanki, to mówiła do nich: mój syn czyta (śmiech). Czasami było tak, że miałem jeszcze coś do powiedzenia, a książka mi się skończyła. Teraz dzieci tego nie doświadczają, bo mają komputery. Pięcioletnia córka przyjaciół dostała książkę dla dzieci, otworzyła i zaczęła przesuwać paluszek po kartce jak na ekranie smartfona. Była zdziwiona, że nic się jej nie pokazuje... Może to jest dobre dla wyobraźni dziecka, ale moja wyobraźnia rozwijała się w dzieciństwie na baśniach. W przedszkolu recytowałem wiersze i recytacja pozostała ze mną na długo. Miałem pamięć fotograficzną. W wieku 13-14 lat zacząłem pisać wiersze. Do szuflady.

- Bardzo wcześnie.
- Mój pierwszy poważy debiut zdarzył się w warszawskich Okolicach, zeszyt poetycki „Poetes Maudits” w 1982 roku. Z tego okresu pochodzi też recenzja Leszka Żulińskiego, jest cytowana w audycji Radia Koszalin, którą miałeś okazję odsłuchać. ”Mularski często bywa genialny i przewrotny co przydaje wierszom intelektualnej siły”. Pisaliśmy wtedy paraboliczne wiersze żeby przeszły przez cenzurę. Promował mnie w tamtych latach Jan Tulik, poeta, prozaik, dramatopisarz, krytyk i eseista. Dużo mu zawdzięczam i serdecznie dziękuję za wsparcie. Napisałem cykl dialogów - „Dialog w ciszy ze Zbigniewem Herbertem”, „Dialog z Mieczysławem Jastrunem”, „Dialog z Edwardem Gierkiem”. I ten wiersz wysyłałem też na konkursy, co nie było zbyt mądre. To ostry, polityczny, ośmieszający wiersz. Skończyły się nagrody i wyróżnienia W Rybniku w 1984 roku zdobyłem ostatnią nagrodę w konkursie „O złotą lampę górniczą”. Podczas gali aktorka Marzenka Trybała powiedziała „Dialog w ciszy Herberta z księżycem” do mikrofonu. Relacja z imprezy ukazała się w telewizyjnym „Pegazie”. Byliśmy wtedy na emigracji wewnętrznej, nie miałem zielonego pojęcia, że imprezę transmitowała telewizja.

- Miałeś idola?
- Nie miałem. Nie czytałem innych poetów, bo bałem się, że w podświadomości zacznę ich naśladować. Nie jestem zwolennikiem pisania pod wpływem. Jest teraz parę kobiet piszących pod wpływem amerykańskiej i latynoskiej poezji, którą znam bardzo dobrze i widzę te wpływy. Ludzie pisali też pod wpływem Zbigniewa Herberta. Gdzie są teraz te nazwiska? Ci co pisali pod jego wpływem, herbertowskim językiem, nie istnieją w świadomości literackiej naszego kraju. Te poetki, co mnie zdumiewa, zdobywają dosyć poważne nagrody. Pisanie pod wpływem nie jest plagiatem, ale podczepienie się pod czyjś język, styl, powinno być przedmiotem krytyki negatywnej, nie istniejącej - niestety - w Polsce. Teraz jest taki rynek, że wszystko można wydrukować. Krytyk związany geograficznie czy też akademicko z autorem pisze bardzo dobre recenzje mimo, że tomik jest po prostu czystą grafomanią.
Nie cenię poetów, którzy trwają przy jednym języku i piszą tak samo, nie eksperymentują. Znaleźli jakiś język i dobrze im z tym, bez żadnych poszukiwań. Bardzo cenię Agnieszkę Wolny-Hamkało, bo na przestrzeni 20 lat przechodziła z jednego języka w drugi. Za 20-25 lat może otrzymać następnego polskiego Nobla. Odkąd zacząłem pisać, dorobiłem się czwartego języka poetyckiego.

- Poetą się jest, czy poetą się bywa?
- Poetą się jest, bo musi się posiadać pewien stan umysłu. Moja poezja jest oparta na mikro zdarzeniach i rozrasta się w wiersz. Poetą się nie rodzi, tym wirusem się zaraża na którymś tam etapie życia. Różnie to bywa - dla jednych wcześniej, dla innych później. Wtedy to jest przymus, uzależnienie. Nie można funkcjonować, spać, coś cały czas krąży w głowie.
W Salonikach pomnik ma Jerzy Iwanow, polsko-grecki bohater, organizator ruchu oporu w Grecji. Dowódca niemieckiego garnizonu wymordował osobiście kilkadziesiąt osób. Gdy czarni pułkownicy przejęli władzę w Grecji, niemiecki morderca jeździł tam na wakacje. Dla mnie to było niepojęte. Napisałem wiersz, wzburzony tym faktem jak i przejęciem przez Deutsche Bank zabytków Grecji (JAKBY ZNÓW NIEMCOM BRAKOWAŁO OBSZARU). Powiedziałem o tym, by Ci uzmysłowić jak czasem pokrętny jest ten proces twórczy. Dużo wierszy powstaje z afirmacji, ale też ze sprzeciwu i niezgody.
Moją mantrą jest kobieta. Dużo pisze o życiu i losie kobiety. Od wynalezienia maszyny parowej zmienił się całkowicie ustrój małżeństwa. Kapitalizm potrzebował rąk do pracy- kobieta pracuje 8 godzin, wraca do rodziny i jest kucharką, sprzątaczką, nauczycielką dzieci i po 21 ma jeszcze jeden etat. Jak współczesna kobieta to wytrzymuje!? Co się dzieje z wychowaniem dzieci? Gdybym 30 lat temu Ci powiedział, że dzieci w szkołach będą się zabijać lub zabijać nauczycieli, wyszedł bym na szaleńca Nasza cywilizacja doszła do klifu, już nie ma miejsca, żeby iść dalej, trzeba coś zmienić. W 1972 r. w Bundestagu 3 posłanki i 3 posłów wprowadziło pod głosowanie ustawę, żeby niemieckiej matce przez 12 lat płacić średnią pensję, żeby pracowała w domu jako matka, ponieważ jej praca jest dla przyszłości narodu. Niestety ustawa upadła. To była pierwsza i jedyna próba uhonorowania matki przez jakiekolwiek gremium polityczne.
Rodzice nie mają wpływu na dzieci. Jest jak kiedyś w sowietach. Zostawały po szkole poddawane praniu mózgu. Ojciec krawiec wbił igłę w portret Stalina, bo tam po prostu trzymał igły. 11-latek powiedział o tym na zebraniu i na drugi dzień NKWD zabrało ojca i rozstrzelało. Brak pracy z dziećmi w rodzinie jest przerażający. Amerykanie mają tylko po 1-2 dzieci, bo każde z nich od urodzenia do pójścia na studia kosztuje 100 tysięcy dolarów. Dzieciorodność w krajach arabskich i Afryce jest bardzo wysoka. Piszę też o zanikaniu białego człowieka. Nazywam te wiersze antropologicznymi.

- Gdy czytam Twoje wiersze, odnoszę wrażenie, że jest to poezja ontologiczna, bliska takim pojęciom jak byt, istota istnienia, dotykająca bolesnych spraw.
- Nie interesują mnie wiersze szarady, zabiegi językowe, wiersze bez priorytetu, co jest modne, który się zaczyna, ale nie kończy, nie ma intelektualnej puenty i ma za zadanie nic nie mówić. To się wywodzi z tradycji francuskiej awangardy. Mnie to przeraża, gdy słyszę od moich przyjaciół naukowców z branży IT, którzy mówią, że w pewnym momencie komputery zaczną myśleć i wykonywać prace człowieka i np. pisać wiersze. Przerażają mnie też Chiny. „ WNUKI MOICH DZIECI TRZYMAJĄ UMARŁE HOSTIE, UJĘCIA WODY PITNEJ NALEŻĄ DO OBCYCH, PRZYSZŁOŚĆ PORAŻA KSIĄŻECZKAMI MAO”. Od 1995 roku do teraz 12 milionów Chińczyków uzyskało wyższe wykształcenie w USA, już nie potrzebują naszego know-how.

- Czym objawia się wena, zapał twórczy, natchnienie u poety?
- PRZEŚLADOWANIEM MÓZGU. Trzeba z siebie wiersze wyrzucić, nie dają spać. Jechałem kabrioletem z pracy i na czerwonych światłach nie zatrzymał się SUV Mitsubishi Montero i uderzył w moje auto od strony pasażera. Mógłbym uniknąć tego wypadku, gdyby nie pisał mi się wiersz w czasie jazdy. W 2015 r. wjechałem pod prąd na zjeździe z autostrady. Zatrzymałem się i pomyślałem: co ja robię, przecież taka jazda, to pewna śmierć. Wtedy zacząłem pisać - w pracy, w nocy praktycznie nie spałem, ciągle pisałem. Od 2015 do 2018 r. powstało 500 wierszy. Proces jest porównywalny z porodem, powstaje coś, czego kilka sekund temu nie było, nowe, nie ma takiego drugiego, rodziło sie z trudem, często z bólem, kochamy ten wiersz najmocniej, z czasem dojrzewa, korygujemy go jak zachowanie dziecka, rodzi się nowy i o tym starszym już nie myślimy.

- Piszesz nie tylko w języku polskim, ale również w angielskim. Realizujesz się w nim jako twórca?
- Była taka dyskusja między Josifem Brodskim a Czesławem Miłoszem. Miłosz napisał Brodskiemu, że jest hermafrodytą, bo pisze w dwóch językach - rosyjskim i angielskim. Brodski uważał, że jest to naturalne - trzeba używać języka kraju, skoro się w nim mieszka. W języku polskim znam ponad 10 tysięcy wyrazów. W angielskim mój słownik jest dużo uboższy niż kogoś, kto się tam urodził. Po śmierci Leonarda Cohena napisałem wiersz i wysłałem do jego syna, trwają przymiarki do napisania muzyki do tekstu.

- W USA podpisujesz wiersze Les Budnik Mursky.
- Wioletta Grzegorzewska, która mieszka na wyspie Wright w Anglii, używa pseudonimu Greg. Leszek lub Lesław jest nie do wymówienia dla anglojęzycznych spikerów. Stworzyłem pseudonim. Mam taki wiersz, w którym w połowie podpisuję się Les Budnik Mursky, a w drugiej połowie Leszek Mularski. Budnik to panieńskie nazwisko mojej mamy.

- Jak jest odbierana poezja w Stanach Zjednoczonych?
- Kupuje się więcej tomików niż w Polsce, miliony. Poezja ma wielki status, wręcz monumentalny.

- Na czym to polega?
- Niemal każde miasto i stan ma swojego poetę laureata i poetę juniora laureata. Ma swoją poetkę Biały Dom. Jesteś przez rok poetą laureatem danego miasta i musisz kilka razy w roku występować na oficjalnych uroczystościach. Czytasz wiersz lub piszesz esej. To honoruje poetę, daje mu prestiż, ale również jest to prestiż dla miasta, społeczności. Poeta otrzymuje roczne stypendium, wynoszące od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy dolarów. Gdy ma się już publikacje, jest się cenionym, to zaprasza go szkoła wyższa, daje katedrę i ludzie przychodzą na warsztaty, mówisz o swojej poezji, czytasz wiersze. Moją sąsiadką jest noblistka z 2020 r. Louise Gluck, wiele lat temu dostała pracę w Harvardzie i 80 tysięcy dolarów rocznie. Niezwykle sympatyczna pani.

- Z poezji da się żyć w USA?
- Tak, ponieważ państwo, instytucje, stany, zarządy miast wspierają poetów.

- Tekst pisany wierszem nie jest łatwym w powszechnym odbiorze. Poezja jest tylko dla elit intelektualnych?
- Jak nazywa się monument po polsku?

- Pomnik.
- Do 1939 r. mówiło się monument. Poeta warszawski napisał wiersz i użył wyrazu pomnik. Poezja jest pracą w języku, żeby właściwość przedmiotu czy zjawiska była oddana jednym wyrazem lub wersem. Wpuścić kogoś w maliny? W wierszu podmiot umówił się w malinowym chruśniaku i ona nie przyszła. Nie zdajemy sobie sprawy ile zwrotów, neologizmów, wyrażeń z poezji przeszło do potocznego języka. Owszem, żeby zrozumieć wiersz, ktoś musi być oczytany. Ten sam poeta użył w wierszu wyrazu wszechnica, ale używamy obcego wyrazu uniwersytet, greckiego wyrazu biblioteka, a nie książnica. Pomnik się przyjął. Z poezją jest jak z butelką z listem rzuconą z okrętu. Wielka poezja może zabrać tę butelkę, a może nie, ale trzeba pisać.

- Po 30 latach przyleciałeś z USA do Polski i Twoja aktywność jest zauważalna w środowiskach twórczych.
- Wrocław przyjął mnie bardzo ciepło. Miałem spotkanie w klubie Pieśniarze. Uczestniczę w żywym życiu literackim miasta: w Ośrodku Postaw Twórczych, spotkaniach pisma „Helikopter”, pisma sieciowego „Zakład”. Doktor Stanisław Dłuski zaprosił mnie na Najazd Awangardy na Rzeszów za co mu serdecznie dziękuje jak i za wspólny wywiad w TVP i w Teatrze im. Siemaszkowej. Aktorzy czytali nasze wiersze, trochę mówiliśmy o sobie. Drukowało moje wiersze emigracyjne pismo z Norwegii „Obszary Przepisane”, ukazały się w antologii „Pętla warszawskiej ZLP”, w rybnickim „Wytrychu” dwukrotnie. Rzeszowski „Nasz dom” kilka razy zamieścił moje wiersze. Ja tylko wysyłam wiersze tam, gdzie jestem zapraszany. Obecnie zaproszono mnie do druku w „Helikopterze”, kultowym piśmie z Wrocławia. Mam złożoną książkę poetycką ”Nie słyszę śpiewu kobiet” i „ Dialogi w ciszy żywych i umarłych”.

- Nad czym obecnie pracujesz?
Nad składaniem dwóch kolejnych tomików. Mogę wydać w 2022 r. cztery książki poetyckie. Oprócz tego piszę sztukę teatralną, o szoku kulturowym pomiędzy amerykańską komunistką, a emigrantem z Europy, Polakiem, który był antykomunistą.

- Jako twórca, osoba wrażliwa, jak odnajdujesz się w dzisiejszych, zwariowanych czasach?
- Są ciekawe nowe technologie, ale nie nowe prądy filozoficzne. Nasza cywilizacja się sypie. Na spotkaniu w auli Harvardu z Josephem Hellerem i Kurtem Vonnegutem, zarzuciłem im, że oddali rząd dusz technokratom. W Stanach Zjednoczonych jak się przedstawiam, to mówię, że moja matka była kobietą. Teraz matka chłopca może być mężczyzną. Zmieniają się bodźce kulturowe. Trzeba tworzyć nowe toposy. Jak nazwiesz matkę chłopca, który jest mężczyzną, czy to się da powiedzieć w poezji? Byłem na pierwszej mszy w pierwszym na świecie kościele dla gejów w Bostonie w roku 1996, przyjąłem zaproszenie przyjaciółki, traktowałem zdarzenie jako curiozum antropologiczne.
Uważam metafizykę za bardzo ważną dla człowieka. Mój dialog „W ciszy księżyca z Herbertem” o tym mówi. Herbert pisze, że metafizyka jest szkodliwa, ja polemizuję z nim („Jak można nie pisać wierszy o księżycu!? Gdyby nie księżyc wszystkie marzenia stałyby się osiągalne”).
Czuję się znakomicie, bo mam w USA dostęp do najświeższych trendów filozofii. Świat artystyczny przybywa do NYC, do Bostonu i ja korzystam. Moim ulubionym naukowcem jest John Nash, matematyk, schizofrenik, noblista. Napisałem wiersz ”Poezja i Matematyka” w którym połączyłem czeskiego noblistę, poetę robotnika Jaroslava Seiferta, który mnie fascynował od dzieciństwa, Janka Tulika i Nasha. Wrażliwa precyzja dwóch poetów i matematyka. Nie wymyślam tematów, one do mnie przychodzą.
Kto dzisiaj pamięta rosyjskiego poetę Chlebnikowa, który pisał tylko same litery bez wyrazów i każda miała jakieś znaczenie. Kto pamięta o dadaistach? A mistyczny XIII-wieczny poeta myśli, mistyk perski Rumi ma milion odsłon każdego dnia na Google. Dlatego uprawiam poezję myśli.
Zmienia się otoczenie poezji. Face Book, Instagram, pisma sieciowe, slamy, zdalne spotkania poprzez internet. Publikuję na Instagramie i Face Booku jako Lester Mursky. Można tam przeczytać moje wiersze w dwóch językach jak i tłumaczenia wierszy z angielskiego, ostatnio noblistki Louise Gluck. Poeta chodzi po ziemi jak albatros. Pokracznie to wygląda, źle się czuje w życiu materialnym, bo trzeba mieć stół, krzesło, dach nad głową, nie ma rąk stworzonych do czegoś innego niż do literatury. Jak pisze, szybuje wysoko i wtedy jest pięknie. Jest wciąż we mnie radość z pisania i to mnie cieszy.
Rozmawiał:
Bogdan Hućko

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na jaslo.naszemiasto.pl Nasze Miasto