Podczas ogłaszania prawomocnej decyzji, oskarżonego nie było na sali sądowej. Wyrok SA w niczym nie różnił się od tego, jaki zapadł przed sądem okręgowym.
Zmienił się nieznacznie opis czynu: okręgowy uznał, że zabójca trzeci i ostatni cios zadał ofierze, kiedy jej ciało przeniósł do swojego forda transita. Oprotestował to obrońca oskarżonego, twierdząc, że nie ma najmniejszego dowodu na to, że taki cios został zadany, co stało się jednym z argumentów za złożeniem apelacji w sądzie apelacyjnym. Wprawdzie na ściance, dzielącej przedział bagażowy transita od kabiny kierowcy eksperci krakowskiego Instytutu Badań i Ekspertyz Sądowych znaleźli ślady krwi ofiary, ale nie byli w stanie potwierdzić ponad wątpliwość, że to rozbryzg w wyniku zadanego ciosu.
Sąd apelacyjny nie potwierdził za to, że co najmniej dwie rany zadano Halinie G. tępokrawędzistym narzędziem jeszcze w jej domu.
- Nie było żadnego bezpośredniego dowodu winy w postaci śladów biologicznych oskarżonego lub świadków zbrodni, ale zamknięty łańcuch poszlak wskazywał na niewątpliwą winę oskarżonego – tłumaczył sędzia Zygmunt Dudziński, przewodniczący składu sędziowskiego.
Dlaczego zabił?
Janusz G. był z byłą żoną współwłaścicielem działki w Jaśle, na której urządził punkt skupu złomu. Po rozwodzie ta nieruchomość stała się przedmiotem postępowania sądowego o podział majątku. Wielu świadków wskazywało na to, że Janusz G. ogromną wagę przywiązywał do tego biznesu, choć przynosił mu raczej straty.
Było ogromne prawdopodobieństwo, że w wyniku porozwodowego podziału majątku mężczyzna straci prawa własności do co najmniej połowy działki, co sprawi, że straci też ukochany biznes. Na dwa dni przed tym, kiedy sąd miał ogłosić decyzję w tej sprawie, Halina G. zniknęła.
Dla sądu był to silny motyw, bo zniknięcie współwłaścicielki przerywało przewód spadkowy. Mimo formalnego stwierdzenia jej zgonu.
- Betlejemskie Światło Pokoju dotarło do jasielskich policjantów
- Jasielszczyzna wspiera Tomusia. Trwa zbiórka na leczenie chłopca z Kleci [ZDJĘCIA]
- Daniel Myśliwiec trenerem Stali Rzeszów. Jaślanin wprowadzi rzeszowian do 1. ligi?
- Kalendarz Jasielski 2021 już dostępny. Kup go i wspomóż działalność miłośników Jasła
- Jaślanie zasłużeni dla kultury otrzymali nagrody burmistrza [ZDJĘCIA]
- Grzegorz Schabiński chce być wiceburmistrzem Jasła. Za symboliczne 100 zł
Jak zabił?
Jeszcze w 2012 r. Janusz G. przy świadkach zaatakował swoją byłą żonę, która na ulicy publicznej wysiadała z samochodu, a kiedy schroniła się wewnątrz, wybił szybę pojazdu. Sąd skazał go za to zakazem zbliżania się do ofiary na bliżej niż 50 m. Latem 2 lata później Halina zniknęła.
Śledczy, a potem sędziowie w Krośnie ustalili ciąg wydarzeń: 5 sierpnia przed godz. 20. z punktu skupu złomu Janusza G. wyjechał ford transit, którego był właścicielem. Potwierdził to zapis monitoringu. Wóz wrócił na miejsce o godz. 22.21. W tzw. międzyczasie pojazd widziany był w okolicach ogródków działkowych, w pobliżu stał dom ofiary.
Eksperyment sądowy wskazywał, że wystarczy 6 minut, by pokonać ten dystans. Kierowca widziany był tu przez świadka, który rozpoznał Janusza G. na okazaniu po sylwetce i sposobie poruszania się.
Ok. 21.15 Halina jeszcze żyła, co potwierdzają sąsiedzi, których odwiedziła, i bilingi jej rozmów. Znający ją wiedzieli, że nie wpuściłaby byłego męża do domu, ale też znali jej zwyczaj, że przed snem wychodziła na ganek domu na papierosa. Ten zwyczaj znał też oskarżony i - zdaniem sądu – to był moment, w którym mógł wepchnąć ofiarę do wnętrza i wtargnąć za nią i zadać śmiertelne ciosy.
Ślady krwi ofiary znaleziono w korytarzyku domu, na doniczce przed domem, zniknął dywanik z przedpokoju. Logiczny ciąg dalszy wydarzeń wskazuje, że napastnik przeniósł ciało do transita, który pojawił się w punkcie skupu złomu o 22.21.
Po tym czasie monitoring zarejestrował, jak z działki Janusza G. kilkanaście razy jakaś postać w ciemnej odzieży wyjeżdża rowerem i z reklamówką, a wraca już bez niej. Rowerzysta kursował w ten sposób do ok. godz. 6. Rano. Nie ma dowodu na to, że to Janusz G., ale dla sądu była to kolejna silna poszlaka.
Oskarżony nigdy nie przyznał się do winy, podczas kilkunastu przesłuchań na ogół odmawiał zeznań, jak również badań wariografem. Raz jeden tylko zeznał, że tej nocy wóz zepsuł mu się w drodze i wymagał pomocy mechanika samochodowego. Nigdy jednak nie podał personaliów tego mechanika, ani warsztatu, w którym pracował.
Wyrok 25 lat więzienia jest prawomocny, skazanemu przysługuje jeszcze wniosek o kasację wyroku.
- Wydając ten wyrok mamy poczucie ogromnej odpowiedzialności, ale też jesteśmy absolutnie przekonani, że Janusz G. popełnił zarzucany mu czyn – zapewniał w ustnym uzasadnieniu sędzia Zygmunt Dudziński. – Analizowaliśmy przedziały czasowe, drogi przemieszczania, motywy, szereg okoliczności. Uważamy ten wyrok za słuszny.
ZOBACZ TEŻ: Flesz:Tarcza antykryzysowa a milionowe odprawy
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?